Jeszcze dwie dekady temu mówili o takiej "chłopczyca". Dziwna jakaś, bo pcha się między chłopców i na równi z nimi chce się za piłką uganiać. Idź, dziewczynko, w klasy grać albo w gumę skakać, wyganiali. Boisko jest dla nas, facetów!
Gdyby w 2016 roku przyszło komuś do głowy wyganiać dziewczynki z piłkarskiej murawy, o Mistrzostwo Polski dzieci rywalizowałoby 120 tys. osób mniej! A krośnieńska drużyna Beniaminek Girls nie zdobyłaby na turnieju wicemistrzostwa kraju.
Huknęła tak, że tylko się siatka zatrzęsła. Raz, drugi, trzeci. Cienkie jak patyczki dziesięcioletnie nogi skrywają najwyraźniej siłę, której życzyłby sobie niejeden trampkarz. Zwłaszcza ta lewa. – "Lewa nóżka"? To Kinga Głód. Świetna, prawda? – Marcin Maculski, trener drużyny Beniaminek Girls Krosno, nie potrzebuje przytaknięcia. On wie, co mówi.
Na potwierdzenie swoich słów ma zresztą werdykt największych piłkarskich autorytetów w kraju, ze Zbigniewem Bońkiem na czele, którzy przyznali dziesięciolatce tytuł najlepszej zawodniczki finałowego turnieju "Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku". Zawody mające rangę Mistrzostw Polski dzieci do lat 10 i 12 rozegrano na przełomie kwietnia i maja w Warszawie. O miejsce w nich co roku walczy kilkaset tysięcy dzieciaków, a Beniaminek Girls przywiozły z turnieju tytuł wicemistrza kraju w kategorii dziewczynek do lat 10. – To największy sukces w piłce nożej w historii Krosna – nie kryje radości i satysfakcji trener.
Krośnianek nie mogło zabraknąć na warszawskich finałach. Do reprezentującej Podkarpacie drużyny żaden inny zespół z regionu nawet się poziomem nie zbliżył. Wojewódzkie zmagania o awans na turniej w stolicy Beniaminek Girls zakończyły z kompletem zwycięstw. Strzeliły przy tym 50 goli, tracąc tylko 1. – Gramy trochę innym systemem niż inne drużyny. Ofensywnie, nie murujemy bramki, licząc na jedną szybką zawodniczkę z przodu – opowiada Marcin Maculski.
Ta taktyka doskonale sprawdziła się w dwóch meczach fazy grupowej finałów. Krośnianki pokonały w nich SP2 Biskupiec (woj. warmińsko-mazurskie) 4:0, a reprezentujący Dolny Śląsk LKS Dragon Miszkowice rozgromiły aż 9:0. Z grupy wyszły z drugiego miejsca, ponieważ 1:3 uległy zawodniczkom z mazowieckich Ząbek. W ćwierćfinale pokonały drużynę z Łodzi (1:0), a w półfinale odprawiły do domu małe katowiczanki (2:1).
W rozegranym na Stadionie Narodowym finale grały jak zawsze – bez kalkulacji, do przodu. Rywalki z Inowrocławia żądliły jednak bezlitosnymi kontrami. Beniaminek Girls przegrały finał 1:3.
W drużynie trenuje 15 dziewczynek w wieku 8-10 lat. Spotykają się dwa razy w tygodniu, a przed ważniejszymi turniejami – trzy lub nawet więcej. Ćwiczą technikę i omawiają taktykę. Potem rozgrywają między sobą mecz. Aż miło patrzeć, jak drobne zawodniczki biegają po murawie, dryblują i wymieniają się podaniami. Inne bronią tak, jakby rozgrywały właśnie najważniejszy mecz w życiu.
Na boisku obok formę szlifują chłopcy. – Czy jest różnica w treningu? Oczywiście – odpowiada bez namysłu trener Maculski, który w Szkółce Piłkarskiej Beniaminek opiekuje się i drużyną dziewcząt, i chłopców. - Dziewczyny koncentrują się bardziej na treningu, angażują się w niego na sto procent. I szybciej rozumieją polecenia. Są także bardziej emocjonalne i boleśniej przeżywają porażki.
Z obserwacji trenera Maculskiego wynika, że stereotyp mówiący o wyłącznie męskiej piłce nożnej w ostatnich latach mocno się zdezaktualizował. - Dzisiaj – tłumaczy – nawet w niewielkich miejscowościach powstają dziewczęce drużyny.
W Krośnie pionierem w tym zakresie była SP nr 8. Obecnie, tylko w tej jednej szkole, pod okiem Marcina Maculskiego w piłkę kopie prawie 40 dziewcząt. Te najlepsze trener wybrał do gry w Beniaminku. – Z drużyną szkolną zdobyliśmy już kilka razy Mistrzostwo Podkarpacia. Chcieliśmy jednak powalczyć o coś więcej. Nie zmienia to faktu – podkreśla – że zasługi "Ósemki" dla rozwoju dziewczęcego futbolu w Krośnie są ogromne.
– Równie ważny – zaznacza szkoleniowiec – jest rozwój bazy treningowej w Krośnie. Dzisiaj nie jedziemy już z kompleksami na obiekty w Krakowie czy Warszawie. Mamy takie same warunki w Krośnie. To pozwala patrzeć z optymizmem w przyszłość. Jestem pewien, że wśród tych dziewczynek – wskazuje na trenujące zawzięcie zawodniczki – są przyszłe reprezentantki Polski.
Trening Joasi ogląda pani Małgorzata Gazda, mama zawodniczki. Przyznaje, że od znajomych, zwłaszcza mężczyzn, zdarza się jej jeszcze z rzadka usłyszeć, że córka wybrała sobie niedziewczęcy sport. – Skoro to lubi, to czemu nie? – odpowiada wówczas. I dodaje: – Najważniejsze, że dziecko się rusza. I ćwiczy charakter, bo na początku to była pewnie zabawa, ale w miarę jak przyszły sukcesy, widać, że wkłada w to całe serce.