- W pewnym momencie zachorowałam i miałam przerwę w pracy. Gdy wróciłam, mojej firmy już nie było. Trzeba coś z życiem zrobić, pomyślałam. Urząd pracy skierował mnie na kurs dekoratorski i od tego wszystko się zaczęło - rozpoczyna Anita Płaza, do niedawna kadrowa.
Na kursie zakochała się w technice dekupażu. Zaczęła wycinać z serwetek motywy dekoracyjne i naklejać je na stoliki, szafki, pudełeczka, na niemal wszystko w jej domu, potem wielokrotnie je lakierowała aż wycinanki wtopiły się w powierzchnię i zaczęły wyglądać jak malunki. Efekty spodobały się także znajomym Anity Płazy, a potem znajomym jej znajomych. - Poczta pantoflowa to najskuteczniejsza promocja. Wkrótce zaczęłam więc myśleć, aby zająć się tym zarobkowo, ale wiedziałam, że na samym dekupażu daleko nie zajadę. Musiałam znaleźć coś jeszcze - opowiada.
O tym, co to będzie, zdecydował przypadek, a dokładnie ostatnia szansa, jaką koleżanka Anity Płazy postanowiła dać starej, w sumie skazanej już na spalenie komodzie. - Mówiła o niej "rupieć". Zapytała mnie kiedyś, czy nie spróbowałabym jej odnowić. To był kawał mebla: miała osiem szuflad i była wielkości dwóch takich stołów - wskazuje na stojący na środku "Kuźni" stół kuchenny.
Ratowanie komody pochłonęło ją bez reszty. Gdy skończyła, wiedziała już, że właśnie znalazła to "coś".
Najpierw zaczęła sama zgłębiać temat renowacji mebli, potem zwróciła się do Urzędu Pracy z wnioskiem o indywidualny kurs w tym zakresie. - Lepiej trafić nie mogłam - ocenia prawie dwumiesięczne, bardzo intensywne szkolenie przeprowadzone w Krakowie przez specjalistę od renowacji mebli barokowych. - Na kursie były tylko dwie osoby. Uczyliśmy się teorii, potem praktyki. Najważniejsze było jednak to, że prowadzący potrafił zaszczepić w nas pasję do tego, co robiliśmy.
Anita Płaza przyznaje, że w Krośnie nie ma zbyt dużego zainteresowania renowacją mebli antycznych, ale wiedzę i umiejętności zdobyte podczas kursu z powodzeniem wykorzystuje w nieco inny sposób. Od jakiegoś czasu panuje bowiem moda na styl retro i chętnych na odnowienie lub przerobienie mebli w takim właśnie guście nie brakuje. Jedni przynoszą jej fotele czy szafki mając już w głowie gotowy pomysł na ich metamorfozę, drudzy zdają się na nią.
Czasami sama wyszukuje meble, którym chce podarować drugie życie. Po reanimacji trafiają one do "Kuźni" (ul. Podwale 57), otworzonej przed Wielkanocą za unijny, nisko oprocentowany kredyt dla rozpoczynających działalność przedsiębiorców. Anita Płaza ustawia na nich bibeloty wykonane zarówno własnymi rękoma jak również przez zaprzyjaźnionych rękodzielników. Obecnie, przed świętami, najwięcej jest tu ozdób bożonarodzeniowych - bombek, zawieszek, stroików i świeczników - ale w "Kuźni" znaleźć można także biżuterię, rzeźby czy obrazki. Cuda-wianki, jak sama mówi. - Bo "Kuźnia" stała się takim punktem kontaktowym dla lokalnych artystów - wyjaśnia właścicielka sklepu. - Mam tu wyroby kilkunastu osób, które potrafią tworzyć wspaniałe, piękne rzeczy, ale do tej pory nie miały możliwości ich pokazania. A dzięki "Kuźni" mogą zaistnieć, więc wyciągają je z szuflady.
Jedna z artystek - autorka haftowanych aniołków na choinkę - właśnie wchodzi do "Kuźni". Zamienia kilka słów z właścicielką: pyta, czy się podobają klientom i czy coś w nich zmienić. - To pani, która podobnie jak ja straciła zdrowie, potem pracę i teraz chce coś robić. Dla wielu osób z podobną historią rękodzieło stanowi pewien rodzaj odskoczni - wyznaje Anita Płaza.
I przysłowiowych nowych drzwi, które otwierają się wtedy, gdy inne się zatrzaskują.
A czy z tego, co spotkało ją za tymi drzwiami, da się wyżyć? Anita Płaza odpowiada, że szału nie ma, ale na życie jest. - A oprócz tego, że jest na życie - zaznacza - to przede wszystkim czuję satysfakcję, której praca za biurkiem mi nie dawała. A teraz robię to, co lubię, budzę się rano z uśmiechem na twarzy i w dobrym humorze, bo wiem, że mam fajną robotę do wykonania. A gdy już ją wykonam, to przyjdzie ktoś, kogo ona ucieszy. Dlatego dzisiaj mogę powiedzieć, że stanęłam na nogach, uśmiechnęłam się do życia, a ono uśmiechnęło się do mnie.