Elżbieta Klimko urodziła się z zaawansowanym niedorozwojem stawu biodrowego. - Moja panewka, czyli część kości miednicznej, która składa się na staw biodrowy, nie wykształciła się prawidłowo. Natomiast głowa kości udowej była wielkości ziarnka grochu, a ja nie mogłam stawać na tę nogę.
Z tego powodu w dzieciństwie przeszła aż 11 skomplikowanych operacji, m.in. w Przemyślu, Warszawie i Zakopanem. – Gdy miałam osiem lat, lekarze z Kanady zoperowali mnie i przez przeszczep ze zdrowego biodra do chorego pobudzili do wzrostu głowę kości udowej. Później przeszłam operację wydłużenia kończyny.
Zabiegi udały się na tyle, że Ela mogła chodzić i w miarę normalnie funkcjonować. Gdy urodziła synka i okazało się, że chłopiec choruje na dziecięce czterokończynowe spastyczne porażenie mózgowe, mogła się nim zaopiekować.
- Przez całe jego dzieciństwo i młodość byłam na tyle sprawna, że zapewniłam mu właściwą opiekę. To były lata jego rehabilitacji, pobytów w sanatoriach i operacji, dzięki której może chodzić. Jest na tyle samodzielny, że sam zamieszkał w Krakowie. Po studiach planuje podjąć pracę.
Niestety w tym czasie pogorszył się stan zdrowia 50-latki. Coraz trudniej jej się poruszać. Bóle kręgosłupa, biodra, kolana i stopy bardzo się nasiliły, a rehabilitacja nie odnosi takich skutków jak kiedyś. - Krótkie dystanse pokonuję o kulach, a na dłuższych korzystam z wózka inwalidzkiego. Staram się oszczędzać moje biodro, więc częściej jeżdżę samochodem, sporadycznie wychodzę z domu. Od kilku miesięcy pracuję też zdalnie.
Ela chce pozostać aktywna zawodowo i kontynuować leczenie syna, żeby zadbać o jego przyszłość. Nie chce być też dla niego obciążeniem, a bez operacji jest skazana na wózek inwalidzki.
Dlatego znalazła specjalistów, którzy podejmą się rekonstrukcji jej stawu biodrowego. – Dr Dror Paley przeprowadzi zabieg, ale tylko ze swoim zespołem w klinice Paley Institute w USA. Jeśli operacja się uda, będę sprawniejsza, a ból zniknie – mówi krośnianka.
Problemem jest koszt operacji i sześciotygodniowej rehabilitacji, którą Ela musi przejść w Stanach Zjednoczonych. Wynosi on 339 tys. zł. - Do tego będę musiała pokryć koszty moich przelotów, wyżywienia i zamieszkania oraz mojego opiekuna, którego obecność jest wymagana przez klinikę. W czerwcu będę ustalać termin operacji i wtedy trzeba będzie wpłacić 10 tys. dolarów zaliczki. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, operacja odbędzie się na początku przyszłego roku.
Koszty przerosły możliwości finansowe krośnianki, dlatego rozpoczęła zbiórkę na platformie siepomaga.pl. - Jestem ogromnie wzruszona, bo spotkałam się z bardzo serdecznym odbiorem. Na moją prośbę o pomoc zareagowali nie tylko moi przyjaciele i znajomi z Krosna, ale również osoby, które mnie nie znają. Każdy kto mnie wspiera jest dla mnie ważny, ale gdy w rodzinnym mieście spotyka mnie tyle ciepła i zrozumienia, to chce się żyć i walczyć.
Do Eli zgłaszają się również osoby, które oferują licytacje. Do tej pory udało się jej uzbierać prawie 57 tys. zł. Brakuje ponad 280 tys. zł. Krośniance można pomóc, wpłacając pieniądze tutaj.
Ela Klimko poinformowała w mediach społecznościowych, że operacja zostanie przeprowadzona 7.02.2024 roku.
- Pięknie Wam dziękuję za wszystkie wpłaty od momentu publikacji posta przez portal oraz udostępnienia. Trudno jest okazać wdzięczność wszystkim prostym wpisem. W zamian za to obiecuję, że jak wszystko pójdzie pomyślnie, to zatańczę na środku krośnieńskiego rynku scenę z filmu „Znachor”, kiedy to syn młynarza odzyskuje władzę w nogach – napisała.
Znam Elę osobiście. To człowiek o wielkim sercu, pomocna innym, to kobieta którą życie nie raz dotknęło. Mimo wszystko zawsze uśmiechnięta, nie narzeka, nie skarży się... co dajesz to zbierasz ❤️pamiętajmy o tym.