Krośnianka maluje bieszczadzkie anioły. O twórczości Joanny Pawłowskiej

Wśród polnych kwiatów z instrumentem w dłoniach - aniołów Joanny Pawłowskiej nie sposób pomylić z innymi. Krośnianka od wielu lat maluje nie tylko je, ale również bieszczadzkie cerkwie, kapliczki, a nawet strachy na wróble. Obrazy powstają na starych deskach, które w ten sposób zyskują drugie życie.
- Nie wiem skąd u mnie ta fascynacjach łemkowską i bojkowską kulturą – mówi pani Joanna. – Może to z powodu dziecięcych wycieczek po górach?
Anna Twardy

Joanna Pawłowska od dziecka miała artystyczne zacięcie. Artystka pochodzi z Krosna, ale od kilkunastu lat mieszka i tworzy w Jedliczu. Malarskiego rzemiosła uczyła się w Liceum Plastycznym w Miejscu Piastowym. – Po ukończeniu szkoły długo nie wracałam do pędzla – mówi. – Miałam inne zajęcia, ale w końcu sprawy zdrowotne sprawiły, że musiałam pozostać w domu. No i coś trzeba było wymyślić.

Wtedy przypomniała sobie, że potrafi malować. - Na początku musiałam sobie wszystko powtórzyć, teraz tydzień to najdłużej, jak nie mam pędzla w dłoni – mówi.

Cerkwie, kapliczki, anioły i strachy

Dopóki zdrowie pozwalało pani Joanna często wędrowała po Bieszczadach i Beskidzie Niskim. Po drodze spotykała stare cerkwie i przydrożne kapliczki oraz rozpadające się bojkowskie i łemkowskie chaty, zwane chyżami.

Krośnianka zaczęła więc je malować. Po nich przyszedł czas na anioły. – Zawsze żartuję, że jak byłam pierwszy raz w Bieszczadach, dawno temu jako małe dziecko, gdy nikt nie słyszał jeszcze o bieszczadzkich aniołach, któryś z nich musiał mnie trącić swoim skrzydełkiem. Dlatego teraz je maluję – mówi z uśmiechem.

Maluje od 6 rano całkowicie poświęcając się swojemu zajęciu. Na chwile wytchnienia do ogrodu wyciąga panią Joannę z domu pies Pako
ANNA TWARDY

Zazwyczaj są to anioły grające na różnych instrumentach: skrzypcach, wiolonczeli, czy harfie. Pani Joanna maluje również strachy na wróble. – Kiedyś jadąc samochodem, zobaczyłam stracha na wróble, na którym siedziały ptaki. Zawiał wiatr, a on wyglądał jakby grał na skrzypcach. Wyglądał jak w bajce. Musiałam go namalować – opowiada.

Zaczęły więc też powstawać strachy grające na instrumentach. – Ludziom, zwiedzającym galerie, w których są moje prace, zaczęło się to podobać. Śmiesznie to trochę wygląda, ale w bajkach wszystko jest możliwe – dodaje pani Joanna.

Krośnianka uwiecznia również łąki i kwiaty. Jedyne czego nie wykonuje to portrety. – Nie mam do tego daru – przyznaje szczerze.

Drugie życie desek

Artystka maluje farbami akrylowymi z reguły na lipowym lub orzechowym drewnie, pozyskanym ze starych domów i stodół. Wcześniej tworzyła na płótnie, później na różnych płytach, aż w końcu znalazła kawałek starej deski. – Przypomniał mi się zapach starych cerkwi i chyży – mówi. – Ta deska właśnie tak zaczęła pachnieć. Wtedy zrozumiałam, że w końcu odnalazłam to, czego pragnęłam.

W tworzeniu wspiera i pomaga artystce jej mąż. To on przygotowuje deski, żeby mogły spełnić funkcję podobrazia. Czyści je albo zbija w jedno. – A później siadam ja i przenoszę się w zupełnie inny świat – dodaje pani Joanna.

 Pani Joanna deskom ze starych stodół daruje drugie życie
Anna Twardy

Tworzy też obrazy na starych formach hutniczych. – Każda forma składa się z dwóch połówek, zazwyczaj wykonanych z dębowego drewna. W środku ma wyżłobiony z tych dwóch części kształt np. dzbanka, flakonu lub kieliszka. Mój mąż rozdziela te połówki, a ja na każdej z nich maluję. Ciężko jest na nich tworzyć, bo są wklęsłe i trudno zachować proporcje oraz perspektywę, ale efekt końcowy jest znakomity.   

Swoje prace pani Joanna stara się wykonywać w ciepłych, radosnych kolorach. Najbardziej odpowiada jej światło zachodzącego słońca.

Krośnieńsko-bieszczadzka artystka

Po raz pierwszy obrazy pani Joanny można było zobaczyć w galerii „U Tesi” w sanockim skansenie. Teraz jej prace można najczęściej spotkać w bieszczadzkich galeriach: Czarny Kot w Cisnej, Synagoga w Lesku, czy Barak w Czarnej oraz na kiermaszach sztuki i rękodzieła, w których pani Joannie zdarza się uczestniczyć.

Obraz powstały z połówki formy hutniczej przedstawiający cerkiew
Joanna Pawłowska

Fajnie jest złapać kontakt z odbiorcą. Gdy widzę uśmiechnięte twarze na widok moich prac i wiem, że się one podobają, to serce rośnie. Na jarmarkach rękodzielniczych zdarza się, że podchodzi do mnie starsza pani i opowiada, że ona w takiej chyży mieszkała jako dziecko. 

Pani Joanna jest osobą pełną życia, radosną. Dostrzega rzeczy, które inni mijają obojętnie. – Trzeba pielęgnować w sobie to dziecko, tę ciekawość świata – mówi. – Na przykład rok czy dwa lata temu w Bieszczadach spotkałam z mężem sejmik bociani na polach. Aż dech zaparło, tak to pięknie wyglądało.  

Krośnianka zawsze miała dużo pomysłów. – Bez pracy to ja się męczę – wyznaje. – Jak nie maluję, to robię na drutach albo szyję coś dla siebie.

Jedną z jej fascynacji jest ceramika, której jak na razie nie udało się jej nauczyć. W domu ma za to pełno ceramicznych prac swoich znajomych.

Obrazy pani Joanny można zobaczyć na jej stronie internetowej.

KOMENTARZE
KOMENTARZE WYRÓŻNIONE
toja71113
29.08.2020 21:27

Pani Joanna ma prawdziwa dusze artystki. Jej prace sa piekne i fascynujace. Zycze Pani zdrowia i radosci z tworzenia duzych i malych dziel. A Anioly szczegolnie te bieszczadzkie beda Pani wdzieczne i beda sie Pania opiekowaly.

toja71113
na forum od listopada 2017
WSZYSTKIE KOMENTARZE (1)