Konflikt w PKS. Związki grożą strajkiem

Starosta powiatu krośnieńskiego nie zamierza odwołać prezesa PKS. To odpowiedź wobec stanowiska związków zawodowych, które z zarządem spółki są w sporze zbiorowym i grożą strajkiem.
Od roku właścicielem PKS Krosno jest powiat. Baza spółki nadal mieści się w Krośnie, ale firma ma siedzibę w Iwoniczu-Zdroju

Od maja 2011 PKS będący spółką Skarbu Państwa został skomunalizowany - przejął go powiat krośnieński. Samorząd powołał nowego prezesa, poręczył kredyt na restrukturyzację zakładu.

Zaledwie kilka miesięcy później związki zawodowe, które wcześniej same apelowały do starosty o przejęcie i ratowanie spółki, weszły z zarządem w spór zbiorowy. Związkowcy zarzucają prezesowi mobbing, represje wobec pracowników i przedstawicieli związków, redukcję zatrudnienia. Poszło też o brak premii, ekwiwalenty za tzw. sorty mundurowe oraz wyśrubowane ich zdaniem normy zużycia paliwa. Ostatnio doszedł postulat, by spółka nie zatrudniała nowych kierowców.

Mediacje między skłóconymi stronami nie przynosiły skutków, więc w ubiegły piątek (22.06) dobył się dwugodzinny strajk ostrzegawczy. Jak informowali przedstawiciele związków, w proteście wzięło udział około 100 pracowników. Część autobusów nie kursowała.

Związkowcy podkreślają, że premie im się należą. - Pracodawca od czerwca ubiegłego roku nie wypłacał premii. Mamy trzy opinie prawne, które wyraźnie stwierdzają, że premie mają charakter regulaminowy - mówił Eugeniusz Szczambura, przewodniczący zakładowej "Solidarności". Domaga się odwołania prezesa. - Chodzi o podejście pracodawcy do pracowników, dla niego każdy pracownik to jest złodziej i nierób. Albo nas rozstrzelać, albo zmienić prezesa.

W odpowiedzi na zarzuty związkowców w czwartek (28.06) konferencję prasową zwołał właściciel spółki - starosta powiatu krośnieńskiego oraz zarząd PKS.

Od lewej: Jan Pelczar - członek zarządu powiatu, Jan Juszczak - starosta krośnieński, Robert Sołek - prezes PKS

Starosta Jan Juszczak jednoznacznie podkreślił, że nie ugnie się pod bezpodstawnymi jego zdaniem roszczeniami związków zawodowych i nie odwoła prezesa. - Jestem przekonany, że racja jest po stronie pana prezesa - mówił.

- Gdyby premie były regulaminowe to pracownicy zgłosiliby ten fakt do sądu pracy, nikt z takim pozwem nie wystąpił - twierdzi Jan Juszczak. Dziwił się też, dlaczego akurat teraz pracownicy przypomnieli sobie o sortach mundurowych, skoro ekwiwalenty nie były wypłacane od 5 lat. - Ponadto jak jest zapis, że ekwiwalent może być wypłacony, to dla każdego myślącego człowieka to jest jasne - może, ale nie musi.

- Skoro przy normach paliwowych autobusy jednak jeżdżą, to jest wątpliwość, czy ten postulat jest trafiony - kontynuował starosta. Odniósł się też do kwestii zwolnień: - Wiadomo było, że w przedsiębiorstwie jest przerost zatrudnienia, związki zawodowe miały tego świadomość.

Kością niezgody stały się też ostatnie dyscyplinarne zwolnienia kilku pracowników. - Znam uzasadnienie prezesa, akceptuję je - podkreślał Jan Juszczak. Jan Pelczar, członek zarządu powiatu zdradził: - Czy szef związków zawodowych nie wiedział, że jego kolega bez urlopu wyjechał za granicę i tam pracuje? Przecież można to było zrobić legalnie. Przewodniczący pierwszy powinien rozwiązać problem, a nie ukrywać ten fakt. Teraz jest problem, bo się zwalnia pracownika.

- Kierowca był w tym czasie na grafiku - dodał prezes firmy Robert Sołek. - Drugi pan przyznał, że jeździł kilkanaście godzin. To łamanie wszelkich możliwych przepisów o czasie pracy kierowców - dodał prezes. - Nikt z tych pracowników nie dał mi szansy na to, żeby było inaczej, nikt nie przyszedł i nie wyjaśnił, czekałem 30 dni.

Starosta podkreślał, że sytuacja firmy jest bardzo ciężka, a realizacja postulatów załogi doprowadziłaby do upadłości firmy: - To, że są kolejne miesiące z finansowym wynikiem dodatnim, może świadczyć o tym, że działania podejmowane przez prezesa i zarząd są trafione, ale uwzględniając straty i zobowiązania z poprzedniego roku, to nie możemy powiedzieć, że firma jest w dobrej kondycji finansowej.

- To jest początek wychodzenia z zapaści - podkreślał Robert Sołek.

Jan Juszczak zapewnia, że ze strony właściciela przedsiębiorstwa i zarządu spółki jest wola porozumienia. Chciałby się jednak spotkać z całą załogą, a nie tylko przedstawicielami związków: - Chciałbym w sposób bezpośredni przekazać jak wygląda sytuacja w przedsiębiorstwie. Rozumiem, że każdy chciałby zarabiać więcej, że wprowadzone zmiany mogą budzić kontrowersje pracowników, ale celu tych działań nie rozumiem, bo on niesie pewne skutki. I to nie jest straszenie upadłością - jak to określają związki. To jest stwierdzenie faktu - podkreśla starosta. Pracę mogłoby stracić blisko 240 osób.

- Mam nadzieję, że nastąpi otrzeźwienie i do strajku nie dojdzie. A jeśli by był strajk, jestem przekonany, że ani jeden kurs nie zostanie zawieszony, bo tylu znajdziemy chętnych pracowników z zewnątrz - podkreśla starosta. Przypomina, że autobusy nie są przecież własnością pracowników, nie mają więc prawa zatrzymać ich w zajezdni.

KOMENTARZE
Brak wyróżnionych komentarzy.
WSZYSTKIE KOMENTARZE (0)