Czy 1,6 mln zł subwencji to dużo? Firmy tłumaczą swoje koszty

Półtora miliona, 400 lub 200 tysięcy złotych. To przykłady wsparcia, jakie otrzymały firmy z Krosna i okolic w ramach rządowej tarczy antykryzysowej. Te ogromne kwoty spotkały się z zaskoczeniem i niezrozumieniem mieszkańców. Przedsiębiorcy wytłumaczyli, na ile wystarczą im subwencje przy ponoszonych kosztach.
Jacek Penar, właściciel przewoźnika Barbara, opowiada o trudnej sytuacji firmy
Damian Krzanowski

Z pomocy rządu w postaci Tarczy Finansowej Polskiego Funduszu Rozwoju 2.0 skorzystało 200 firm z Krosna i powiatu krośnieńskiego. W sumie otrzymały one blisko 30 mln zł. Pisaliśmy o tym tutaj. Internauci komentowali, że takie kwoty to pewnie "jakiś przekręt". Jednak ciężko ocenić czy to dużo, czy mało nie znając kosztów prowadzenia danej działalności. 

Jedną z firm, która otrzymała największe wsparcie (1,6 mln zł) jest przewoźnik Barbara. – Przelew otrzymaliśmy w styczniu i można powiedzieć, że tarcza już się kończy – mówi właściciel Jacek Penar. – Same zobowiązania – kredyty i leasingi na autokary - to miesięcznie koszt 300 tys. zł. Opłaciliśmy zaległości z grudnia i kolejne trzy miesiące. Kwiecień się kończy, a my dalej nie jeździmy. Na 90 pojazdów korzystamy z 10 – tłumaczy.

Większość autobusów i busów stoi na firmowym parkingu 
damian krzanowski

Do tego dochodzą wynagrodzenia pracowników, ZUS i podatki. – Samo ubezpieczenie autocasco jednego autokaru wynosi powyżej 10 tys. zł. Miesięczne koszty utrzymania firmy to ok. 400 tys. zł. Obecne przychody nie pozwalają na ich pokrycie.

Firmy, które znalazły się na liście subwencji, należą do branż szczególnie dotkniętych epidemią COVID-19. Wśród nich jest także krośnieński Dagon, który od prawie 40 lat produkuje sukienki, żakiety, komplety oraz płaszcze dla kobiet. – Klientki ubierają naszą odzież na wesela, urodziny, spotkania towarzyskie czy różne uroczystości. Teraz nigdzie nie można wyjść ani się spotkać, więc kobiety jej nie kupują  – przyznaje Wiesław Łajdanowicz, właściciel firmy.

Nasze obroty spadły nawet o 90%. Największa różnica była w kwietniu. W tym miesiącu w 2019 roku nasze przychody wynosiły ponad 974 tys. zł, a w 2020 roku tylko niespełna 13 tys. zł.

Dagon produkuje głównie sukienki. Ich sprzedaż znacznie zmalała, ponieważ obostrzenia nie pozwalają na organizację uroczystości, np. wesel
damian krzanowski

Dodatkowo firma otrzymała jedynie pomoc na działalność w postaci sprzedaży detalicznej, a nie na produkcję. – Zatrudniamy 65 osób w pełnym wymiarze czasu pracy. Ich wynagrodzenia to miesięcznie koszt ok. 280 tys. zł. Subwencja prawie 434 tys. nie wystarcza nawet na dwa miesiące – mówi Wiesław Łajdanowicz. – Przy jej przyznawaniu liczy się tylko spadek obrotów, ale nikt nie patrzy na koszty stałe, jakie ponosi firma i realną stratę. Pomoc nie wpływa na zyski, pomaga utrzymać płynność finansową i pokryć straty, których za 3 miesiące tego roku było w naszym przypadku ponad 300 tys. zł – dodaje.

Kolejnym przedsiębiorcą, który przyznaje, że otrzymana subwencja pozwala pokryć tylko część kosztów prowadzenia działalności, jest Dariusz Węgrzynek, właściciel klubu K15. Otrzymał on 295 tys. zł wsparcia. – Pieniądze, które dostałem, wystarczą na 10 miesięcy opłacenia samych płac pracowników i ZUS-u. Jednak do tego trzeba doliczyć m.in. koszty mediów, prowadzenia działalności, a także kredytów inwestycyjnych.

Klub K15 utrzymuje się obecnie tylko z dowozu pizzy
damian krzanowski

Przez trwającą pandemię klub odnotował spadek obrotów o ok. 80%. Utrzymuje się jedynie z pizzy i posiłków na wynos lub dowóz. - Zamknięci jesteśmy od 6 miesiecy. Lockdown przypadł na okres jesienno-zimowy, który dla nas jest zawsze najbardziej korzystny. Mamy duży lokal, kręgielnię, organizowaliśmy dyskoteki i koncerty. Większość obrotów było generowanych tu na miejscu – tłumaczy właściciel.

O 95% spadku obrotów mówi właściciel firmy G-Katering, która zarządza m.in. kompleksem „Dwa serca”. - Od listopada 2020 roku do marca 2021 przychód firmy z tytułu prowadzenia działalności wyniósł zaledwie 14 tys. zł. Otrzymana subwencja pozwala nam przeczekać trudny okres i nie jest w żadnym przypadku zyskiem właścicieli – mówi Łukasz Gąsior.

Wśród miesięcznych kosztów ponoszonych przez firmę wymienia: spłatę kredytów (27 tys. zł), leasingi (16 tys. zł), wynagrodzenia dla pracowników (90 tys. zł) i opłaty za media (15 tys. zł).

- Ponadto w tym okresie opłacamy ubezpieczenia pojazdów - 12 tys. zł, podatek od nieruchomości w wysokości ok. 100 tys. zł i inne koszty związane z jej utrzymaniem i przygotowaniem się do ponownego otwarcia naszej branży – dodaje właściciel.

Żadnych zwolnień

- Warto podkreślić, że otrzymując takie subwencje zobowiązujemy się, że przez rok nie zwolnimy żadnego pracownika – mówi Dariusz Węgrzynek z K15. – Lokal jest zamknięty i pracują tylko osoby na kuchni. Barmani i kelnerzy przychodzą do pracy w pojedyncze dni na kilka godzin jako pomoc. Wyrabiają miesięcznie 2/3 czasu pracy, ale otrzymują pełne wynagrodzenie.

Również pozostałe firmy nie zwolniły żadnego pracownika. – Konieczne było jednak zmniejszenie wynagrodzeń. Niektórzy kierowcy zwolnili się sami i przebranżowili np. na ciężarówki – mówi Jacek Penar z firmy Barbara, która nadal zatrudnia 57 osób.

Czy subwencję trzeba będzie zwrócić?

Z tym pytaniem borykają się wszyscy przedsiębiorcy. Regulamin rządowej pomocy nie określa, w jaki sposób liczone będzie jej umorzenie i czy wyniesie 100, 50 czy 25%. Wiadomo jedynie, że pod uwagę brany będzie spadek obrotów. – Może się okazać, że z miesiąca na miesiąc staniemy pod ścianą, bo nie załapaliśmy się w jakichś przedziałach i trzeba będzie zwrócić np. 100 tys. zł – mówi Dariusz Węgrzynek.

Przedsiębiorcy podkreślają, że subwencja z pewnością pomaga im przetrwać trudny okres, ale czas pokaże, czy to się uda. 

KOMENTARZE
Brak wyróżnionych komentarzy.
WSZYSTKIE KOMENTARZE (14)