27-letni Artur Jabłoński może mówić o ratownictwie godzinami. Właściwie, ostatnio w jego życiu wszystko się wokół tego kręci. Był DJ-em, doradcą finansowym, zajmuje się motoryzacją, ale to ratownictwo medyczne stało się w jego przypadku wiodącą pasją.
W listopadzie ub.r. założył Fundację Wsparcie 112. Fundacja ma być finansowym fundamentem dla różnych projektów. – Chcemy pomagać w ratowaniu życia osób poszkodowanych w różnych zdarzeniach, propagować bezpieczeństwo w ruchu drogowym oraz organizować pokazy i prelekcje z udzielania pierwszej pomocy przedmedycznej – mówi Artur Jabłoński.
Na razie fundacja chce się skupić na kilku głównych działaniach:
Dzieci nie potrafią nawet prawidłowo wezwać pogotowia czy straży pożarnej. Nikt ich tego nie uczy. To nam uświadomiło, jak wielka jest potrzeba w zakresie edukacji.
Grupa Medyczno-Poszukiwawcza Legion Gerarda składa się z kilkunastu ratowników KPP (Kwalifikowanej Pierwszej Pomocy). Wszyscy działają na zasadzie wolontariatu, ale sprzęt, odzież i medykamenty finansowane są przez fundację. Grupa chce działać na zasadzie pomocy służbom specjalistycznym – straży pożarnej, OSP, pogotowiu, czy policji.
Głównym celem grupy jest poszukiwanie osób zaginionych. To - wbrew pozorom - dość częste przypadki. Tylko w ub. r. w Polsce było ponad 20 tysięcy zaginięć. - Na Podkarpaciu mamy trudny teren, dużo lasów i gór, najczęściej w lasach giną grzybiarze – tłumaczy Artur. – Chcemy się w tych działaniach wyspecjalizować. W wielu przypadkach przeczesywanie terenu przez ludzi już nie wystarcza, chcielibyśmy w przyszłości dysponować dronem z kamerą termowizyjną.
Grupa ratowników chce też pozyskać do działalności pojazdy: samochód, quady czy motory: - Ratownicy z torbą medyczną czy defibrylatorem mogliby w godzinach szczytu dojechać na miejsce wypadku szybciej niż karetka. Chodzi o podtrzymanie życia poszkodowanego do momentu przyjazdu odpowiednich służb – tłumaczą członkowie Grupy.
Fundacja Wsparcie 112 zaprasza do współpracy ratowników, strażaków ochotników i inne osoby, które chciałyby po godzinach uczestniczyć w projekcie.
Misie Ratownisie to akcja, o której pisaliśmy w grudniu ub.r. Ratownicy i wolontariusze z Krosna zebrali ponad 100 tysięcy pluszowych misiów, które mogą dodać otuchy dzieciom na miejscu wypadku czy pożaru.
Fundacja posiada też 2-metrowego fantoma misia, którego można napompować i uczyć na nim resuscytacji, sztucznego oddychania, podłączania kroplówki itp. – Dzieci są bardziej pozytywnie nastawione do misia-zabawki, niż do profesjonalnego fantoma. Dlatego ten projekt nazwaliśmy Szpital Misia Ratownisia.
Bezpieczne Krosno to z kolei kampania informacyjna dla dzieci i dorosłych o zagrożeniach życia codziennego oraz sposobach bezpiecznego spędzania czasu wolnego. – Chcemy w jak najprostszy sposób przestrzegać przed niebezpieczeństwami. Dlatego będą to kampanie wizualne – filmy, pokazy, czy billboardy – mówi Artur Jabłoński.
Fundacja zrealizowała właśnie pierwszy film w ramach kampanii Bezpieczne Krosno. „Młoda kobieta, zmarła na miejscu. Uderzył w nią samochód na przejściu dla pieszych przy ul. Legionów w Krośnie. Pisała wtedy SMS-a do mamy. A on wjechał w nią samochodem, bo odebrał telefon. Jeden jedyny raz, o raz za dużo.” – tak zaczyna się scenariusz spotu filmowego, który właśnie został opublikowany w sieci (3.06).
Do tej pory grupa zrealizowała kilkadziesiąt pokazów i prelekcji dla dzieci w szkołach z zakresu pierwszej pomocy, czy bezpiecznych zachowań. – Podczas takich spotkań okazało się, że dzieci nie potrafią nawet prawidłowo wezwać pogotowia czy straży pożarnej. Nikt ich tego nie uczy. To nam uświadomiło, jak wielka jest potrzeba w zakresie edukacji.
Kontakt z Fundacją - fanpage na Facebooku lub e-mail: fundacjawsparcie112@poczta.pl
Osoby prywatne również mogą wspomagać tą inicjatywę poprzez dokonywanie wpłat pieniężnych na zorganizowaną zbiórkę poprzez portal zrzutka.pl
Świetna inicjatywa! Popieram i podaję dalej. I oczywiście zrzutka na sprzęt potrzebny na akcje. Każdy może kiedyś za to podziękować.
Dzieci nie potrafią, bo nie ma ich kto nauczyć, przejmują strach od dorosłych, a to oni właśnie, dorośli powinni świecić przykładem. Stanąć w kółeczku i gapić się każdy umie, do tego nie potrzeba się przykładać, żadnego wysiłku, z samej obserwacji też nie dowiedzą się co zrobić, aby udzielić pomocy - dowiedzą się może jedynie, jak oswoić się z wypadkiem i widokiem rannych, tylko czy w dobrym celu to wykorzystują...? raczej nie... idzie to w kierunku spowszednienia i znieczulenia. Wymigują się niewiedzą i strachem o źle przeprowadzoną pomoc, że a nuż zaszkodzą poszkodowanemu... inni wiedzą jak podjąć pierwszą pomoc.
Zawsze są jacyć inni. Profesjonalnie wyszkoleni ratownicy, czy przeszkoleni pracownicy firm w liczbie sztuk 1 (jeden). Może mi ktoś wyjaśnić, co to ma znaczyć? Czy firmy sobie kpią? Jeden pracownik przez 2-3 godziny szkolony uzyskuje certyfikat i satysfakcję i nic dalej z tym nie robi, nie sprawdza swojej wiedzy i nie szkoli pozostałych, reszta pracowników nadal się boi. I nic z tym nie robią. A wypadki w pracy się zdarzają. Wypadki z udziałem klientów w galeriach handlowych też się zdarzają.
Proponuję zatem przeprowadzić serię akcji, ćwiczeń, pokazów ratownictwa właśnie w galeriach handlowych, gdzie jest największe skupisko ludzi. Tam przecież codziennie przewijają się tysiące ludzi. Każdy człowiek, w tym obcy, to zagadka, potencjalnie nieprzewidziane zdarzenia. Nie losowe, a przyczynowo-skutkowe.
W takich halach galeryjnych ludzie zawsze są zainteresowani, kiedy natrafiają na jakąś zorganizowaną akcję, przystają, przyglądają się z zaciekawieniem, przysłuchują się i co ważne mogą bezpośrednio zadawać pytania i dowiedzieć się ważnych informacji. Zawsze na tym skorzystają.