100 dni Prezydenta Przytockiego

Wczoraj (26.02) minęło 100 dni od objęcia fotela Prezydenta Miasta Krosna przez Piotra Przytockiego. Z tej właśnie okazji publikujemy rozmowę przeprowadzoną z nim kilka dni temu. W wielkim skrócie: - Efekty mojej pracy powoli są widoczne - Stałem się pracoholikiem - Jestem do dyspozycji mieszkańców
Artykuł z archiwum 2002-2017

Jak Pan ocenia pierwsze sto dni urzędowania?
- Początki są zawsze trudne, z tego względu, że wchodzi się w nową strukturę, już jakby zastaną i ułożoną przez kogoś. Wymagało przeanalizowania, czy ta struktura odpowiada moim poglądom. Zmiany trzeba przeprowadzać spokojnie, nie ma sensu działać gorączkowo i rewolucyjnie. Nie można też podejmować decyzji, które mogą skutkować złym funkcjonowaniem Urzędu Miasta, bo to jest machina, której zmiana funkcjonowania wymaga przygotowań. W tej chwili jesteśmy właśnie na tym etapie.

Może od początku. W jakim stanie zastał Pan Urząd?
- Urząd składa się z urzędników, którzy wiedzą co mają robić. Ale niektórzy mają taki zakres obowiązków, który jest nieodpowiedni do funkcji, którą sprawują. Uważam, że funkcja musi być dopasowana do obowiązków, odpowiedzialności i kompetencji. A tu zauważyłem, że wydziały są podzielone na jakieś "wydzialiki". To było niejasne i mało czytelne. I to jest przedmiotem obecnych zmian. W nowej strukturze, obecne wydziały są połączone.

Jaka jest idea tych zmian?
- Chodzi o to, żeby naczelnicy wydziałów mieli jakieś kompetencje, mogli decydować w większym stopniu niż do tej pory. Żeby nie było bieganiny z drobiazgami do jednego czy drugiego prezydenta. Wiele spraw powinni rozstrzygać sami naczelnicy. Jeśli chodzi o łączenie wydziałów, pewne rzeczy zazębiały się. Tu nie może być konkurencji między wydziałami, tu ma być rozstrzyganie ważnych dla miasta spraw. Zostanie też powołany nowy Wydział Rozwoju i Promocji. Będzie się zajmował działaniami, które do tej pory w tym względzie były prowadzone, ale będzie się on też zajmował pozyskiwaniem środków pomocowych. Będzie też rozbudowana promocja miasta, to nie może być kwestia marginalna. Będę się temu przyglądał szczególnie.

Czy są już jakieś efekty tych działań?
- Pewne zmiany już funkcjonują, np. Oddział Komunikacji na ul. Prochownia pracuje dłużej o półtorej godziny i już są sygnały, że przyrasta liczba klientów załatwianych właśnie po godz. 15.00. Jest to ewidentne trafienie w potrzeby mieszkańców. Myślę, że podobnie będzie z przedłużeniem czasu pracy od 3 marca o pół godziny całego Urzędu. Ludzie się przyzwyczają do tego, że nie trzeba się będzie urywać z pracy, by załatwić jakąś formalność w Urzędzie Miasta. To powinno ułatwić życie mieszkańcom Krosna. Jeśli się okaże, że i to będzie zbyt krótki czas, to będziemy zmiany wprowadzać aż do skutku, dopóki zmiany nie będą odczuwalne przez mieszkańców.

Czy było coś takiego, jak Pan przyszedł do Urzędu, co Pana zdziwiło? Jakieś nierozwiązane sprawy czy zaległe płatności?
- Takie sprawy były oczywiście. Taką "żabą do przełknięcia" jest budżet miasta. Radni muszą sobie zdać sprawę, że niektóre pozycje budżetowe zostały już skonsumowane w ubiegłym roku. Ja jestem realistą i chciałbym, żeby budżet miasta był realny. Chciałbym, żeby to co zostanie wpisane do budżetu, dało się zrealizować. Ale co z tego, że kwota jest zapisana, jeśli ona została już "zjedzona", bo robota została wykonana i następnie zafakturowana w następnym roku... W skrócie powiem, że na kwotę 1,5 mln zł są wykonane roboty, za które trzeba zapłacić w tym roku. Czyli obciążamy budżet tegoroczny kwotą blisko 1,5 mln zł za coś co zostało wykonane wcześniej...

Czy analizując wydatki miasta zauważył Pan możliwość innego sposobu gospodarowania budżetem niż w poprzednich latach?
- Tak, oczywiście. Na przykład, jeśli wydatkuje się kwoty drobne - w skali budżetu miasta oczywiście - na załatwianie doraźnych potrzeb mieszkańców, np. wymiana 5 czy 10 okien w szkole - no to co załatwiamy? Wymianę starych okien, które mogą wypaść. Ale czy załatwiamy problem oszczędzania na energii cieplnej przez okres zimowy, kiedy to koszty ogrzewania pochłaniają ogromne kwoty? Nie załatwiamy tego. Przyjmujemy więc opcję inwestowania kompleksowego, które daje efekty długoterminowe.

Inny przykład - inwestycja w budynku Urzędu Miasta. Zainwestowano w docieplenie, w wymianę stolarki okiennej, ale nie zainwestowano w system dostawy ciepła i jego rozliczania. Kwota którą płacimy jest utopijna, a nie możemy np. regulować dostaw tego ciepła. To ciepło jest marnowane, bo przez otwarte okna ciepło wypuszczamy na zewnątrz... To nie jest sposób na oszczędzanie. Tak samo jest z inwestycjami rozgrzebanymi gdzieś po mieście typu kanalizacja. Przykładem złego inwestowania - moim osobistym zdaniem - jest sposób załatwiania kompleksu związanego z oczyszczaniem ścieków i brakiem kanalizacji w mieście. Nie można w ten sposób inwestować, że się wydaje krocie na budowę oczyszczalni, a pół miasta nie jest skanalizowana. Co ta oczyszczalnia ma przerabiać? W tej chwili "rozgrzebuje się" krótkie odcinki kanalizacyjne w mieście, zamiast zrobić kompleks w jednej dzielnicy czy dwóch dzielnicach i załatwić problem kompleksowo.

Tylko jak Pan będzie przekonywał do tego radnych, w sytuacji kiedy każdy radny reprezentuje swoją dzielnicę i jakąś grupę mieszkańców, i każdy chce coś mieć dla siebie?
- My chcemy przedstawić plan inwestycyjny, który jest realny do wykonania i który powinien zadowalać większość - bo dzisiaj robimy w tej dzielnicy kompleksowo kanalizację, a jutro w innej. Jeśli nie mamy kasy na tyle, żeby sfinansować taki ogromny kompleks kanalizacyjny, to dlaczego nie wystąpić o dofinansowanie ze środków zewnętrznych? Np. z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska? Dlaczego? Przecież miasto nie jest zadłużone nadmiernie, a my załatwiamy pewien kompleks spraw, które daje korzyści mieszkańcom i gospodarce wodno-ściekowej w mieście.

Rozpoczynając kadencję, Pana Zastępca mówił, że Krosno nie wykorzystywało możliwości pozyskiwania środków pozabudżetowych. Czy przez te 100 dni Waszego urzędowania jakieś kroki w tym kierunku zostały podjęte? Czy są przygotowywane jakieś projekty?
- W tej chwili, miasto Krosno zgłosiło szkice 25 projektów do wojewódzkiego Banku Projektów [wkrótce napiszemy o tym szerzej - przyp. red.]. Teraz te projekty trzeba przygotować pod względem dokumentacji i finansów. To wszystko wymaga zaplanowania. Musimy wiedzieć, że dany projekt nadaje się do takiego programu PHARE, a inny musi poczekać na fundusze strukturalne. Ale żeby wejść z projektem do danego programu pomocowego, trzeba przygotować inwestycje, uzyskać pozwolenia na budowę, wykupić grunty, mieć ważną dokumentację projektową i oczywiście jakiś wkład finansowy, który trzeba zabezpieczyć.

Czy powstał w Urzędzie Miasta jakiś zespół, który zajmuje się projektami?
- Pracowaliśmy nad tym zespołowo, co nie znaczy, że został powołany jakiś specjalny zespół. Zespół został wytypowany spośród pracowników i koordynował on te zagadnienia. Odbyły się spotkania z grupą ludzi z miasta zainteresowanych przygotowaniem różnych projektów. To zostało tylko skoordynowane, a potem przetworzone na pewien plan.

Zauważyliśmy w Pana działalności, że duża wagę przywiązuje Pan do współpracy z Jasłem i Sanokiem.
- To jest m.in. temat wiążący się z gospodarką odpadami. Ten problem występuje szczególnie w Jaśle, będzie za chwile w Sanoku. W Krośnie mamy jeszcze chwilę "wytchnienia", ale nie ma na co czekać, bo tzw. ustawa śmieciowa mobilizuje wszystkich do tego, żeby ten problem załatwić. Co prawda, Zakład Utylizacji Odpadów został zgłoszony do Funduszu PHARE, ale poziom doinwestowania z tego źródła został obniżony do poziomu 30%. To jest dla mnie nieporozumienie. Zwykle zakłada się wkład własny na tym poziomie, natomiast doinwestowanie - co najmniej połowę. Ale stało się odwrotnie i tutaj poszukuję rozwiązania. Co do współpracy z tymi dwoma miastami w tej kwestii, chodzi o to, że nie możemy sobie wybudować dużym kosztem Zakład Utylizacji Odpadów, mieć piękną technologię, ale nie mieć śmieci w wystarczającej ilości. Zakład musi mieć uzasadnienie z ekonomicznego punktu widzenia. Chodzi o to, żeby jego działanie nie przekładało się na ciągłe dotacje z budżetu miasta i na wysokie ceny śmieci dla mieszkańców. Ta analiza wykazuje, że trzeba lekko zmodyfikować ten projekt i dopasować do realnych potrzeb. Zarówno Jasło, jak i Sanok szukają partnerstwa. Nie oznacza to jednak, że zakorkujemy cudzymi śmieciami nasze wysypisko. Jak sama nazwa wskazuje, to nie jest spalarnia śmieci tylko Zakład Utylizacji Odpadów, a więc segregujemy odpady - to co nadaje się do przetworzenia sprzedajemy przetwórcom, fabrykom czy rzemieślnikom. Część odpadów można bowiem wykorzystać jako surowce wtórne. Natomiast odpady biologiczne byłyby przetwarzane na kompost, a ziemi kompostowej każdy by chciał trochę pozyskać, zresztą w Krośnie występuje jej niedobór. Jeśli chodzi o odpady na biopaliwo, to mamy tzw. bloki filtracyjne w oczyszczalni ścieków w Krośnie, jak i w Jaśle, które przyjmą te odpady i przerobią je na energię cieplną lub energię elektryczną. Mamy więc zamknięty obieg - ekosystem, który zapewnia wykorzystanie tego, co zostanie dostarczone do Zakładu Utylizacji Śmieci. Zawsze mamy jednak jeszcze odpad stały, który zostanie na wysypisku, ale to już będzie tylko 10-20% z całości śmieci. Ten projekt zakłada też powiększenie wysypiska i jego gruntowną modernizację. Tutaj możemy więc mówić o kompleksie spraw.

Sporo informacji o Pana działalności dotyczy hali sportowej. Jest dla Pana tak ważna?
- Tak. Dlatego, że jest to inwestycja wieloletnia, inwestycja która pochłonęła już sporo środków. Zależy nam na tym, żeby została ona wykonana szybko, ale i dokładnie, precyzyjnie. Musi też spełniać wszelkie standardy co do organizacji imprez, ale przede wszystkim musi spełniać standardy bezpieczeństwa.

Gdy rozmawialiśmy w trakcie kampanii wyborczej, powiedział Pan o sobie, że nie jest pracoholikiem. Co zmieniły te 100 dni prezydentury?
- Stałem się pracoholikiem [Prezydent pracuje często do późnych godzin nocnych - przyp. red.]. Nie znaczy to, że siedzę tu "ciurkiem", bo czasem przebywam poza Urzędem, gdzie wypełniam funkcje reprezentacyjne, a potem "odbija się" to na sprawach formalnych i urzędowych, które trzeba wykonywać na bieżąco. W tym zakresie dobrze sobie radzę. Prowadzę sporo rozmów, konsultacji, przygotowań itd. To wymaga ogromnego wysiłku, który jest też ze strony moich zastępców.

W sondażu na portalu bardzo pozytywnie i pozytywnie oceniło Pana dotychczasową działalność 44% osób, negatywnie i bardzo negatywnie 36%, a 20% wybrało odpowiedź "Nie mam zdania". Jak Pan skomentuje te wyniki?
- Nie wiem czy to jest miarodajna ocena. Zbyt mało osób w tej ankiecie wzięło udział, a poza tym takie sondaże internetowe są niepewne. Oczywiście, może być negatywna opinia - liczę się z tym. Ale nie będę cytował Leszka Millera... [powiedział on kiedyś: "Mężczyznę poznać po tym jak kończy, a nie jak zaczyna" - przyp. red.]. Pewne rzeczy wymagają dużych nakładów pracy, spotkań, rozmów i konsultacji, ale jeśli będzie to potem wszystko wdrażane i będą efekty, to wtedy dopiero będzie można ocenić, czy Prezydent jest koniunkturalny i różne rzeczy robi pod publikę, czy też robi to dla przyszłości miasta i według planów dalekosiężnych. Być może mieszkańcy Krosna jeszcze tego nie zauważyli, bo nie mieli okazji.

W porównaniu do Pana poprzednika, można Pana częściej spotkać na wszelkiego rodzaju uroczystościach. Począwszy od konkursów szkolnych, skończywszy na balach charytatywnych. To tak na początek, czy też uważa Pan, że rolą Prezydenta jest uświetniać tego rodzaju spotkania?
- Trzeba być wśród mieszkańców i trzeba doceniać wysiłek ludzi, którzy próbują działać w mieście. Tam, gdzie taki trud widzę, staram się być. Cieszę się z sukcesów mieszkańców, pomagam w problemach różnych osób. Taka jest rola Prezydenta - to jest funkcja publiczna. Prezydent nie może się chować w ciszy domowej, dlatego, ze to sobota czy niedziela. Jestem do dyspozycji cały czas.

KOMENTARZE
Brak wyróżnionych komentarzy.
WSZYSTKIE KOMENTARZE (0)