Szli przez Strzyżów, Wiśniową, Frysztak, Wojaszówkę, do Krosna dotarli od strony Odrzykonia, gdzie także spędzili kilka dni. Widziano ich na ul. Białobrzeskiej (15.06), potem przez kilka dni w okolicach targowicy - przy ul. Legionów, Wisłoczej, dalej na Staszica i Lwowskiej. Wyjątkowi podróżnicy z Norwegii podróżują z trzema osiołkami i psami. Nigdzie się nie spieszą, wędrówka to ich sposób na życie.
Małżeństwo Marianne Lovlie i Werner Fahrenholz zna już cały świat. Przemierzyli już Azję, kawałek Afryki, Europę. Łącznie pokonali już 250 tys. kilometrów. Odwiedzili ponad 40 krajów.
Idą w stronę granicy słowackiej, do Ożennej. Unikają głównych dróg, ruchu samochodowego. Ich celem jest Kazachstan i Mongolia. Podróż zajmie im około 7 lat. - To wcale nie jest daleka droga - przekonuje Marianne. - Podróżujemy już tak 30 lat.
Wędrowcy cały swój dobytek noszą przy sobie: trochę ciuchów, jedzenie, woda, książki, namiot. - To jest mój dom. Nie potrzebujesz luksusu, by być szczęśliwym - podkreśla kobieta.
Nie zawsze jednak tak było. Zanim Norwegowie wyruszyli w podróż dookoła świata wiedli normalne życie, Marianne była informatykiem, a Werner - z pochodzenia Niemiec - pracował w branży budowlanej. Mieli duży dom, samochód, pieniądze, przyjaciół, ale znudziło im się codziennie wykonywać te same czynności - wstawać rano, iść do pracy. Mieli pieniądze, ale nie byli szczęśliwi. Dlatego postanowili zmienić swoje życie - w 1981 roku ruszyli z norweskiego Lillehammer i tak ich wędrówka trwa do dziś.
Co zobaczyli w Krośnie? - Nic, oprócz targowiska - przyznaje szczerze Marianne, ale jest zadowolona. - Kupiłam tam ciuchy, buty.
Na zwiedzanie muzeów nie mają pieniędzy. Cieszą się natomiast, że w tym upale udało im się znaleźć dogodne miejsca, dużo zielonej trawy dla osłów i cień. Werner musiał też skorzystać z pomocy lekarza, ma kłopoty z sercem.
Swoim ubiorem, stylem życia wędrowcy wzbudzają zainteresowanie mieszkańców. Krośnianie robią sobie z nimi zdjęcia, próbują rozmawiać. - W Polsce ludzie nas nie rozumieją, boją się mówić po angielsku, że powiedzą coś źle, ala trzeba próbować - zachęca Marianne.
Mieszkańcy chętnie jednak przynoszą jedzenie, ciasteczka, mleko, wodę dla zwierząt. Podróżnicy to doceniają, bo nie wszędzie jest tak gościnnie. W niezbyt pochlebnych słowach wyrażają się o mieszkańcach Włoch, Austrii, Niemiec. - Tam są bogaci ludzie, ale nie mają serca. Mówią "tu nie można spać, to prywatne miejsce", dzwonią na policję. W Polsce nie ma problemu, ludzie zapraszają do ogrodu. W Niemczech - zapomnij.
Wędrowcy oczekują tylko nieco więcej szacunku do zwierząt. Nawet wśród krośnian nie brakuje takich, komu stojące na chodniku lub pasące się na skwerze osły przeszkadzają. Pewna "nice lady" - jak określiła ją Norweżka - miała pretensje, bo nie "mogła" obok nich przejść. To jednak błahostka, podróżnicy wspominają dużo tragiczniejszą historię, kiedy to nieopodal Golubia-Dobrzynia ktoś nocą zastrzelił im jednego z osłów. Samorządowcy z regionu stanęli jednak na wysokości zadania i zasponsorowali nowe zwierzę. Początkiem roku na atak serca padł inny osiołek.
Mimo wielu przygód, miłych i tych mniej przyjemnych, słynni wędrowcy nie zrażają się, wędrują dalej i cieszą się z każdego dnia. - Ma się tyko jedno życie, nie będzie drugiego - podkreślają. Dlatego go nie marnują.