27-letnia Ewa L. i 36-letni Marcin L. z Krosna byli już wcześniej karani za znęcanie się nad dzieckiem. Nad ich rodziną nadzór sprawował kurator sądowy. To on zażądał opinii lekarskiej i skierował 10-miesięcznego Kubę na badania, ponieważ „miał utrudniony dostęp do dziecka”.
Rodzicie zgłosili się najpierw do szpitala w Brzozowie, a następnie w Rzeszowie. - Lekarz po przebadaniu dziecka, ujawnił obrażenia ciała, a mianowicie złamanie obu rączek i krwiaki okołomózgowe. Nadto dziecko było mocno zaniedbane i według oceny lekarza były to typowe objawy dziecka maltretowanego – mówi Zbigniew Piskozub, prokurator rejonowy w Krośnie.
Lekarz zawiadomił policję. Rodzice Kuby zostali zatrzymani w sobotę (22.02). W poniedziałek (24.02) prokuratura wszczęła śledztwo w tej sprawie.
Mieszkańcy Krosna usłyszeli m.in. zarzut spowodowania średniego uszczerbku na zdrowiu: „Kto znęca się fizycznie lub psychicznie nad osobą nieporadną ze względu na jej wiek, stan psychiczny lub fizyczny, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.”
Jak ustaliła Gazeta Wyborcza Rzeszów, między 2018 a 2020 rokiem oboje odbyli już karę pozbawienia wolności za znęcanie się nad dziećmi. W związku z tym zarzucono im działanie w warunkach powrotu do przestępstwa, czyli tzw. recydywy.
Rodzice nie przyznali się do stawianych zarzutów. - Matka dziecka nie potrafiła wytłumaczyć, gdzie i w jakich okolicznościach powstały obrażenia. Natomiast ojciec dziecka stwierdził, że zajęty pracą zawodową wyjeżdżał wcześnie rano z miejsca zamieszkania i wracał wieczorem – mówił dla TVP Info prok. Zbigniew Piskozub. I dodał też, że kobieta jest w zaawansowanej ciąży.
Według Gazety Wyborczej starsze dziecko, które było z rodzicami w szpitalu, zostało przekazane do rodziny zastępczej, a 10-miesięczny Kubuś został w szpitalu pod opieką lekarzy.
Podejrzani, decyzją sądu, trafili na trzy miesiące do aresztów. Prokuratura prowadzi dalsze śledztwo w tej sprawie.
Jak ustaliła dziennikarka Wirtualnej Polski, Ewa i Marcin L. mieszkali na osiedlu przy ul. Piastowskiej w jednym z socjalnych mieszkań. Sąsiedzi przyznali, że wielokrotnie słyszeli płacz dziecka, ale nie reagowali, bo uznali to za normalne zjawisko u niemowlaka. Ponadto nie było krzyków, awantur, kłótni czy odgłosów bicia, a sąsiedzi nie mieli świadomości, że wcześniej para miała się znęcać nad starszym synem.
- Na pewno było widać, że jest lekko zaniedbany. Wolniej się rozwijał, był malutki – mówi dla wp.pl jedna z sąsiadek. Tuż po rozmowie z dziennikarką, sąsiedzi zostali przesłuchani przez śledczych.
Witam!
Ja zapytam - a gdzie byli sąsiedzi, rodzina? Nikt nic nie słyszał i nie widział?
Za takie sprawy powinno się karać bardzo surowo, aby inni psychopaci się bali. Zgadzam się z panem, iż kobieta ta, nie powinna nigdy mieć dzieci - trudno ją nazwać matką... Danuta K.
Złamanie rączek takiemu maleństwu to "średni uszczerbek na zdrowiu"? Mam nadzieję że trafią na długie lata do ZK a dzieci znajdą nowy dom gdzie zaznają miłości i ciepła zamiast bólu.