Z historii KHS: "Platynowa afera"

W latach 80. regularnie włamywano się do magazynu w hucie "trójce". Łup złodziei był zawsze ten sam - bardzo drogie i jeszcze bardziej pożądane komplety "platyny". Wykryto sprawców tylko dwóch kradzieży. Co z resztą?
"Platyna" - komplet legenda

Ludzie, miejsca i zdarzenia z historii KHS - to o nich opowiada wystawa prezentowana obecnie w Centrum Dziedzictwa Szkła. Na ścianach wisi sporo archiwalnych zdjęć, a na kostkach połyskuje sporo archiwalnego szkła "Made in Krosno". Wśród wazonów, pater i osławionych ryb, dwie szklaneczki i dwa kieliszki z lekko przydymionego szkła wyglądają raczej niepozornie. A szkoda, bo wiąże się z nimi historia, która zapisała się w dziejach KHS jako "platynowa afera".

"Platyna" - określenie produkowanych w KHS w latach 70. i 80. XX w. kompletów szkła (m.in. "Olga", "Olimp", "Beata" i "Zorza") cieniowanych związkami platyny. Towar kosztujący dobrą pensję i wysoce pożądany. Idealny na prezent, szczególnie nieoficjalny.

"Platynowa afera" - tak "Szklane Zagłębie" - pismo KHS - nazwało serię pięciu włamań do magazynu towarów gotowych w zakładzie HSG-III ("trójce"), która miała miejsce w latach 1988-1989.

Seria rozpoczyna się w marcu 1988 roku. Z magazynu ginie sześć 42-częściowych kompletów "platyny" o nazwie "Zorza". Druga kradzież ma miejsce w listopadzie tego samego roku. Znikają wówczas cztery komplety.

W marcu 1989 roku zasoby magazynowe "trójki" uszczuplają się o siedem kolejnych kompletów "Zorza", w czerwcu - o dziesięć kompletów, a w sierpniu - o pięć.

W pięciu kradzieżach ulatniają się 32 komplety, o łącznej wartości 2 mln zł, liczonej po kosztach produkcji. Wartość handlowa skradzionej "platyny" jest jednak znacznie wyższa, porównywana z ceną, jaką w 1989 roku trzeba zapłacić za dwu, trzyletniego fiata 126p.

Po każdej kradzieży milicja prowadzi energiczne śledztwo: zabezpiecza ślady, które niezmiennie wskazują, że sprawcy dostali się do magazynu przez szklany świetlik w dachu, przesłuchuje po kilku, a nawet kilkudziesięciu świadków, a na koniec, z braku sprawców, umarza sprawę.

"Platynę" widziano u J. - tak przynajmniej wynika z donosu, który milicja otrzymuje pod koniec 1989 roku. Podejrzenia są słuszne. J. zostaje tymczasowo aresztowany.

Z przytaczanych przez "Szklane Zagłębie" zeznań J. wynika, że wspólnie z R. - kolegą z hotelu robotniczego KHS w Polance - dokonali dwóch kradzieży, tych z czerwca i sierpnia 1989 roku. On pracował w warsztacie w Hucie Szkła Technicznego, a R. w zakładowym przedszkolu na terenie Polanki.

Na pomysł kradzieży "platyny" wpadł R., na początku czerwca 1989 roku. J. nie interesowało, skąd pracownik przedszkola ma informacje o znajdujących się w magazynie "trójki" poszukiwanych kompletach, ani jak się do tego magazynu dostać. On sam, zeznał, nie miał o tym pojęcia. Z R. milicja nie mogła porozmawiać, bo wyjechał za granicę, prawdopodobnie do RFN.

Z kompletem "platyny" znacznie łatwiej załatwiało się różne "życiowe" sprawy

Na skok zdecydowali się nagle. Był 11 czerwca, kilka minut przed północą, a J. i R. byli do kradzieży kompletnie nieprzygotowani: nie rozmawiali o niej wcześniej, zaś złapany w ostatniej chwili kilkumetrowej długości sznurek stanowił ich jedyny ekwipunek.

J. przebieg zdarzenia opisał tak: pokonali siatkę przed "trójką" od strony ZUNiGu, na dach dostali się od strony hali produkcyjnej, po wmontowanej w ścianę drabinie, a do magazynu poprzez szklany świetlik, który R. stłukł uderzeniem nogi. Znaleźli paczki z opisem "Zorza", wynieśli dziesięć z nich na dach, za pomocą sznurka spuścili na dół, potem przenieśli je przez ogrodzenie, pięć związali razem, aby łatwiej było je nieść, a gdy przetransportowali ładunek do piwnicy w bloku w pobliżu huty (należącej do znajomego R.), wrócili po pozostałe paczki. Gdy kładli się spać, już świtało.

Znajomy nie pytał skąd mają tyle "platyny". - Skoro pracują w KHS to mają - myślał. Zapytał natomiast, za ile ma ją sprzedać i dlaczego ma na to tylko tydzień. - To zbyt mało czasu, nawet jak na upłynnienie tak pożądanego towaru! - protestował. Więcej czasu jednak nie dostał.

Zhandlował pięć kompletów, po 110-120 tys. zł za jeden, o 20 tys. zł drożej niż uzgodnili. Trzy wzięła restauracja "Stylowa", a dwa kupili kuracjusze w Iwoniczu. Jeden komplet poszedł nawet za 190 tys. zł, dokładnie za średnią pensję w województwie krośnieńskim. Pozostałe pięć kompletów R. sprzedać miał w jednej z nadmorskich miejscowości.

Drugiej kradzieży dokonali 5 sierpnia 1989 roku, w identyczny sposób. Po tym włamaniu w magazynie stwierdzono brak pięciu kompletów. J. utrzymywał jednak, że za drugim razem wspólnie z kolegą zabrał tylko trzy komplety "platyny".

"Więc gdzie się podziały dwa? To pytanie można także zadać odnośnie wcześniej skradzionych, podczas trzech włamań, kompletów" - drążyło temat "Szklane Zagłębie". Odpowiedź niestety nie padła.

Kilka osób, u których "platyna" nadal pręży się dumnie w kredensie, przyznaje, że nie pamięta, aby kiedykolwiek ją z niego wyciągały. - Szkoda było używać tak drogiego i tak trudnego do zdobycia szkła - mówią

Wystawę w CDS zwiedza były pracownik "trójki" (imię i nazwisko do wiadomości redakcji). Razem patrzymy na przydymione szklaneczki i kieliszki. Opowiadam mu o artykule ze "Szklanego Zagłębia" - o serii pięciu włamań, o sprawcach dwóch z nich oraz o tym, że trochę mało tych sprawców mundurowi wykryli - a on lekko się uśmiecha.

- Sprawcy tamtych dwóch włamań musieli współpracować z osobą trzecią, która miała rozeznanie zarówno co do organizacji magazynu jak i czasu, kiedy towar, którym byli zainteresowani, znajdował się w nim - stwierdza stanowczo.

- Ale ważniejszy jest niewyjaśniony brak pozostałych kompletów „platyny” - kontynuuje. - Nie wydaje się panu dziwne to, że mimo notorycznie powtarzających się w ten sam sposób włamań, nikt z kierownictwa zakładu nie próbował im zapobiec? Tak pożądany towar już po pierwszej kradzieży powinien być zmagazynowany w osobnym, zamkniętym na cztery spusty pomieszczeniu. Nie słychać było też, żeby ktoś poniósł konsekwencje służbowe za niedopełnienie obowiązku nadzoru.

- Według mnie cała ta "platynowa afera" była, przynajmniej w części, aferą kontrolowaną - przechodzi do sedna. - To był bardzo pożądany towar, stanowiący przekonujący argument przy załatwianiu przeróżnych spraw. Więc w ciągu roku komplety znikały z magazynu, a jego stan musiał się zgadzać, bo inaczej dopiero byłaby afera.

KOMENTARZE
Brak wyróżnionych komentarzy.
WSZYSTKIE KOMENTARZE (0)