Była to już V pielgrzymka Jana Pawła II do ojczyzny. Od 31 maja do 10 czerwca 1997 roku papież odwiedził 12 miejscowości m.in. Wrocław, Legnicę, Gorzów Wielkopolski, Gniezno, Zakopane i Krosno.
Podczas mszy świętej na krośnieńskim lotnisku, na którą przybyło blisko 700 tys. wiernych, Ojciec Święty kanonizował bł. Jana z Dukli. Dokonał także koronacji wizerunków Matki Boskiej z Haczowa, Jaślisk i Wielkich Oczu. Poświęcił także kościół p.w. Św. Piotra i Jana z Dukli.
Dla utrwalenia tak ważnego wydarzenia, krzyż znajdujący się wówczas przy głównym ołtarzu przeniesiono na plac przy ul. Podkarpackiej. W drugą rocznicę wizyty Ojca Świętego Jana Pawła II dokonano uroczystego odsłonięcia pomnika. Jest on najwyższym pomnikiem papieża w Polsce. Plac wokół pomnika stał symbolicznym miejscem kultu Papieża Polaka.
Kiedy w 1995 roku było wiadomo, że będzie kanonizowany Jan z Dukli, Jan Paweł II wyraził pragnienie, żeby kanonizować go na ojczystej ziemi. Starania o przyjazd papieża rozpoczęła Dukla. Jesienią odbyła się kongregacja księży archidiecezji przemyskiej, archiprezbiteratów krośnieńskiego, sanockiego, bieszczadzkiego. Pod koniec ksiądz arcybiskup zwrócił się do mnie: "Dlaczego się nie staracie, żeby papież przyjechał do Krosna?". Wyraziłem zdziwienie i zapytałem czy możemy go podjąć. Ks. arcybiskup nie miał nic przeciwko temu. I 29 grudnia 1995 roku pojechaliśmy do Rzymu. Byliśmy w Castel San Elia - klasztorze ojców Michalitów - 40 km przed Rzymem.
1 stycznia uczestniczyliśmy we mszy świętej o pokój w 1996 roku. Wieczorem dostałem telefon od ojca Hejmo, żebyśmy byli 2 stycznia o 7 rano przy Spiżowej Bramie. Byliśmy na mszy św. w kaplicy Ojca Świętego, którą koncelebrowałem, czytałem ewangelię. To niesamowite wspomnienia. Po mszy Ojciec Święty przyjął nas w prywatnej bibliotece. Ja pierwszy przedstawiłem prośbę. Do dziś ją pamiętam: "Wasza Świątobliwość. Ks. Arcybiskup Józef Michalik Metropolita Przemyski, Archiprezbiterat krośnieński, Rada Miasta i całe społeczeństwo zapraszają Ojca Świętego do Krosna, by uroczystej kanonizacji bł. Jana z Dukli dokonać na lotnisku w Krośnie".
Odpowiedź Ojca Świętego była: "Będzie trudno". A ja mu mówię od razu, że południe dobrze głosowało (to było 2 tygodnie po wyborze Aleksandra Kwaśniewskiego na prezydenta). Ojciec Święty się uśmiechnął i powiedział: "Południe jest czyste, chcę tam być".
Potem każdy z członków coś powiedział, z każdym Ojciec Święty zamienił słowo. Spotkanie miało trwać 15-20 min, a było to prawie 50 minut. To było pierwsze spotkanie wywierające naprawdę niesamowite wrażenie.
Przygotowania trwały przez cały 1996 rok. Zaangażowanie ludzi było niesamowite. Ja podziwiałem te wszystkie służby. Wszystko szło pięknie. Były trzy spotkania z Ojcem Tucci, który był odpowiedzialny za pielgrzymki. Jak on przyjechał pierwszym razem, w listopadzie 1996 roku, powiedział - impossibile - niemożliwe, żeby w kościele był obiad [obecnie kościół Św. Piotra i Jana z Dukli]. Kiedy przyjechał w marcu był szalenie zdziwiony, a w maju to przecierał oczy, że kościół został wykończony w takim szybkim tempie.
Kiedy pojechaliśmy podziękować, spotkaliśmy się w Sali Klementyńskiej. Wręczyłem Ojcu Świętemu obraz starego kościoła z Haczowa. Był urzeczony i powiedział do nas, że za wszystko dziękuje, i że na Podkarpaciu czuł się najbliżej swoich gór, po których wędrował.
Ja myślę, że o wizycie Ojca Świętego w Krośnie przeważyła jego decyzja. Większość z episkopatu raczej była za tym, żeby ta wizyta "kręciła się" wokół Krakowa, Warszawy, wokół większych miast. Natomiast Ojciec Święty chciał przyjechać tutaj i zobaczyć góry, po których chodził w młodości.
Księża z episkopatu nie wierzyli, że ta wizyta w Krośnie zgromadzi aż tyle osób. Osoby organizujące pielgrzymkę miały obawy, że będzie mało osób albo, że telewizyjny widok 200 lub 300 tys. osób będzie sprawiał wrażenie pustego lotniska. Ale jak ks. sekretarz Dziwisz był w Krośnie latem 1996 roku i zobaczył, że z lotniska widać Cergową, to wtedy już wiedziałem, że to już będzie w Krośnie.
Pierwszą rzeczą to była sprawa ołtarza. To było największe przedsięwzięcie. Na konkurs wpłynęły 4 albo 5 prac. Wygrał ołtarz autorstwa pani Marioli Sidor z Sanoka. Pan Wincenty Janowski zrobił konstrukcję do ołtarza. Według pierwszego projektu ołtarz miał 9 metrów wysokości. Jak biskup Chrapek przyjechał i zobaczył projekt, to powiedział: "Wały Jasnogórskie mają 6 metrów". Zmniejszyliśmy ten ołtarz.
Krzyż został zaprojektowany i wykonany przez ZUN Naftomet. Firma, która go montowała nie wierzyła, że to tak wszystko jest dokładnie zrobione, dźwig podniósł krzyż i trafił dokładnie w podstawę. Tak doskonale było to zrobione, że zakręcili tylko śrubki.
Wspólny obiad z Ojcem Świętym w podziemiach kościoła Piotra i Jana z Dukli było wyróżnieniem. Każdy cieszył się, że był na tej sali. Był tam główny stół, gdzie siedział papież z kardynałami. Obok były ustawione stoły, gdzie było ok. 200 osób, które w jakiś sposób szczególnie się zasłużyły. Na zastawie papieskiej podano normalny obiad, nie był wyszukany. Pierwsze i drugie danie. Po obiedzie każdy z uczestników miał możliwość krótkiego spotkania, zamienić dwa zdania, zrobić zdjęcie. Ojciec Święty zasugerował, że chciałby jeszcze raz tu przyjechać. Być może myślał o beatyfikacji ks. Markiewicza. To mu się nie udało.
Po wizycie było podsumowanie. Statystycznie dziennie w Krośnie umiera jedna lub dwie osoby. Jak się potem okazało w tym dniu nikt nie zmarł.
Po wizycie najwięcej pracy miała młodzież z "Mechanika". Zasypywała dziury po palach na sektory. Sektory robił Naftomontaż, wiercili, wbijali te pale. Po wyciągnięciu zostawała dziura w lotnisku.
Winda, która wiozła Ojca Świętego jest zainstalowana w Urzędzie Miasta na ul. Staszica. Schody z ołtarza są na basenie MOSiR przy zjeżdżalni. Drewno jest na dachu kościoła farnego. Część stali z ołtarza jest na oczyszczalni ścieków, cześć na hali sportowej.
Ławki w dalszym ciągu są w dyspozycji miasta podczas różnego rodzaju imprez. Dla spowiedników pożyczyliśmy krzesła z muzeum. Były ustawione w sektorach, sporo z tych krzeseł nie doliczyliśmy się, wiec na pewno gdzieś na pamiątkę mieszkańcy je mają. Krzesła z ołtarza poszły do jednaj z jasielskich parafii. Bardzo dużo ludzi wzięło sobie kwiatki z ołtarza.
Puściłem listę wśród radnych, aby wpisali się i żebyśmy pojechali zaprosić Ojca Świętego do Krosna. Nastała cisza. Ja się wpisałem jako pierwszy i zapowiedziałem, że jedziemy na własny koszt. Z 32 radnych wpisało się 3 radnych. Ja myślałem, że to będzie długa lista, że trzeba autokarami jechać. To było moje smutne zaskoczenie.
U mnie na Cichej zabiłem świnię. Uwędziłem 4 boczki, 4 szynki, balerony, kiełbasy, chleby na liściach kapuścianych, ksiądz Kaczor wziął 2 skrzynki jabłek. Z tym pojechaliśmy do Rzymu. Przepiękna podróż.
O 22:30 zadzwonił prałat Dziwisz do ks. Kaczora, że będziemy przyjęci na audiencji, na mszy w kaplicy prywatnej. Trema straszna, wchodzimy do kaplicy. Ja zauważyłem - taka kruszynka rozmodlona, klęczał Ojciec Święty. Zaczęliśmy się modlić i zaczęła się msza.
Zaczęliśmy śpiewać kolędy. Czasami zapomina się zwrotki, czy słów. Wtedy duch w nas wstąpił, bo śpiewaliśmy wiele zwrotek tych naszych, starych, polskich kolęd. Wszystko aż się trzęsło, wszyscy śpiewali. Widać było, że Ojciec Święty się cieszy. Twarz była taka pogodna pomimo tego, że cierpiał cały czas. Modliliśmy się za jego zdrowie, miał stan podgorączkowy.
Nie wiedzieliśmy czy przyjedzie, czy nie przyjedzie. Ja po tej mszy i naszej modlitwie wierzyłem, że jest zadowolony i że przyjedzie.
Później była audiencja ogólna. Widziałem jak coś Ojciec Święty mówił Dziwiszowi, a on później ks. Kaczorowi. Okazało się, że Ojciec Święty dziękuje za szynki, boczki, chleb i jabłka, ale skrzynek nie odda, bo nie ma jak - zażartował.
Kiedy przyjechaliśmy do Krosna, rozpoczęliśmy od razu przygotowania. To były spotkania u kapucynów. Utrzymywane w tajemnicy, bo nie wiadomo było czy przyjedzie, czy nie. Zrobiliśmy harmonogram, kto czym ma się zajmować - masę tego wszystkiego było. Ale to wszystko z entuzjazmem i radością się robiło. Nikt nie robił tego z musu.
Potwierdzenie przyszło początkiem lutego, że Ojciec Święty jednak przyjedzie do Krosna.
Zaczęliśmy od projektu ołtarza. Ja mówię: "Trzeba zrobić w ten sposób, żeby krzyż był jak najwyższy". Pani architekt z Sanoka, która wygrała konkurs pyta: "No to ile, 20 metrów?" "Nie. 40-50 metrów. Jak będzie mniejszy to on zginie".
Nie udało nam się załatwić takiej kryształowej bryły, która powoduje, że promienie słoneczne padałyby na ołtarz. Na specjalne zamówienie produkuje to Jelenia Góra.
Cała uroczystość, powitanie to było wielkie przeżycie. Najdłużej będę wspominał spojrzenie Ojca Świętego - jak patrzył, jak się cieszył. Do grobu będę to pamiętał.
Służby porządkowe musiały być złożone z osób cywilnych. Zadeklarowałem wtedy, że związek może się tym zająć. No i tak od grudnia do końca maja praktycznie trzeba było wszystkich ludzi zorganizować, zebrać wszystkie dane, zdjęcia do identyfikatorów. Wszystko przy pomocy policji było weryfikowane, bo różni ludzie próbowali się do tych służb porządkowych dostać. Jak sobie przypominam to kilkadziesiąt, jeżeli nie ponad 100 osób zostało odrzuconych. Byli to ludzi, którzy mieli wyroki w zawieszeniu, kieszonkowcy.
Potem truchlałem czy to wszystko wypali, jak ci ludzie się zachowają. Zachowali się rewelacyjnie. Próbowałem podejść bliżej, ale jeden z porządkowych przepędził mnie do tłumu. Już po wizycie w Dukli byłem spokojniejszy, bo wiedziałem, że ludzie z oddaniem i poświęceniem wykonują ta swoja służbę. Nie każdy mógł być przy sektorze np. A4. Byli tacy, którzy stali np. w Łężanach, Miejscu Piastowym czy gdzieś w Turaszówce. Oni tak na dobrą sprawę nic nie widzieli z tych uroczystości.
Wielokrotnie podkreślano, że w czasie pielgrzymki w roku 1997, najlepsze zabezpieczenie było w Dukli i Krośnie. To była dla nas wielka satysfakcja.
Nie ma na pewno takich słów, żeby wyrazić wdzięczność tym ludziom. Robili to bezinteresownie. W tej chwili jak rozmawiam z wieloma tymi ludźmi, to traktują to jako jeden z najważniejszych dni w swoim życiu. Minęło 10 lat a ludzie jak relikwie trzymają żółtą furażerkę, identyfikator, zdjęcia, które im rodzina zrobiła. Trzeba takich ludzi doceniać. To było około 1200 osób.
Ja też mam swoją relikwię. Mieliśmy wtedy służbowego Poloneza i miałem taką przepustkę, która upoważniała mnie do poruszania się nawet w pobliżu ołtarza. To też było przeżycie, kiedy ja mogłem nieskrępowanie z lotniska spokojnie jechać do Dukli, kiedy już tłumy wiwatowały na poboczach. Przejeżdżałem zobaczyć, czy są ci ludzie, czy wszystko jest w porządku. Przeżywaliśmy to bardzo, bo różnie mogło być. Tą przepustkę trzymam jak relikwię, łącznie z wejściówką do sektora.
Potem sama uroczystość. Ja miałem szczęście znaleźć się w tym sektorze 0, z ówczesnym szefem Marianem Krzaklewskim i innymi VIP-ami. To się wydaje nieprawdopodobne, że Ojciec Święty - człowiek, który jest tak ceniony na całym świecie, tutaj po prostu był, a akurat my mieliśmy to szczęście go gościć.
Ja miałem szczęście, że w listopadzie 1996 roku akurat na grobie świętego Piotra, czyli na ołtarzu w Bazylice Św. Piotra czytałem jedno z wezwań modlitwy wiernych właśnie o kanonizację błogosławionego Jana z Dukli. Na gumowych nogach dosłownie czytałem ten fragment, a przecież to był krótki tekst. I tak kontem oka zobaczyłem transparent, który się wtedy podniósł "Parafia Targowiska". Z mojej gminy Miejsce Piastowe, akurat ludzie przyjechali na tą mszę. No i za parę miesięcy okazało się, że mieliśmy Ojca Świętego u siebie.
Wtedy w listopadzie, kiedy Ojciec Święty podchodził do wszystkich członków komisji krajowej, człowiek się zastanawiał co powiedzieć. Trzy, cztery wyrazy, bo na więcej nie ma czasu i żeby to miało sens. Ja nosiłem się z zamiarem powiedzieć, że ziemia krośnieńska oczekuje na Ojca Świętego. Finał był taki, że nie wydobyłem z siebie żadnego słowa. Kiedy Ojciec Święty podawał rękę to taki był taki paraliż, że dopiero kiedy był już 3 kroki dalej, to zacząłem dochodzić do siebie.
To są rzeczy, których już niestety następne pokolenia nie będą miały szczęścia przeżywać.
Budowa ołtarza to było bardzo nietypowe zlecenie, które w historii firmy się już niestety nigdy nie powtórzy. To niesamowite wspomnienie ciągle istnieje we wszystkich pracownikach firmy.
Ołtarz był zaprojektowany w konstrukcji stalowej z drewnianymi. Pojawił się problem związany z zabezpieczeniem przeciwpożarowym. Strażacy byli strasznie wyczuleni na impregnację tego drewna. Mimo, że było zabezpieczenie, przez dwa ostatnie tygodnie albo tydzień, był 24 -godzinny nadzór strażacki nad budową: uzbrojony wóz strażacki i ludzie, którzy cały czas patrzyli czy tam nic się nie dzieje, nie zapala. Lepszego zabezpieczenia przeciwpożarowego jak zawodowi strażacy na miejscu budowy nie ma.
Nie mniej jednak przepisy przeciwpożarowe mówią, że nawet obiekt tymczasowy, zrobiony z drewna musi być zaimpregnowany przeciwpożarowo. Cały ołtarz musieliśmy zaimpregnować.
Inna anegdota wiąże się już z samą końcówką przygotowań. Dwa dni przed wizytą został dostarczony fotel, na którym w trakcie liturgii miał siedzieć Ojciec Święty. To już dla wszystkich zaangażowanych w budowę była niesamowita atrakcja - bo przecież usiąść na fotelu papieskim i zrobić sobie zdjęcie - to fajna pamiątka. Okazało się, że był tak skonstruowany, że jak ktoś na niego usiadł i lekko się odchylił do tyłu, to fotel się przewracał. Proszę sobie wyobrazić, jaka była konsternacja, jak to odkryliśmy. Co z tym zrobić? Nie daj Bóg Ojciec Święty usiądzie i się przewróci. W nocy dorabialiśmy specjalne zabezpieczenie, żeby nie było możliwości przewrócenia.
Organizacja wizyty Jana Pawła II na Podkarpaciu była ogromnym wyzwaniem dla lokalnych komitetów. Po ogłoszeniu programu V pielgrzymki Papieża do Polski zintensyfikowano prace organizacyjne w Krośnie i w Dukli. W marcu 1997 roku w mieście powołano zespół ds realizacji i koordynacji zadań i w jego ramach Komisje: ds. bezpieczeństwa i porządku, organizacji rozwiązań komunikacyjnych oraz miejsc parkingowych, zabezpieczenia medycznego i sanitarnego oraz ds. informacyjno-sprawozdawczych. Wydział Rozwoju Gospodarki Urzędu Wojewódzkiego podjął się organizacji miejsc parkingowych. Zabezpieczeniem medycznym zajął się Szpital Wojewódzki w Krośnie. Kwestie komunikacji i bezpieczeństwa koordynowane były przez: Urząd Wojewódzki, Urząd Ochrony Państwa, Komendę Wojewódzką Policji, Komendę Wojewódzką Państwowej Straży Pożarnej, Zarząd Ochotniczej Straży Pożarnej, Urząd Miasta Krosna, Zakład Energetyczny i Gazowniczy. Budowę ołtarza wg projektu mgr Marioli Sidor, powierzono Krośnieńskiemu Przedsiębiorstwu Budowlanemu S.A. Jego konstruktorem został Wincenty Janowski. Wykonania 37-metrowego krzyża podjął się Zakład Urządzeń Naftowych "Naftomet". Prace pod kierunkiem Piotra Krzanowskiego ruszyły w kwietniu. Na lotnisku grodzenia sektorów podjął się krośnieński "Naftomontaż". Drewno na ten cel ofiarowały Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych i Polski Związek Łowiecki Okręgu Przemyskiego. PKP zadeklarowały gotowość przygotowania połączeń stosownie do zapotrzebowania pielgrzymów. W kwietniu trwały szkolenia służb porządkowych oraz przygotowania dekoracji na trasie przejazdu i w miastach. Władze Krosna zarządziły remont i modernizację miejskich ulic. Wszystkie ustalenia konsultowane były z przedstawicielami Rządu RP, Episkopatu Polski i Watykanu.
W swojej autobiografii pisał: "Ilekroć mam możność udać się w góry i podziwiać górskie krajobrazy, dziękuję Bogu za majestat i piękno stworzonego świata. Dziękuję Mu za Jego własne piękno, którego wszechświat jest jakby odblaskiem (...)". Bliskości Boga szukał również i u nas - w Beskidzie Niskim i Bieszczadach. W ciągu 26 lat: od roku 1952 do roku 1978, kiedy został powołany na Stolicę Piotrową, odwiedził te górzyste zakątki kilkanaście razy. Były to zazwyczaj wyprawy prywatne, anonimowe, z grupą młodzieży katolickiej, która znała Go jeszcze z czasów posługi w krakowskiej parafii św. Floriana i zwykła nazywać swego duszpasterza "wujkiem", lub samotne wędrówki biskupa, a później kardynała Wojtyły. Już podczas pierwszej wyprawy (1952) odwiedził Ustrzyki, Duklę, Iwonicz Zdrój i Rymanów oraz Jeziorka Duszatyńskie, które uwiecznił później w swoim dziele "Przed sklepem jubilera". Zdobywał rozliczne szczyty, msze odprawiał w małych kościołach, w cerkwiach, na połoninach. Wyprawa trzynasta (1967) zaprowadziła Go do Krosna i Miejsca Piastowego, do domu Sióstr Michalitek, gdzie przeczekał pogoń śledzących go agentów. Ostatni raz odwiedził Bieszczady w 1968 r. Zawitał wtedy do Jasienia, aby intronizować cudowną ikonę rudecką. Księdzu kardynałowi brakowało już czasu na długie wędrówki, więc od lat 70-tych urlopy spędzał w dolinie górnego Wisłoka - w Rudawce Rymanowskiej i Pastwiskach, gdzie zawsze mógł liczyć na gościnę u Państwa Janki i Stefana Kosiarskich.