Uwaga na "perfumiarzy". Stracisz tylko pieniądze

Zaczepiają prawie każdego przechodnia, są podejrzanie mili i gdy już kogoś "dopadną", łatwo nie dają za wygraną. Mowa o ulicznych sprzedawcach perfum - a raczej pachnącej wody, którzy na Rynku urządzają prawdziwe polowanie. Na nich z kolei polują strażnicy miejscy, bo uliczna sprzedaż jest nielegalna.
Sprzedawców perfum można spotkać na Rynku co jakiś czas. Raz to kobiety, innym razem mężczyźni

- Mamy telefony i e-maile od mieszkańców z prośbą o reakcję. Ludzie zgłaszają, że ci sprzedawcy są natarczywi, że wciskają wodę o zapachu, który szybko znika - mówi Tomasz Wajdowicz, komendant straży miejskiej w Krośnie.

Dlatego strażnicy częściej niż wcześniej cały proceder monitorują, legitymują sprzedawców. Teraz jest im łatwiej, bo od niedawna w kodeksie wykroczeń znajduje się odpowiedni paragraf: "Kto prowadzi sprzedaż na terenie należącym do gminy lub będącym w jej zarządzie poza miejscem do tego wyznaczonym przez właściwe organy gminy, podlega karze grzywny".

- Do tej pory na sprzedawców perfum nałożyliśmy trzy mandaty za handel w miejscu do tego nieprzeznaczonym. Każdy po 100 złotych - zdradza komendant.

Ukaranie takich sprzedawców nie jest proste, ponieważ może nastąpić tylko w przypadku, gdy do skutku dojdzie transakcja sprzedaży - wymiana towaru za pieniądze. - Oni są świadomi, że na nich czyhamy, więc jeśli dochodzi do transakcji robią to w miejscach mało widocznych, pokątnie - podkreśla Tomasz Wajdowicz.

Gdyby chcieli robić to legalnie, zostaliby skierowani na plac targowy, gdzie po uiszczeniu opłaty targowej, mogliby sprzedawać do woli.

Sprzedawanie perfum na ulicy, prosto z torby, to proceder znany w Polsce od lat. Polujący na mieszkańców Krosna są przedstawicielami firmy z Przeworska, ale podobnie działających przedsiębiorstw jest w kraju dużo więcej. Przerzucają swoich akwizytorów z miasta do miasta, zwykle w jednym miejscu jest ich nawet po kilkoro.

- Legitymowani sprzedawcy tłumaczą się, że wcale perfum nie sprzedają, jedynie prowadzą ankietę, badają rynek i opinie konsumentów - relacjonuje szef strażników miejskich.

Gdy jednak uda im się kogoś zatrzymać, pod przykrywką superokazji wciskają tandetne perfumy. Zagadują o najbliższą drogerię, podają rękę, potem prezentują zapachy. Gdy już wręczą pudełko, wzbraniają się przez przyjęciem go z powrotem. Jak mantrę powtarzają wyuczone regułki. Padają pytania o szacunkową wartość wąchanej perfumy czy inne konkursowe zagadki, po czym bez względu na to czy odpowiedź jest błędna czy poprawna i tak możemy czuć się zwycięzcami i skorzystać z ostatniej szansy zakupu perfumy w promocyjnej cenie, ba - drugą otrzymać gratis.

Większość osób nie reaguje na zaczepki akwizytorów, inni przystają na chwilę, ale są też tacy, którzy na "promocyjne" zakupy dają się namówić.

- Kto kupuje takie rzeczy, niech ma świadomość, że może się naciąć, że zamiast markowych perfum kupi rozcieńczoną, pachnącą wodę - podkreśla komendant. Nabici w butelkę ostrzegają z kolei, że do powąchania dostaje się jedną wodę, a gdy decydujemy się na jej kupno, dostajemy drugą o zupełnie innym, nietrwałym zapachu. - Jedno wielkie oszustwo - przestrzega Tomasz Wajdowicz.

A reklamacja? Jutro naszego sprzedawcy już nie zastaniemy w tym samym miejscu, poza tym, komu przyszło do głowy poprosić o paragon...

KOMENTARZE
Brak wyróżnionych komentarzy.
WSZYSTKIE KOMENTARZE (0)