56-letni Tomasz Świątek co roku jesienią przyjeżdża z nowymi doświadczeniami, wspomnieniami i zdjęciami. 10 lipca z prowizoryczną mapą i wyblakłym proporczykiem Krosna, który przebył z nim już tysiące kilometrów, znów skierował się na Wschód. Jeszcze rok temu zamierzał obrać zupełnie inny kierunek, chciał udać się za ocean, ale tereny naszych sąsiadów okazały się znacznie mniej wymagające finansowo. A miejsc do zwiedzania tam nie brakuje. Ukraina, bo o niej mowa, gościła naszego podróżnika blisko 50 dni.
Jak zwykle zabrał tylko to, co potrzebne. Trochę jedzenia, namiot, śpiwór, karimatę, kuchenkę i akcesoria do roweru. Nie mogło też zabraknąć pamiętnika, który od kilku lat podróżuje razem z nim, aparatu fotograficznego oraz filmów i zdjęć z poprzednich wypraw. Przydały się podczas pobytów u gościnnych mieszkańców Ukrainy. Ci jak zwykle bardzo życzliwi i tym razem pozwalali rozbić namiot pod domem, ale często zapraszali też pod swój dach, gościli przy stole.
Trasa wiodła przez całą Ukrainę. Od granicy z Polską, przez centrum, aż na południe do Jałty, najpopularniejszej wśród turystów części południowego wybrzeża Krymu. To tam miała miejsce pamiętna konferencja (od 4 do 11 lutego 1945), na której spotkali się: przywódca ZSRR Józef Stalin, premier Wielkiej Brytanii Winston Churchill i prezydent USA Franklin Delano Roosevelt. Po ustaleniach na jałtańskiej konferencji Polska utraciła Kresy Wschodnie na rzecz Związku Radzieckiego, ten otrzymał "zwierzchnictwo" nad Polską.
Jednak zanim Tomasz Świątek tam dotarł, przejechał setki kilometrów po fatalnych ukraińskich drogach, ale za to w bajecznie pięknych "okolicznościach przyrody". Zwiedził wiele zabytków, głównie zamków i fortec - także tych o historycznym znaczeniu dla Polaków. - Byłem już na Ukrainie kilka razy, ale tam zawsze można zobaczyć coś nowego - zapewnia. Tym razem nastawił się właśnie na zwiedzanie. - Jadąc na rowerze około 20km dziennie, nie spiesząc się, można naprawdę wiele zobaczyć.
Trasa wiodła m.in. przez Lwów, gdzie zmarła Maria Konopnicka oraz Olesko, gdzie urodził się król Jan III Sobieski, prawnuk Stanisława Żółkiewskiego, z którym z kolei związane jest inne ukraińskie miasto - Żółkiew. Tamtejszy zamek stał się ulubioną rezydencją Jana III Sobieskiego. Natomiast zamek w Olesku jest jednym z najciekawszych tego typu budowli w Europie Wschodniej, często wykorzystywany przez filmowców. - Kręcili tam film "Trzej muszkieterowie" - przypomina Tomasz Świątek.
Odwiedził też Jasną Górę Ukrainy - Ławrę Poczajowską. To największy ośrodek prawosławia na Wołyniu i drugi na całej Ukrainie po Ławrze Pieczerskiej w Kijowie. - W 1240 roku Poczajów najechali Tatarzy. Legenda mówi, że na niebie ukazała się Matka Boża, wtedy Tatarzy odstąpili - opowiada. - Podobno zostały tam ślady stopy Matki Boskiej, ale zostało to zniszczone - dodaje.
Ślady jednego z najwybitniejszych polskich poetów zawiodły krośnieńskiego podróżnika do Krzemieńca, gdzie urodził się Juliusz Słowacki. Mieści się tam Muzeum Słowackiego, są też pamiątki po Tadeuszu Czackim i Hugonie Kołłątaju, założycielach Gimnazjum Wołyńskiego w Krzemieńcu oraz ruiny zamku.
Wycieczka poprowadziła Tomasza Świątka pod pamiętne mury obronne zamku w Zbarażu. W 1649 roku miała tu miejsce słynna obrona zamku i miasta przed wojskami kozackimi i sprzymierzonymi z nimi Tatarami. Oblężony wówczas 14-tysięczny oddział polski bronił się pod dowództwem Jeremiego Wiśniowieckiego przez 43 dni. 56-letni rowerzysta odwiedził też Tarnopol, Kamieniec Podolski oraz Chocim.
Będąc na południu Ukrainy, Tomasz skierował się na Mołdawię. Tam przejechał przez kilka miast, m.in. Bielce, Kiszyniów, Bandery. Trudno było się jednak stamtąd wydostać. Trzeba było uciec się do forteli, które na szczęście skończyły się dobrze. - Najpierw chcieli za pieczątkę 250 dolarów. Za radą ludzi szybko przejechałem między blokami - opowiada. - Potem mołdawscy pogranicznicy nie chcieli mnie przepuścić. Kiedy odeszli, wsiadłem na rower i uciekłem na Ukrainę - relacjonuje swoje przygody.
Pojechał nad Morze Czarne. Tam doszło do niewielkiego wypadku, konieczne było założenie małego opatrunku w okolicy oka. - Auto mnie potrąciło - informuje. - Ja szedłem po chodniku. Kierowca cofał, wjechał na chodnik i we mnie. Przewróciłem się i rozciąłem łuk brwiowy - relacjonuje. Obrażenia okazały się jednak na tyle niegroźne, że nie przeszkodziły w dalszej podróży.
Tomasz Świątek dalej odwiedził Odessę, Mikołajów, wspomnianą już Jałtę oraz Sewastopol i Eupatorię. Wracając przejechał przez Lwów, do Polski.
Koszty wyjazdu były niewielkie. Rozpoczynając półtora miesięczną podróż, Tomasz szacował ją na około tysiąc złotych. Kiedy wrócił, okazało się, że koszty są jeszcze niższe. A to za sprawą kolejnych przygód. Gdyby jechał samochodem, pewnie by go ominęły. Do jednej z nich doszło przed Gródkiem. - Na drodze było pełno śmieci, papierów. Kiedy przyjrzałem się lepiej, okazało się, że jest tam 400 hrywien. To oznaczało, że już miesiąc wycieczki mam za darmo. Za 150 hrywien kupiłem sobie w Odessie buty - opowiada Tomasz Świątek. Później na trasie znów znalazł pieniądze - tym razem 100 dolarów.
- Wycieczka była "za friko" - podsumowuje podróżnik. - Warto ze mną jeździć. Jakby ktoś ze mną pojechał, to bym się podzielił...