Wolontariuszką Domu Chłopaka, prowadzonego przez siostry dominikanki w niewielkiej wsi w województwie wielkopolskim, została rok temu. Dowiedziała się o nim z filmu dokumentalnego Patryka Vegi, znanego polskiego reżysera.
- Napisała do nas, po czym wsiadła w pociąg nie wiedząc do końca, że to taki kawał drogi od jej domu – wspominają siostry dominikanki. – Jej wrażliwość, otwartość, sumienność i poświęcenie to dla nas nieoceniony dar.
Zadaniem Domu Pomocy Społecznej dla Dzieci i Młodzieży w Broniszewicach jest całodobowa opieka nad potrzebującymi. Na stałe mieszka w nim 56 niepełnosprawnych chłopców, wśród nich osoby z zespołem Downa, dziecięcym porażeniem mózgowym, czy autyzmem.
Niektórzy z wychowanków nie widzą lub nie słyszą, a jeszcze inni nigdy nie opuszczą swoich łóżek. Chłopcy są bardzo zżyci nie tylko ze sobą, ale również z personelem. Troszczą się o siebie, pomagają sobie, wspólnie przeżywają trudności i choroby.
Na czas epidemii siostry postanowiły odizolować się od świata i zamknąć w Domu wraz z wolontariuszami, pracownikami i chłopcami ze względu na zagrożenie, jakie dla ich bezbronnych wychowanków stanowi koronawirus. Wszystko po to, aby nie stać się kolejnym ogniskiem zapalnym wirusa.
Martyna na tę wiadomość i apel o pomoc postanowiła ponownie do nich dołączyć jako wolontariuszka. - Przyjechała do broniszewickiego ośrodka na samym początku zawirowań z koronawirusem – mówią siostry. – Jej fachowość jest wykorzystywana na maksa. Podejmuje się wszystkich skomplikowanych zadań.
– To miejsce urzekło mnie swoim ciepłem i prostą miłością chłopców, którzy tutaj mieszkają – dodaje Martyna. – Ich dom stał się moim domem. Musiałam przyjechać do nich, kiedy tego potrzebowali.
Najbliżsi zrozumieli jej decyzję, jednak martwili się o nią. W Polsce zaczął rozprzestrzeniać się koronawirus, który dla pensjonariuszy domów pomocy społecznej okazał się wyjątkowo niebezpieczny. – Wiedzieliśmy wszyscy, że będziemy za sobą tęsknić – mówi wolontariuszka. – Ale moi bliscy znają moje serce i wspierali mnie w mojej decyzji. Teraz są ze mnie dumni.
W Domu Chłopaków zajmuje się chłopcami leżącymi, którzy potrzebują całościowej opieki. Wraz z innymi opiekunami kąpie ich, ubiera, karmi. Wychowankowie nie mówią co ich boli, czy są chorzy, czy zdenerwowani. Tego Martyna musiała się nauczyć poprzez uważną obserwację swoich podopiecznych. – Tacy chłopcy wymagają naszej stuprocentowej pomocy – wyjaśnia. – Opieka nad nimi nauczyła mnie większej dokładności, zwracania uwagi na szczegóły.
Jej jednodniowy dyżur trwa osiem godzin. W przerwach zajmuje się gromadką maluchów, które potrzebują kogoś do zabawy i przytulania. Do grupy najmłodszych należy czteroletni chłopiec. Zawsze po wieczornym przebieraniu leżących wychowanków Domu, Martyna lub inna wolontariuszka włącza czterolatkowi bajkę. – Raz chciał, żeby to odbyło się szybciej, więc powrzucał pampersy do łóżek chłopców i powiedział, że to już gotowe.
Martyna stara się robić wszystko, żeby chłopcom było lepiej. Najbardziej lubi w nich ich prostotę. O trudnościach, jakie wiążą się z opieką nad takimi osobami, stara się nie myśleć. Decyzji o przyjeździe do Broniszewic nie zmieniłaby. – Zdarzają się trudniejsze momenty – przyznaje. – Pojawia się zmęczenie i tęsknota. Ale jedno przytulenie chłopców, uśmiech i od razu o tym zapominam. To, co oni mi dają, jest nieporównywalne z tym, co ja im daję.
W ośrodku rodzą się liczne przyjaźnie. – Łączy nas to, że kochamy naszych wychowanków. Kiedy już śpią, sporo rozmawiamy, próbujemy żyć tutaj normalnie.
Martyna nie boi się, że zachoruje na koronawirusa. Boi się o chłopców, bo jeśli dojdzie do zakażenia, to właśnie oni mają niewielkie szanse na przeżycie.
Mieszkanka Targowisk studiuje pielęgniarstwo w Krakowie, które jest równocześnie jej pasją. Swoją pracę dyplomową poświęciła jednemu z chłopców mieszkających w Domu w Broniszewicach. - Mogę mieć go cały czas na oku, więc jest to dużym plusem.
W Domu Chłopaków jeszcze trochę pozostanie. Zapowiada, że dopóki pozwolą jej na to uczelnianie obowiązki. Jednocześnie zapewnia, że nawet jeśli będzie musiała z niego wyjechać, to na pewno do Broniszewic jeszcze powróci.
W pierwszej chwili myślałem że to chodzi o siostrzyczkę w habicie-to było by prawie normalne. Jednak Martynka to nadzwyczjna dziewczyna-i to poświecenie godne nasladowania. Brawo.
,,Taki mały taki duzy swietym może być".Martyunka pełny SZACUN dla Ciebie za to co robisz.
Brawo.................... 10/10......... praca zgodnie z wyborem, zamiłowaniem jest o wiele łatwiejsza i mimo trudów znośniejsza ................... Martyna dajesz wiarę w młodych ludzi z pasją, dajesz wiarę w to, że pielęgniarstwo to zawód ciężki, ale jakże szlachetny ................. Całuski ...:)
Brawo! Oby więcej takich mieszkańców Krosna :-) A po studiach wróć do nas :-)