– To był ranek, wychodziłam właśnie do pracy. Gdy otworzyłam drzwi, zobaczyłam na klatce schodowej szczura. Gryzoń ruszył w moją stroną i ugryzł mnie w stopę poniżej kostki, bo miałam akurat ubrane balerinki, więc część nogi była odsłonięta – nasza czytelniczka (imię i nazwisko do wiadomości redakcji) pokazuje opatrunek, pod którym znajdują się ślady po zębach gryzonia.
Kobieta mieszka na 3. piętrze w jednym z bloków na Guzikówce. Po zaatakowaniu, szczur wbiegł do jej mieszkania, w którym oprócz czytelniczki był jeszcze pies. Jego szczekanie najprawdopodobniej przestraszyło gryzonia, bo ten wcisnął się w kąt za drzwiami do pokoju i tam zastygł.
– Wezwałam ludzi ze spółdzielni mieszkaniowej, żeby go wygonili – kontynuuje czytelniczka. – Panowie, którzy przyszli, "unieszkodliwili" szczura, a jego zwłoki wyrzucili do śmietnika. Ja natomiast od razu pojechałam do szpitala. Tam usłyszałam, że sprawę trzeba koniecznie zgłosić do Inspektoratu Weterynarii, który musi przebadać martwe zwierzę i sprawdzić, czy nie miało wścieklizny. Pracownicy inspektoratu sami nawet przyjechali na miejsce, ale przebadanie szczura było niestety niemożliwe, ponieważ po tym unieszkodliwieniu prawie nic z niego nie zostało. Dlatego teraz czeka mnie seria zastrzyków przeciw wściekliźnie.
Kobieta jest pewna, że szczur przywędrował na 3. piętro z piwnic. – Ktoś musiał zostawić uchylone drzwi i zwierzę wydostało się z nich bez problemu – przypuszcza. – Szczury widywane są w piwnicach od dłuższego czasu. Spółdzielnia porozstawiała nawet trutki, ale gryzonie chyba się do nich przyzwyczaiły, ponieważ nadal tam są.