Sobotnie sprzątanie było już 13. edycją akcji Czysty Wisłok. W 2011 roku wymyślił ją Tomasz Tatrzański, mieszkaniec Krosna, który nie mógł już dłużej patrzeć na zabrudzone brzegi i koryto Wisłoka. W rzece często łowił ryby. Stwierdził, że jeśli on tego nie posprząta, to pewnie tak już zostanie.
Skrzyknął kilku ludzi, z którymi jesienią oczyścił brzegi rzeki w okolicach mostu na ul. Asnyka. Od tamtego czasu akcja odbywa się dwa razy w roku – jesienią i na wiosnę. Jej rezultat to liczone w tonach śmieci, które wolontariusze wyciągnęli z koryta Wisłoka. Tylko w czasie ostatniej akcji 5 osób wypchało odpadami 25 worów. To nie wszystko. - Dodatkowo uprzątnęliśmy kilka opon, 2 materace, 3 dywany oraz miejski kosz na śmieci z betonową podstawą – wylicza Tomasz Tatrzański.
Sobotnie sprzątanie rozpoczęło się dla niego od bardzo pokrzepiającego wydarzenia – w akcję włączyła się mieszkanka ul. Lunaria, która zebrała leżące na brzegach rzeki stare ubrania. - Siódmy rok sprzątam już rzekę, w tym po raz kolejny w tej części Krosna, ale to pierwszy raz, gdy w sprzątanie włączył się ktoś stąd – cieszy się.
Niestety, na tym pozytywy się kończą. Reszta to, nomen omen, rzeka gorzkich słów. - Na wysokości ogródków działkowych przy ul. Chopina jest tragicznie. Myślałem, że dzikie wysypisko to efekt tego, że działkowicze nie mają gdzie wyrzucać śmieci, ale z tego co wiem, mają wskazane miejsce składowania odpadów. Nie wiem, dlaczego z niego nie korzystają, czy to wynika z mentalności, braku świadomości czy lenistwa, ale co posprzątamy, to za chwilę jest z powrotem tak samo. Jak grochem o ścianę. Czy naprawdę przez tyle lat nie można wyegzekwować od ludzi tego, aby nie wyrzucali śmieci nad rzekę, naprawdę nie ma żadnych mechanizmów ich karania? – pyta Tatrzański.
Oznaką skrajnej irytacji wolontariuszy było powieszenie jednego z trzech wyciągniętych z brzegów rzeki dywanów na furtce prowadzącej z ogródków nad rzekę. - Może ktoś zrozumie taki znak – mają jeszcze nadzieję. - Dywanów jest nad rzeką o wiele więcej, część już wrosła w jej brzegi.
Po raz pierwszy od jesieni 2011 roku Tomasz Tatrzański jest załamany i czuje się kompletnie bezsilny. Poza bardziej lub mniej dopisującą grupą zapaleńców w staraniach o czysty Wisłok nie może liczyć na nikogo. - Pewne rzeczy powtarzam w magistracie wielokrotnie, ale nie pomaga nic. Naprawdę jestem już zmęczony i, skoro nie udaje się w Krośnie, to myślę nad tym, aby spróbować przenieść akcję poza miasto, może tam będzie szło lepiej – rozważa.