Do wypadku doszło w czwartek (23.07) około godziny 13:40 na ul. Okrzei.
Z relacji świadków wynika, że kierujący toyotą jadąc w stronę centrum miasta, nagle zjechał na lewy pas jezdni. Pasem tym, w przeciwnym kierunku jechał passat, w którym podróżowała trzyosobowa rodzina. Kierujący volkswagenem widząc nadjeżdżający samochód, próbował w ostatniej chwili uniknąć zderzenia, "uciekając" na lewy pas. Toyota zahaczyła jednak o passata, po czym wjechała na chodnik, uszkodziła słup oświetleniowy, wyłamała ogrodzenie do sąsiedniej posesji i ostatecznie zawisła na murku.
Kierowca toyoty wyszedł z samochodu o własnych siłach, próbował uciekać. Złapali go jednak świadkowie. Twierdzą, że był pijany.
- Poszedł na czołówkę. Wyszedł sam z samochodu i zaczął uciekać w kierunku mostu, gdzieś po 150 metrach pobiegli za nim sąsiedzi, żeby go zatrzymać. Mówili, że strasznie było czuć od niego alkohol. Policja też za nim pobiegła, bo akurat przyjechali - relacjonuje jeden ze świadków.
Kierujący toyotą jechał sam.
Do szpitala trafiły dwie osoby z passata: kierowca i pasażerka. Kilkuletnie dziecko przewożone było prawidłowo w foteliku, nic mu się nie stało.
- Siła była potężna - ocenia właścicielka posesji, w którą wjechała toyota. Twierdzi, że mogło dojść do jeszcze większego nieszczęścia. - Gdyby nie upał, to na pewno ktoś szedłby tym chodnikiem. Tutaj dużo ludzi chodzi.
- Jest pijany, przecież widać, ledwo siedzi - komentuje inny ze świadków. - Do poszkodowanych od razu pobiegła córka z wodą. Najbardziej mama ucierpiała, chyba uderzyła głową, bo szyba rozbita. Huk był potężny, ja w drugim pokoju od ogrodu siedziałem i słyszałem.
Ul. Okrzei była zablokowana na obydwu pasach.