Ogrodzenie wokół krośnieńskiego lotniska wykonane zostało zimą. Najprawdopodobniej to właśnie wtedy, wewnątrz ogrodzonego terenu, zamkniętych zostało kilka saren (przypuszczalnie jest ich 5, ale ich liczba może być nawet dwa razy większa). Problem zauważony został na wiosnę i choć wygląda na błahy, okazuje się, że jego rozwiązanie wcale nie jest łatwe. Składa się na to kilka czynników.
Po pierwsze, na rozległym terenie lotniska (ok. 200 ha), oprócz zabudowań i pasa startowego, znajdują się także miejsca porośnięte lasem, krzakami i wysoką, niekoszoną od kilku lat trawą. W takich warunkach sarny czują się znakomicie: - Od strony Suchodołu, w obniżeniu terenu, jest tam nawet naturalny ciek wodny. Te zwierzęta mają na lotnisku fantastyczne warunki do przesiadywania i chowania się - opisuje Tomasz Wajdowicz, komendant Straży Miejskiej w Krośnie.
Drugim problemem jest fakt, że sarny przez ostatnich kilka miesięcy zdążyły przyzwyczaić się do warunków panujących na lotnisku: hałasu silników startujących i lądujących samolotów, szumu szybowców czy dźwięków dochodzących ze znajdujących się w niedalekiej odległości ulic.
Nie mają też na lotnisku naturalnych wrogów: - Oprócz nich widywane są zające, czasami pojawiają się lisy, które przechodzą przez ogrodzenie, a następnie wychodzą. A sarny są cały czas. Zatraciły już instynkt strachu przed człowiekiem, więc biegają po lotnisku, jak antylopy po sawannie - porównuje komendant.
Piloci twierdzą, że zwierzęta nie stanowią dużego zagrożenia dla samolotów: - Oczywiście, zawsze może się zdarzyć, że sarna wbiegnie pod maszynę, ale z naszych obserwacji wynika, że one się wycwaniły i gdy tylko coś na lotnisku się dzieje, od razu uciekają na obrzeża. W okolicach pasa widywane są bardzo rzadko - przyznaje Roman Walczak, dyrektor Aeroklubu Podkarpackiego.
Zgodnie z przepisami, sarny nie mogą jednak przebywać na lotnisku i trzeba je z niego usunąć. Okazuje się, że operacja ta nie jest taka łatwa i wiązać się może z koniecznością poniesienia sporych środków finansowych oraz zaangażowania dużej ilości osób.
Jedną z propozycji rozwiązania problemu jest częściowy demontaż ogrodzenia, dzięki któremu zwierzęta same mogłyby opuścić teren lotniska.
W przypadku, gdyby rozgrodzenie nie pomogło, zwierzęta będą musiały zostać wypłoszone. Zrobić to można na dwa sposoby: - W grę wchodzi albo jeżdżenie po lotnisku kilkoma samochodami terenowymi, albo przejście jego terenu tyralierą, złożoną z kilkunastu strażników. W tym drugim przypadku liczyć się należy z tym, że uciekająca w panice sarna będzie nawet skakać nad ludźmi - tłumaczy komendant Wajdowicz.
Sarny mogą też zostać usunięte z lotniska poprzez zastosowanie środka usypiającego (zaaplikowanego z odległości, za pomocą specjalnych strzelb), a następnie przeniesienie ich w inne miejsce, lub, w ostateczności, poprzez odstrzał. O zgodę na niego władze miasta wystąpić musiałyby do Urzędu Marszałkowskiego w Rzeszowie.
- Na razie nie ma jeszcze decyzji, jaką procedurę zastosujemy - informuje Zbigniew Piwka, naczelnik Biura Rozwoju Miasta Krosna. - Na pewno w najbliższym czasie rozwiążemy ten problem - zapewnia.