Ptaki bombardują Pocztę Główną

Problem jest śmierdzący i spada z nieba jak krople deszczu. W mieście znany jest od dawna, ale pod Pocztę Główną przyfrunął jesienią. Od tego czasu codziennie obrzydza mieszkańcom życie.
Jesienią chmara ptaków zadomowiła się w drzewach przy Poczcie Głównej. Ich obecność bardzo szybko stała się dla mieszkańców i pracowników urzędu nieznośna

Problemem są ptasie odchody - białe kleksy o poszarpanych brzegach, czasami z żółto-brązowym środeczkiem. Mieszkańcy nazywają je kupami lub gównem. Wybór zależy od tego, jak bardzo są zdenerwowani. Zazwyczaj wybierają to drugie.

Wtorek, godz. 13.00.

Pierwsze kupy spadają na parking pod pocztą. Spadają na asfalt, chodnik i zaparkowane samochody.

Kilka z nich spadło na bordowe Punto. Jedna trafiła w środek maski, uderzyła o blachę i rozprysnęła się tworząc kształt słoneczka, takiego z rysunku przedszkolaka. Kolejna musnęła lusterko, jeszcze inna spłynęła po tylnej szybie. Reflektor, dach i drzwi.

Właścicielem auta jest pan Grzegorz, pracownik poczty: - Dopiero co myty! Przyjeżdżam na 6 rano, wychodzę po 13, codziennie to samo. Mówię panu, to jest jakaś masakra!

Prawdziwa masakra zaczyna się kilkanaście kroków dalej. Niebieski chevrolet, czerwone ogrodzenie budynku, trzy wielkie betonowe włazy, żółta budka telefoniczna, szary chodnik prowadzący do wejścia na pocztę, trawa po lewej i żywopłot po prawej. Wszystko pokryte białymi plamami, wszystko, dosłownie wszystko, osrane!

Pod Pocztą Główną sztuka brutalnie styka się z cywilizacją

Najbardziej - rzeźba autorstwa Antoniego Porczaka, profesora ASP w Krakowie. Dzieło stoi w środku skweru i wygląda tak, jakby kupy lały się po nim jak deszcz. Profesor zatytułował swoją pracę "Styk z cywilizacją". Od pewnego czasu ślady tego styku widać z daleka. Przybrały formę białych, kilkucentymetrowych zacieków.

Estetyka okolicy to nie wszystko. Tu po prostu śmierdzi. Cuchnie jak w wielkim kurniku, pełnym dobrze odżywionych kur.

- Krosno takie ładne, a tu taki syf! - wścieka się pani Jadwiga. Do urzędu zagląda często. Była wczoraj i kilka dni temu. - Nie można tędy przejść! Przy wejściu trochę wodą leją, ale to wszystko nic. Piękne miasto mamy, a tu w centrum takie coś - kiwa z niedowierzaniem głową.

- Ile ich jest? - pytam Marii Fedak, naczelniczki poczty.
- Straszne ilości! - odpowiada.
- Setki?
- O, to na pewno! Setki czarnych gawronów!

Codziennie setki czarnych ptaków zostawiają setki białych kup

Ptaki pojawiły się w listopadzie. To, co od tamtego czasu dzieje się przed urzędem po zmroku, naczelniczka nazywa horrorem. Podobno wieczorem jest tu jak u Hitchcocka: - Z daleka słychać jak się drą, a jak się popatrzy w górę, to nad głową jest ich cała chmara. One się chyba na tych drzewach naszych nie mieszczą i tak krążą nad nimi. A gałęzie tych choinek, to ruszają się tak, jakby tarmosiła je burza - opisuje naczelniczka.

- A ten fetor! Smród jest nieprzeciętny, trzeba buzię zamykać, żeby przejść ten kawałek. Wieczorami klienci omijają pocztę szerokim łukiem, bo boją się, że coś spadnie z góry.

Spada. Czasem na głowę, czasem na ramiona przykryte eleganckim płaszczem, a czasami na paczkę lub list. Panie w okienkach dowiadują się o tym jako pierwsze, bo to właśnie do nich skarżą się klienci. Poczta nie bardzo może cokolwiek z tymi skargami zrobić, ponieważ budynek i jego otoczenie nie należą do niej. To własność Telekomunikacji, której siedziba znajduje się w Nowym Sączu.

- Myjemy codziennie - zapewnia naczelniczka - ale to syzyfowa praca. Zresztą zapraszam, niech pan przyjdzie wieczorem, sam pan zobaczy ten pogrom. Tylko niech pan weźmie parasol.

Wtorek, po 18.00.

Wieczorami wydaje się, że niebo nad pocztą kracze

Mam ze sobą parasol, ale wolę stać pod daszkiem przy wejściu do urzędu. Tak bezpieczniej.

Na ciemnym niebie nie widać wierzchołków drzew, w których siedzą ptaki. Wydaje się jednak, że są ich tysiące, bo kracze całe niebo nad pocztą. Kracze tak głośno, że zagłusza warkot samochodów i autobusów. Ulica odzywa się tylko chwilami, gdy jazgot na moment przycicha.

Ptaki podrywają się i przelatują z jednego drzewa na drugie. Pomarańczowe światło latarni odbija się od ich spodów, lśnią czarne pióra, po ziemi przefruwają cienie.

Grube, ciężkie krople spadają z drzew. Ciap, ciap, ciap. Uderzają o chodnik i rozbryzgują się.

Pierwsza osoba biegnie, druga, kolejna. Jeszcze inna szuka bezpiecznej drogi wzdłuż ścian budynku.

W okolicach żółtej budki pojawia się para. Kobieta zakłada kaptur, a mężczyzna patrzy wysoko do góry. Potem pędem przebiegają 20-metrowy odcinek chodnika.

- Nie bali się państwo? - pytam.
- Jakoś pieronem trzeba było, żeby na głowę nie nasrały.

Środa, 7.00.

Ptaki niestety najbardziej upodobały sobie te miejsca, które najbardziej upodobali sobie mieszkańcy. Najwięcej kup spada na chodniki przy poczcie i przejście dla pieszych po drugiej stronie

Nad ranem zaczęło padać. Deszcz zmył sporą część kup, inne przykrył błotem. Za to smród został, jaki był. Tylko namókł i bardziej dusi.

Ptaków już nie ma. - Jak przychodzimy do pracy, około 6.30 to jeszcze są, potem odlatują. Bardzo uciążliwe to jest, dzisiaj tego nie widać, bo lało. Tracimy przez nie klientów, podobno do sanepidu się nawet skarżyli - żalą się pracownicy poczty (Ewa Szybieniecka, dyrektor krośnieńskiego sanepidu potwierdza, że było zgłoszenie w tej sprawie, Sanepid zawiadomił o problemie Telekomunikację w Nowym Sączu).

Problem jest także znany Urzędowi Miasta i to od dawna. Zmienia tylko lokalizację. Raz jest przy starym cmentarzu, kiedy indziej na osiedlu Żwirki i Wigury, teraz przeniósł się pod pocztę i w okolice przejścia dla pieszych naprzeciwko urzędu pocztowego. Krukowate przylatują tu na zimowisko i komplikują życie mieszkańcom. Przepłaszanie nic nie daje, może nawet zaszkodzić, bo gdy ptaki zerwą się ze strachu, wszystko z siebie wyrzucą. Jest szansa, że problem sam odfrunie, jak przyjdą mrozy, a jeśli nie, to może odleci na wiosnę. Do tego czasu można tylko sprzątać.

Środa, 13.00.

Zgrabny beczkowóz wjechał na chodnik przy poczcie. Mężczyzna w pomarańczowej kamizelce chwyta za pistolet myjki ciśnieniowej, naciska spust, woda zdziera białe plamy. - Koło przejścia już umyliśmy, teraz tutaj i tam będziemy. Jak jest namoknięte, to idzie dobrze - opisuje.

Pan Karol mieszka przy ul. Kościuszki, tuż za Lubatówką, jakieś 30 metrów od drzew, z których ptasie odchody lecą na przejście dla pieszych i niecałe 100 metrów od tych, z których kupy spadają na listy i paczki albo na ich nadawców lub adresatów.

- O co chodzi? - pyta.
- O ptaki chciałem zapytać - pokazuję na drzewa.
- A co, będziecie je strzelać?
- Pisać będziemy.
- Lepiej strzelać. Jakbym miał korkowiec, to bym parę razy strzelił wieczorem i by poszły.
- Aż tak przeszkadzają?
- Panie, wojują co nie miara! Przyjdź pan wieczorem, to sam pan zobaczysz.
- Byłem wczoraj, głośno było. W nocy tak samo?
- A jak! Cały czas latają i się drą.

Z terenu wraca listonosz: - Teraz jest spokój, ptaków nie ma, ale jeszcze ze dwie, trzy godziny i będzie nalot. Wrócą, obsiądą drzewa i zaczną bombardowanie. Bomby lecą takie jak w Sarajewie.

Środa, przed 16.00.

Zieleń w okolicach poczty wygląda jakby przyprószył ją śnieg, choć ten wcale nie padał

Na zachodzie promienie dogasającego Słońca barwią brzuchy mlecznych chmur na pomarańczowo. Północna część nieba jest już ciemna, zaciągnięta sinymi chmurami. Ani po jednej, ani po drugiej stronie nie widać jeszcze ptaków. Póki co, okolice poczty żyją pomrukiem toczących się do ronda aut i piskiem hamujących przed przystankiem autobusów. Cisza przed ptakami. Gdy przylecą, ten fragment miasta zacznie żyć ich głośnym kra-kra-kra.

Czwartek, 7.00.

Setki świeżych, maziowatych i cuchnących białych glutów pokryły chodnik wzdłuż poczty oraz przejście dla pieszych po drugiej stronie. Przechodnie stąpają ostrożnie między nimi (niektórzy chodzą na palcach), szukają niezbrukanych miejsc. Szukają z trudem, za którymś razem nadeptują na jedną kupę, drugą, roznoszą je po chodniku, wyciągają chusteczki, błagalnym wzrokiem spoglądają na zgrabny beczkowóz, który pracuje przy poczcie od świtu. Mężczyzna w pomarańczowej kamizelce, myjka ciśnieniowa, spust, woda zdziera białe plamy.

- Codziennie będziecie myć?
- Nie wiem. Wczoraj myte, to wszystko z nocy. Miotłą jeszcze spróbuję przejechać, ale co to da? Wieczorem wrócą, rano będzie to samo.

***

Grażyna Oleksy, przedstawicielka Telekomunikacji w Nowym Sączu, poinformowała, że urząd podjął już działania w sprawie ptaków przy budynku poczty w Krośnie. Zarządzono częstsze sprzątanie terenu, zlecono zakup odstraszaczy i wystąpiono o zgodę na wycinkę siedmiu drzew.

KOMENTARZE
Brak wyróżnionych komentarzy.
WSZYSTKIE KOMENTARZE (0)