Prywatna huta pozostawiła na lodzie niemal 200 osób

Niemal 200 osób zostało z dnia na dzień bez pracy w prywatnej hucie szkła działającej na bazie dawnej "Deco Glass". - Kto pozwolił takim ludziom prowadzić hutę?! - krzyczeli rozżaleni pracownicy.
Kilkadziesiąt osób wyszło przed hutę (21.04), by opowiedzieć o swoim dramatycznym losie

Dawna huta "Deco Glass", która później działała też jako "Huta Szkła Gospodarczego" mieści się za krośnieńskim lotniskiem. Jest to prywatny interes. Sposób jej funkcjonowania jest tak skomplikowany, że nie łapią się w tym już sami pracownicy. - Budynek należy do jednej firmy, my jesteśmy zatrudnieni w innej, ale na terenie huty działa jeszcze kilkanaście innych spółek. Nikt nie wie, czym tak naprawdę się zajmują i kto za co odpowiada - opowiadają pracownicy.

Kilka miesięcy temu wszyscy pracownicy zostali na nowo zatrudnieni w warszawskiej spółce "Warsaw Trust Advisors". Jej przedstawicielem jest Robert Lula, jeden z krośnieńskich przedsiębiorców. Pracownicy opowiadają, że w hucie zawsze był problem z wypłatami: - Było dziadowanie. Płacili nam z poślizgiem, w ratach. Czasem "kapnęli" na paliwo, żeby było za co dojechać do roboty.

Czara goryczy przelała się przed świętami wielkanocnymi. Nie dość, że pracownicy nie dostali pieniędzy za marzec, to w dodatku padła decyzja o wygaszeniu wanny hutniczej, bo spółka, do której należy nieruchomość nie zapłaciła za gaz. Na jej majątek wszedł syndyk. A to oznaczało zakończenie działalności huty. Pozostała jedynie praca przy obróbce gotowych produktów.

Hutnicy dowiedzieli się o tym, że nie mają po co przychodzić do pracy telefonicznie od swoich kierowników - z dnia na dzień. Nikt im wcześniej tego nie zakomunikował. - Nie możemy się nawet zarejestrować w urzędzie pracy. Nikogo nie ma w biurowcu. Nie mamy dokumentów, bo księgowe i kadrowe też nie miały płacone, więc rzuciły papierami – opowiadają pracownicy. – Wszyscy jakoś to ciągnęli, bo myśleli, że pieniądze w końcu spłyną.

Obecnie w tej hucie działa wiele spółek - ich powiązania są niejasne nawet dla pracowników

Robert Lula - przedstawiciel spółki zatrudniającej pracowników namawiał ich, by zostali przy pracy, obiecywał, że zapłaci zaległe pensje. Ale oni mu już nie wierzą. – Powiadomiliśmy Państwową Inspekcję Pracy, ale ta instytucja niewiele może zrobić na ten moment – mówią pracownicy, którzy w ubiegłym tygodniu wyszli przed zakład, by opowiedzieć dziennikarzom o ich sytuacji. Niektórzy przepracowali w hucie po 15 lat: - Teraz nie mamy gdzie iść, nikt nas nie przyjmie.

Kadra pyta retorycznie nie skąpiąc epitetów: - Kto pozwolił na prowadzenie firmy takim nierzetelnym przedsiębiorcom. Nimi powinna zająć się prokuratura.

- Najgorsze jest to, że są zamówienia. Gdyby firma była porządnie zarządzana, byłaby praca. Ale jakiś czas temu wywieziono z zakładu nawet formy do produkcji szkła. Wezwaliśmy policję, została spisana notatka – opowiada personel.

Przedstawiciel spółki zatrudniającej hutników nie chce rozmawiać z dziennikarzami.

KOMENTARZE
Brak wyróżnionych komentarzy.
WSZYSTKIE KOMENTARZE (0)