Od beskidzkich szlaków po lasy tropikalne. Rowerem przez Karaiby

Piaszczyste plaże, przejrzysta woda, góry pokryte bujną roślinnością i kilometry lasów tropikalnych - tak wyglądają Karaiby. Michał Spychalski postanowił je zwiedzić w nietypowy sposób - na rowerze.
Rowerowa pasja Michała wzbudzała zainteresowanie mieszkańców
Archiwum prywatne Michała Spychalskiego

Michał Spychalski jest instruktorem narciarstwa, ale jego drugą sportową pasją jest rower. Prowadzi grupę zrzeszającą pasjonatów jazdy na rowerach górskich i organizuje wycieczki MTB (ang. Mountain Terrain Bike) po górskich szlakach z przewodnikiem. - Przez ostatnie lata rower pozytywnie zdominował moje życie – przyznaje.

Rowerową pasję Michał zawdzięcza ojcu. To on zabierał go na pierwsze wyprawy i nauczył jak przygotowywać trasy. -To, że trasa jest dobra na pieszą wycieczkę, nie znaczy, że będzie też dobra na rower - podkreśla.

Wszystko zaczęło się od zwiedzania okolicznych szlaków: Beskidu Niskiego, Pogórza Strzyżowsko-Dynowskiego oraz Bieszczad. Kolejnym wyzwaniem był udział w Cyklokarpatach - maratonach kolarstwa górskiego, odbywających się w południowo-wschodniej Polsce. W tym czasie jego rowerowa pasja się rozwijała, aż ostatecznie stanęło na poznawaniu świata za pomocą dwóch kółek. W taki sposób razem z grupą znajomych Michał objechał już Austrię, Słowację i Rumunię. Sam postanowił pójść o krok dalej – zwiedził na rowerze Karaiby.

Saint Lucia to najdalszy kraj, który Michał zwiedził na rowerze. Na zdjęciu zatoka „Fond D Or” 
Archiwum prywatne Michała Spychalskiego

W tej części świata Michał był już wcześniej. Odwiedził Kubę i Dominikanę 12 lat temu, zanim rowery stały się ważną częścią jego życia.

- Pomysł, żeby tam wrócić z rowerem zrodził się już dawno. Mając przed oczami widok tamtych gór, ludzi, lasów tropikalnych, wiedziałem, że go zrealizuję – mówi Michał.

Tym razem wybrał się na Martynikę i Saint Lucia razem z grupą podróżników. - Oni jechali zwiedzać i nurkować, a ja odkrywać nowe tereny na rowerze – mówi.

Lasy tropikalne pokrywały znaczną część wyspy. Na widoczny w tle szczyt prowadzi oznakowany szlak. Trasie towarzyszy jednak sporo zagrożeń
Archiwum prywatne Michała Spychalskiego

Egzotyczne hobby

Michał zwiedzanie preferuje „na lekko”. – Zawsze mam jakąś bazę, w tym przypadku był to dom przy plaży. Wyjeżdżam rano i wracam wieczorem. Dzięki temu nie muszę brać plecaka i nie mam dodatkowego obciążenia. Jazda po górach jest wystarczająco ciężka – tłumaczy.

Trasy, które pokonywał, liczyły około 50 kilometrów, a przewyższenia sięgały do 900 metrów.

- Miałem wrażenie, że rower jest tam tak egzotyczny, jak dla nas te wyspy. Spotkałem jedną osobę na rowerze. Moja obecność wywoływała spore zaciekawienie – mówi rowerzysta.

Jazda na rowerze jest rzadko spotykanym hobby w Saint Lucia. Na zdjęciu centralna część wyspy, okolice miejscowości Babonneau
Archiwum prywatne Michała Spychalskiego

Dlatego konieczne dla Michała było zabranie roweru ze sobą, bo wypożyczenie go na miejscu było niemożliwe. Niewielka popularność rowerzystów na wyspie powodowała także, że podróż głównymi ulicami była dla niego uciążliwa. Niestety, to one doprowadzały do głębszych części wyspy.

- Na drogach często panowały korki, ruch był niesamowity. Dodatkowo kierowcy nie wiedzieli, jak się zachować widząc rowerzystę. Zdawało się, że bardzo im przeszkadzałem na drodze – tłumaczy.

Stałym utrudnieniem wypraw była także temperatura, która wynosiła ok. 37 stopni.

 
Droga prowadząca z Castries do Dennery przez plantację bananów
Archiwum prywatne Michała Spychalskiego

- Przy ciężkich podjazdach i w słońcu piłem ogromne ilości wody. Dwa bidony wystarczały na 10-12 km. Trzeba było się zatrzymywać, szukać lokalnych gospodarzy albo sklepów. Na szczęście, bardzo często spotykałem sprzedawców kokosów, u których ratowałem się wodą kokosową - mówi. 

Jednak trasy, które wyznaczył sobie Michał, prowadziły głównie przez tropikalne lasy, gdzie nie było oznak cywilizacji. -  Czasem przez odcinek 15 km nikogo nie spotkałem. Byłem tylko ja i droga. Miejscami pojawiały się rozwidlenia, które prowadziły na kolejne szlaki, a przy nich znajdowały się ostrzeżenia przed wężami. Wolałem nie ryzykować, ale kiedyś, w grupie, można je jeszcze zwiedzić - opowiada. 

Kokosy można było kupić przy drodze od lokalnych sprzedawców 
Archiwum prywatne Michała Spychalskiego

Pozory mylą

Wyprawa do tak odległych zakątków świata często powoduje obawy. Tak było także u Michała.

- Zastanawiałem się, jak będzie reagowała lokalna społeczność. Pojawiały się także myśli o dużej przestępczości. Na miejscu okazało się, że ludzie byli przyjaźnie nastawieni, pomagali mi nawet w planowaniu trasy. Była cisza i spokój.  

Wycieczki rowerem pozwalały na podziwianie wyspy z góry. Na zdjęciu jej stolica - Castries
Archiwum prywatne Michała Spychalskiego

Jedyną formą przestępczości, z jaką się spotkał była dystrybucja środków psychoaktywnych: – Nie było dnia, w którym ktoś kilkukrotnie nie zaproponowałby osobie dorosłej zakupu takich środków. Pomimo tego nie odniosłem wrażenia, żeby w którymś momencie było niebezpiecznie – przyznaje rowerzysta i dodaje: - Poza egzotyką w przyrodzie, to bardzo cywilizowany kraj. Z punktu widzenia turysty jest na wysokim poziomie życia. Mnóstwo samochodów, dobrych sklepów, restauracji, hoteli i galerii. Na pewno nieodpowiednia jest wizja, że to dziki kraj, w którym śpi się w lepiankach z liści palm.

Okolice Gros Islet. Dzikie plaże są trudno dostępne i rzadko odwiedzane przez turystów
Archiwum prywatne Michała Spychalskiego

Jednak niektóre lokalne zwyczaje pozytywnie zaskoczyły Michała. Między innymi fakt, że w jednej z mało turystycznych wiosek rybackich, można było kupić rybę bezpośrednio u rybaków, a następnie za niewielką opłatą ludzie przygotowywali ją w swoim domu, który stawał się na ten czas „restauracją”.

Kolejnym zwyczajem był festyn rybny, który w rzeczywistości z rybami miał niewiele wspólnego. – Chodziło tylko o wspólną zabawę. Tego dnia zamykano dla ruchu jedną z dzielnic, a na każdym rogu tworzyła się impreza. Przypominało to krośnieński Festiwal Wina, ale z tą różnicą, że tam królował rum, a wydarzenie odbywało się w każdy piątek.

Widok z portu rybackiego w miejscowości Dennery. W tle wyspa o tej samej nazwie 
Archiwum prywatne Michała Spychalskiego

Przetarcie szklaków

Michał zapewnia, że rower jest idealną opcją na poznanie kraju "od kuchni". Rozmowy z mieszkańcami i odwiedzenie zakamarków wyspy – to coś, co ceni sobie najbardziej.  – Turyści zazwyczaj zaszywają się w kurorcie, nie korzystając z pełni atrakcji, jakie niosą ze sobą tak egzotyczne miejsca jak Karaiby. Nic nie daje takich możliwości i swobody działania jak rower, nawet wypożyczenie samochodu.

Plaża w zatoce Rodney a w tle Pigeon Island (Park Narodowy i dawna brytyjska baza wojskowa)
Archiwum prywatne Michała Spychalskiego

Karaiby stały się dla Michała inspiracją i celem na przyszły sezon. - Z tego co wiem, to akurat w tej części świata nikt nie zaznaczył takiego śladu rowerowego, więc być może byłem jednym z pierwszych, którzy przejechali te trasy. Teraz chciałbym zebrać rowerowych zapaleńców i wrócić z większą grupą. Wspólnie moglibyśmy zrobić o wiele więcej, niż mi się udało.

Pasjonatów rowerowych wycieczek Michał zrzesza na Facebook'u.

KOMENTARZE
KOMENTARZE WYRÓŻNIONE
lechu
22.12.2019 20:32

W pracy mam kolegę z karaibów, z Curacao, jutro zapytam go dlaczego nie jeżdzą tam rowerami.

lechu
na forum od kwietnia 2019
WSZYSTKIE KOMENTARZE (1)