Z zawodu jest mechanikiem ultralekkich samolotów i silników Rotaxa. Produkuje też przyrządy pokładowe do ultralightów i posiada własne lądowisko w Starej Wsi. Od kilku lat jest również konstruktorem i budowniczym ultralekkich samolotów. Do tej pory wybudował dla siebie GP5 i Nieuporta. W przygotowaniu jest Albatros.
- Moja droga do lotnictwa była specyficzna, bo wybrana. Lubię chodzić własnymi ścieżkami i tymi ścieżkami do swojej pasji doszedłem. Teraz staram się ją realizować – mówi pan Krzysztof.
Szkołę średnią wybrał z katalogu. Był to Mielecki Zespół Szkół Technicznych. To ona dała mu możliwość nauki, nabycia doświadczenia i zaistnienia w lotnictwie. Spędził w niej pięć lat i poznał ludzi, z którymi przyjaźni się do dzisiaj.
Po szkole pan Krzysztof porzucił na parę lat swoje marzenia, do których powrócił, gdy tylko pozwoliła mu na to sytuacja finansowa. Na początku latał na paralotniach, również z napędem. - Takie latanie dawało mi niezależność i dyspozycyjność. Mogłem w każde ładne popołudnie wziąć sprzęt i za chwilę być w powietrzu.
Jednak marzenia pchały go ku kolejnym wyzwaniom. W ten sposób skłonił się ku lotnictwu ultralekkiemu. Razem z kolegami postanowili wykonać dla siebie samoloty. Tak powstał GP5, który służy panu Krzysztofowi już czternaście lat.
Budowa trwała około 4,5 roku i oczywiście nie obyło się bez problemów. Pan Krzysztof i jego koledzy zarejestrowali swoje samoloty w Czechach, gdyż polskie lotnictwo cywilne nie było zainteresowane opieką nad amatorami ultralekkich samolotów. Przez kilka lat latali więc pod czeskim nadzorem.
- GP5 często bywa na krośnieńskim lotnisku. Jest przyjemny, szybki, zaawansowany technicznie, zrobiony z drogich, ale porządnych materiałów – mówi jego właściciel.
Pomysł, żeby wybudować samolot z lat 20. XX wieku kiełkował w głowie pana Krzysztofa od momentu, gdy zobaczył film „Ci wspaniali mężczyźni w swych latających maszynach”, który opowiada o pilotach uczestniczących w pierwszym wyścigu na trasie Londyn-Paryż.
Dzięki Internetowi pan Krzysztof zgłębił swoją wiedzę na temat budowy samolotów z tamtych czasów. Oglądając strony z replikami, podjął decyzję, że kupi sobie kilka modeli, poskleja, postawi na stole i zdecyduje, który wybuduje.
Tak też zrobił. Kupił pięć modeli samolotów z I połowy XX wieku: Camela, SE.5a, Dreidekkera, Fokkera D.VII oraz Nieuporta. - Posklejałem je, pomalowałem, nalepiłem kalkomanię... Stały dwa miesiące w szeregu w widocznym miejscu. Wybór padł na Nieuporta, bo mogłem kupić plany, na których można się było wzorować. Poza tym Nieuport to samolot o znakomitej opinii. Był lubiany przez pilotów, bo przyjemnie i bezpiecznie się nim latało – tłumaczy swoją decyzję pan Krzysztof.
Nieuporty to samoloty, które nadawały się do lotów tylko w bezwietrzną pogodę, bo były wyposażone w słaby, lekki silnik. Inne obciążenia mogłyby je połamać i zniszczyć. - Ceniąc swoje życie i zdrowie, przebudowałem trochę ten samolot. Przybyło mu kilka kilogramów, zastosowałem inny silnik i pewnego dnia po próbie statycznej udowodniłem wytrzymałość konstrukcji na 6 G – opisuje.
Samoloty wzbudzają ciekawość, ludzie się nimi cieszą. Lubią je oglądać i zadawać pytania. Trzeba mieć wtedy cierpliwość i odpowiadać. W ten sposób też wyrabia się jakąś opinię
- mówi Krzysztof Cwynar.
Pan Krzysztof miał już za sobą 800 godzin lotów na lekkich samolotach, więc oblatywania Nieuporta podjął się sam. Poleciał ze swojego lądowiska ze Starej Wsi. Niestety w piątej godzinie prób na wysokości 300 m zawiódł go motorek. - Latałem ze świadomością, że silnik może zdechnąć w każdej chwili – mówi.
Do lądowiska było jeszcze kawałek, więc pan Krzysztof zdecydował się wylądować na łące. Mimo starań nie wyszła końcówka lądowania awaryjnego. Samolot został zdemolowany, a na miejscu zjawiło się pięciu policjantów, dwunastu strażaków i śmigłowiec. Nazajutrz pojawiła się też komisja do spraw badań wypadków lotniczych i prokurator. - Sprawa na szczęście została umorzona. W swoich wnioskach komisja napisała: loty próbne należy wykonywać w pobliżu lądowiska – wspomina z uśmiechem pan Krzysztof.
Teraz Nieuport uczestniczy w rekonstrukcjach historycznych. Na przykład w bitwie pod Wkrą, gdzie Polacy starli się z Rosjanami, udawał polski samolot. - Sceneria pokazu była znakomita. Prowadzący Andrzej Olejko powiedział, że jak wypadłem zza drzew i zanurkowałem na rosyjskich kawalerzystów to publiczność zerwała się do góry.
Najbliższe rekonstrukcje z udziałem pana Krzysztofa to 4 maja w Gorlicach oraz 26 maja w Besku. W Besku organizatorzy chcą, aby jeden z uczestniczących Nieuportów był niemieckim samolotem. Planują bitwę powietrzną.
Dla jednego z kolegów pan Krzysztof podjął się wybudowania Fokkera D.VII. - Był to samolot Lothara von Richthofena, młodszego brata Czerwonego Barona – mówi. - Ta replika to mój pomysł, koncepcja i konstrukcja również. Przy budowie zachowuję proporcje, kształty i szczegóły, które mają być takie jak na oryginalnym samolocie.
Najważniejsze bowiem to zachować wierność w kamuflażu. - Zawsze na pokazach spotykam modelarzy. Dwóch-trzech przychodzi, stoi i patrzy na mój samolot. Nic nie mówią. Stoją godzinę, półtorej, dopiero później grzecznie zaczepiają i pytają, dlaczego to zrobiłem tak, skoro było inaczej?
Fokker na pewno zyska hamulce, które w oryginalnym samolocie nie były potrzebne, będzie miał drewniane, dwumetrowe skrzydło, silnik Rotaxa, 80-litrowy zbiornik na paliwo i dwie repliki niestrzelających karabinów. Będzie mógł rozwinąć prędkość do 140 km/h. - Przy Nieuporcie mam zbiornik paliwa 42 litry i często jest to problematyczne, bo wszystkie wyloty muszę obmyślać: jaka będzie pogoda, ile paliwa mi wystarczy, dokąd dolecę. Wszystko po to, żeby później nie prosić o pomoc jakichś motorowerzystów, żeby dowieźli mi w pole paliwo.
Wytrzymałość konstrukcji samolotu pan Krzysztof sprawdził za pomocą cementu. Na skrzydłach Fokkera rozłożył 2400 kg cementu. - Wyszło o wiele więcej niż wymagane 6 G – mówi.
Oblot samolotu planuje na czerwiec.
Fokker to nie ostatni projekt pana Krzysztofa. Obecnie buduje także swojego Albatrosa, standardowy samolot 7 Eskadry Myśliwskiej - eskadry lwowskiej, która miała swoje warsztaty w Czyżynach. To w niej latali polscy piloci i amerykańscy ochotnicy.
Aby przekonać swoich dwóch kolegów do budowy Albatrosów, zorganizował wycieczkę do muzeum rodziny Porsche w Austrii. Tam wśród zabytkowych samochodów, motocykli i skuterów stoi Albatros w wersji 253. - W drodze powrotnej ustalaliśmy, kto czym się zajmie – mówi.
I tak jeden z kolegów przygotowuje części metalowe, spawa, toczy i frezuje, drugi zajmuje się pracami związanymi z laminatowym kadłubem i laminatowymi elementami, zaś pan Krzysztof składa to wszystko w całość, montuje silnik i instalacje, buduje skrzydła i stery. Do jego zadań należy również oblatywanie.
- Jeśli wszystko pójdzie dobrze to w kwietniu przyszłego roku Albatrosy pokażą się nad Krosnem – dodaje z uśmiechem.