Zakaz wjazdu motocykli na starówkę został wprowadzony na początku września br. Zdecydował o tym prezydent Krosna Piotr Przytocki, który tak uzasadniał ów krok: - Motocykliści jeździli bez celu, tylko po to, żeby jeździć, poniewierając przy tym wszystkich hałasem. Nie potrafili się dostosować do tego miejsca i nadużywali motocykli do celów, którym nie powinny służyć: do wyścigów, do jazdy na skróty. Widziałem też motocykle, które pracowały stojąc tuż obok ogródka kawiarnianego. Dlaczego ludzie mają to wąchać i słuchać?
Reakcja środowiska motocyklistów była natychmiastowa. Mnożyły się przede wszystkim oskarżenia o dyskryminację jednej grupy zmotoryzowanych. Skoro wprowadzono już zakaz wjazdu, to dlaczego nie dla wszystkich, pytano?
O kontrowersyjnej decyzji wkrótce dowiedzieli się motocykliści w całej Polsce, ponieważ swój komentarz do sprawy opublikował Lech Potyński, redaktor naczelny miesięcznika "Świat motocykli", bodaj najważniejszego pisma zajmującego się tematyką jednośladów.
"Lubię, a w zasadzie lubiłem jeździć do Krosna. Miasteczko urokliwe, fantastyczna, zrewitalizowana starówka z masą atrakcji" - zaznacza dziennikarz na wstępie felietonu. "Ale ostatnimi czasy pojawiły się tam (znaczy w okolicach rynku) znaki zakazu wjazdu motocykli".
W dalszej części Lech Potyński analizuje argumenty przedstawione przez prezydenta Przytockiego. Nie zgadza się z żadnym z nich, a kontrargumentując nie stroni od gorzkich słów i sarkazmu.
Na prezydencki zarzut o "poniewieranie hałasem" przechodniów dziennikarz odpowiada tak: "A ja naiwny żyłem do tej pory w przekonaniu, że motocykle, tak jak samochody, podlegają okresowym badaniom technicznym, weryfikującym między innymi emitowany poziom hałasu (...) Jeżeli więc jakiś pojazd ma zbyt głośny układ wydechowy, to powinien mu zostać odebrany dowód rejestracyjny, a jego właściciela należy ukarać mandatem, niezależnie, czy to samochód, motocykl czy traktor. Tymczasem sytuacja w Krośnie wygląda mi na zwykłą dyskryminację" - stwierdza.
Lech Potyński uważa także, że przepisy zabraniające postoju pojazdów z uruchomionym silnikiem na terenie zabudowanym powinny w zupełności wystarczyć, aby rozwiązać problem wdychania spalin z zaparkowanej tuż obok kawiarnianego stolika maszyny. Do reagowania na takie właśnie wykroczenia zobligowana jest przecież straż miejska, przypomina. Podobnie jak służby powinny reagować na niezgodne z przepisami wyścigi czy jazdę na skróty.
Jest i rzecz, za którą naczelny "Świata motocykli" chce Piotrowi Przytockiemu podziękować: "(...) zdefiniował coś, nad czym zastanawiałem się całe życie i jakoś nie udawało mi się ująć myśli tak lapidarnie, a jednocześnie głęboko. Oczywiście! Motocykliści jeżdżą (przeważnie) bez celu, tylko po to, żeby jeździć. Ta genialna sentencja będzie dla mnie od dzisiaj definicją motocyklizmu".
Lech Potyński zastrzega, że nie obraził się na Miasto czy prezydenta, nie o to chodzi. "Ktoś odebrał mi szansę pozostawienia paru złotych w przytulnej knajpce czy w Centrum Dziedzictwa Szkła" - pisze.
Tymczasem Piotr Przytocki nadal obstaje przy swoim. Jedyną zmianą, która zaszła ostatnio w kwestii zakazu jest przesunięcie znaku ustawionego od strony ul. Piłsudskiego. Przestawiono go wyżej, na rozwidlenie ul. Piłsudskiego i Słowackiego. - Obok budynku Cechu Rzemiosł Różnych znajdować się będzie strefa parkingu dla motocyklistów. Do tego miejsca będą mogli dojechać. Chodzi o zasadę: dojedź sobie bliżej, ale nie masakruj wydechem ludzi na rynku czy w wąskich uliczkach - tłumaczy prezydent.
Redaktor "Świata motocykli" chyba przewidział te słowa prezydenta, bo zanim Piotr Przytocki je wypowiedział, Lech Potyński napisał w swoim felietonie: "Oczywiście nie jest problemem porzucenie maszyny gdzieś opodal i udanie się z buta, ale skoro rynek okolono znakami B4 (zakaz wjazdu motocyklem), to znaczy, że nie jestem tam mile widziany. Nie będę się prosił".