Uznany za najlepszy magazyn bluesowy w Europie kwartalnik "Twój Blues" podał wyniki rankingu Blues Top 2013. Zestawienie powstaje na podstawie corocznej ankiety wypełnianej przez redaktorów i prenumeratorów gazety.
W kategorii harmonijka ustna po raz kolejny wysoko uplasował się znany w świecie bluesowym krośnieński muzyk Robert Lenert. Znalazł się na 7. miejscu, tuż po Irku Dudku (6. miejsce) i Sławku Wierzcholskim (4. miejsce). Wygrał Michał Kielak, współpracujący m.in. z Kasą Chorych. Publikujemy rozmowę z krośnieńskim harmonijkarzem.
Jak ważny jest ten ranking, czym jest dla Ciebie ta 7. pozycja?
- Jest to dla mnie ważne ze względu na towarzystwo, w jakim się tam znalazłem: Wierzcholski, Dudek, Badeński. Jest mi miło, że ludzie znający się na bluesie i harmonijce - bo nie jest to przypadkowa ankieta - zauważyli to co robię przez te lata. Zawsze się tego czuba trzymałem. Jest się z czego cieszyć, nie każdy może się w nim znaleźć.
Jak zaczęła się Twoja przygoda z muzyką?
- Zaczęło się w szkole średniej, to był początek lat 80. Wtedy grałem na gitarze w zespole punk rockowym. Chodziłem wtedy do liceum w Suchej Beskidzkiej. Raz na nasz koncert wybrał się dyrektor szkoły. Po koncercie poprosił nas do swojego gabinetu i powiedział, że albo będziemy grać coś ładnego, albo nie mamy już prób w szkole. Po szybkiej naradzie zdecydowaliśmy, że przekształcimy się w zespół country. A ponieważ w zespole był już człowiek, który bardzo dobrze grał na gitarze, to jako założyciel zespołu miałem trudny wybór: albo rezygnuję, albo opanowuję jakiś inny instrument. Padło na harmonijkę, ponieważ mój tato też grał na tym instrumencie, mogłem więc pierwsze lekcje brać w domu.
Kto był twoim mistrzem, idolem?
- Dla muzyka najważniejsze jest wypracowanie własnego stylu. Ponoć to mam, ponoć jestem rozpoznawalny, ale mistrzowie zawsze byli i są. Największy wpływ mieli na mnie John Mayall - zwłaszcza jego album "The Turning Point" oraz Paul Butterfield. Wręcz kopiowałem to granie. Do tego jeszcze cała rzesza czarnoskórych bluesmanów. Jeżeli chodzi o polskich muzyków to zaprzyjaźniłem się ze Sławkiem Wierzcholskim i na pewno - obok "Skiby" Skibińskiego - jednego z pierwszych wirtuozów harmonijki w naszym kraju - był dla mnie najważniejszą postacią.
Harmonijka to niezbyt popularny instrument...
- Myślę, że nie jest najgorzej wypromowana - używają jej zespoły popowe jak "Strachy na Lachy" czy okazjonalnie Kasia Kowalska. Pojawia się też sporo bitbokserow, którzy wplatają harmonijkę w swoje występy. Wirtuozeria jest czymś, czym wielu ludzi próbuje się na siłę zachłysnąć, ale nie to jest w muzyce najważniejsze. Najważniejszy jest pomysł. Bez niego można być super biegłym grajkiem i nic z tego nie wynika. Muzyka rodzi się w głowie.
Harmonijka należy do idiofonów. To w zasadzie instrument perkusyjny, a nie dęty jakby mogło się wydawać - w środku są bowiem stroiki, przez które przelatuje wdychane lub wydychane powietrze. To był kiedyś instrument bardzo popularny wśród marynarzy, można było łatwo zabrać na statek i grać.
Ja gram na tzw. harmonijce diatonicznej, 10-kanałowej. Teoretycznie przeznaczona jest do gry w jednej tonacji. Z czasem technika gry się rozwijała, wymyślono tzw. granie w pozycjach, czyli zmianę tonacji poprzez odpowiednie potraktowanie tego instrumentu, czyli na C można było zagrać w G-dur, D-moll. Harmonijka nie ma półtonów, ale zawodowy harmonijkarz potrafi je uzyskać.
Czy trudno jest opanować grę na harmonijce?
- To jest podobnie jak z gitarą - jak ktoś zaczyna grać, to bardzo szybko jest w stanie opanować podstawy w formie ogniskowej. Natomiast jak chce zostać wyczynowym gitarzystą, to okazuje się, że gitara wcale nie jest prostym instrumentem.
Prowadziłem kiedyś warsztaty dla ludzi, którzy nie mieli z tym instrumentem styczności. Jeśli ktoś ma jakiś talent i słyszy wysokość dźwięków, to na dobrą sprawę w ciągu dwóch dni może nauczyć się grania prostych melodyjek. Bez tego jest ciężko.
Jaki instrument powinien wybrać początkujący harmonijkarz, czy to drogie hobby?
- W porównaniu z innymi instrumentami harmonijka nie jest droga. W Polsce dostępne są instrumenty czterech wiodących firm niemieckich, japońskich i amerykańskich. Jeżeli ktoś chce się uczyć grać, to spośród instrumentów tych producentów należy wybrać taki do 50 zł. On będzie grał na tyle dobrze, że można się uczyć. A jeśli myślimy o poważnym graniu, to jest to wydatek minimum 100 zł - ale to już jest zawodowy instrument. Trzeba jednak pamiętać o tym, że przy częstym używaniu, żywotność harmonijki wynosi około trzy miesiące.
Ja mam sporo harmonijek, około 30. Aby mieć możliwość zagrania w każdej tonacji, trzeba mieć ich 12, choć tak naprawdę wykorzystuje się 6.
Gdzie możemy usłyszeć najnowsze Twoje utwory?
- Od paru lat z gram w Los Agentos. Właśnie skończyliśmy nową płytę, nosi tytuł "Tom Waits project". Jest poświęcona twórczości Toma Waitsa. Znajduje się na niej 12 kompozycji, z czego sześć jest Toma w naszej interpretacji. Pozostałe to nasze stylizacje - utwory, które powstały pod wpływem jego twórczości. To nie jest muzyka komercyjna, raczej awangardowa. Płyta powinna się ukazać do wakacji.
Robert Lenert w latach 2007-2009 pełnił funkcje wiceprezesa Polskiego Stowarzyszenia Bluesowego. Jest Dyrektorem Artystycznym Galicja Blues Festival oraz zapalonym kolekcjonerem płyt winylowych oraz cd (kilka tysięcy pozycji w swoich zbiorach). Współpracuje jako recenzent płyt z prestiżowym kwartalnikiem "Twój Blues" (pismo uhonorowane nagrodą " Keeping the Blues Alive"! ). Robert od 14 lat pracuje w Regionalnym Centrum Kultur Pogranicza w Krośnie. Jest liderem i założycielem zespołu Los Agentos.