Problem dotyczy głównie dużego parkingu przy ul. Krakowskiej - jednej z najbardziej zatłoczonych ulic Krosna. Zaczęło się podczas kampanii wyborczej, a teraz reklama na lawecie stojącej na parkingu stała się jedną z ofert na lokalnym rynku reklamowym, irytując przy tym kierowców szukających miejsca na postój. Wzorem innych miast w kraju krośnieński magistrat postanowił ukrócić "lawetowy" biznes reklamowy.
- Gdyby laweta była bez reklamy, mogłaby stać na tym parkingu, ale lawetę z umieszczoną grafiką uznaje się za nośnik reklamowy - podkreśla Tomasz Wajdowicz, komendant straży miejskiej w Krośnie. - Ten nośnik nie musi być nawet trwale połączony z gruntem. O określeniu lawety mianem reklamy decyduje funkcja jaką pełni i lokalizacja, a nie metoda ekspozycji - wyjaśnia.
- Postawienie zwykłej reklamy obok drogi wymaga pozwolenia na budowę albo przynajmniej zgłoszenia. A tu ktoś stawia te reklamy i naciąga przepisy prawa - komentuje komendant. - Dlatego próbujemy z tym walczyć.
Sama straż miejska nie ma narzędzi, by karać za wystawianie reklamy na placu. Na podstawie numerów rejestracyjnych lawety strażnicy ustalają jedynie jej właściciela, a dalszą procedurą zajmuje się już Wydział Geodezji Urzędu Miasta.
Gdyby wszystko odbyło się legalnie, biznes nie byłby już jednak tak opłacalny. - Parking nie należy do kategorii dróg publicznych, więc osoby stawiające tam lawety z reklamami nie będą płacić z tytułu zajęcia pasa drogowego. Właściciele lawet powinni z nami podpisać umowę dzierżawy - informuje Krzysztof Wilk, naczelnik Wydziału Geodezji Urzędu Miasta. Problem jednak w tym, że cennika na taką formę reklamy uchwała Rady Miasta nie przewidziała, trzeba byłoby dopiero taką opłatę ustalić. Chętnych jednak na jej podpisywanie ze trony dzierżawców także nie ma.
Każdy z właścicieli lawet, którzy dotąd stawiali nielegalnie reklamy, dostał pismo z Wydziału Geodezji. - Poinformowaliśmy w nim, że jeśli nie będzie podpisana stosowna umowa, zostanie im naliczone odszkodowanie za bezumowne korzystanie z naszej nieruchomości w wysokości 20 zł za dzień - wyjaśnia Krzysztof Wilk.
Interwencja poskutkowała. Chętnych do podpisania umowy nie było, ale reklamy zniknęły. Z czasem znów się pojawiły, ale jak już ustaliła straż miejska, mają innych właścicieli. Ci mogą już oczekiwać korespondencji z Urzędu Miasta.