Przy ulicy Sikorskiego na obrzeżach Krosna, tuż przed przejazdem kolejowym, jeszcze kilka lat temu były tylko pola i łąki. Teraz, jadąc samochodem od strony miasta, w pewnym momencie zza krzewów i drzew rosnących przy drodze, dostrzeżemy drewniany domek i fioletowe łany.
Plantacja, którą Bożena i Przemek Szymańscy nazwali "Trzy Rzędy Lawendy", miała być dla nich, mieszkańców Krosna, miejscem, gdzie mogliby odpoczywać po pracy. Tymczasem zainteresowanie jedynym w naszym mieście polem lawendowym okazało się ogromne.
Wysiadam z samochodu i nagle czuję intensywny zapach lawendy. Razem z Bożeną siadamy na tarasie drewnianego domku z widokiem na całe pole. Fioletowe gałązki poruszają się na wietrze, nad nimi latają białe motyle, czasami można usłyszeć bzyczenie trzmiela. Taki widok uspokaja, pozwala zapomnieć o codziennych troskach.
– Na początku miały być to tylko trzy rzędy obok naszego domu – zaczyna opowiadać Bożena. – Jednak mój ogród okazał się zbyt zacieniony, aby mogła tam rosnąć lawenda. Dlatego urządziliśmy pole lawendowe tutaj. Zasadziliśmy na nim o wiele więcej sadzonek niż planowaliśmy. Zamiast 300-400 mamy około tysiąca roślinek.
Od czego się zaczęło? Fascynacja Bożeny lawendą zaczęła się prawie 20 lat temu od lata spędzonego w Prowansji na południu Francji, gdzie jest mnóstwo pól lawendowych. – Ich zapach tak mnie urzekł, że chciałam mieć taki u siebie, w Polsce. Jednak przez wiele lat wydawało mi się, że w naszym klimacie nie moglibyśmy jej uprawiać – mówi.
Wszystko zmieniło się, gdy kilka lat temu Bożena dostała w prezencie od męża książkę "Lawendowe pole, czyli jak opuścić miasto na dobre". Jej autorka Joanna Posoch opisuje w niej, jak rzuciła pracę i postanowiła założyć lawendowe pole, z którego mogłaby się utrzymać.
– Ta książka mnie zmotywowała do tego, żeby stworzyć taką namiastkę Prowansji tutaj w Krośnie – mówi Bożena. – Kilka lat zajęło mi studiowanie tematu i dowiadywanie się wszystkiego o lawendzie.
Początkowo Przemek, mąż Bożeny sceptycznie podchodził do jej fascynacji tą rośliną. Jednak, gdy zapisała się na studia podyplomowe na kierunek Rolnictwo, doszedł do wniosku, że to musi być coś poważnego i zaczął wspierać żonę w realizacji jej marzeń.
– Gdyby nie Przemek, to plantacja pewnie by nie powstała. Bardzo mi pomaga. Kosi trawę i wykonuje inne niezbędne prace, podczas gdy ja zajmuję się lawendą. Ogarnia też nasze media społecznościowe – chwali męża Bożena.
Na drzwiach wejściowych do domku wiszą lawendowe bukiety. – Wykonuje się je z nie do końca rozkwitniętych roślin. Rozwinięte kwiaty bardzo szybko by się obsypały i nie moglibyśmy z nich zrobić suszu – mówi krośnianka.
Bożena przynosi mi zaschnięty bukiet sprzed dwóch lat z ich pierwszych zbiorów. Po zgnieceniu pąków czuję nadal intensywny zapach. – Te pączki możemy zebrać do bawełnianego lub lnianego woreczka i włożyć do szafy. Skutecznie odstraszą mole – tłumaczy. – Natomiast tę gałązkę możemy podpalić. Ona będzie się tlić, a jej dym sprawi, że pozbędziemy się komarów z ogrodu.
Sadzonki na swoją plantację zamówili u różnych szkółkarzy w Polsce. - Tutaj z przodu rośnie lawenda pośrednia, tam z tyłu pola zasadziliśmy lawendę wąskolistną, czyli lekarską – wskazuje Bożena. – Mamy kilka ich odmian.
Lawenda jest rośliną, która kwitnie prawie przez cały lipiec. Gdy tylko pojawiają się łany fioletu, do Bożeny i Przemka zaczynają przyjeżdżać goście. – Chcą posiedzieć wśród lawendy, posłuchać bzyczenia pszczół i trzmieli, których jest mnóstwo, zerwać własnoręcznie kwiaty na bukiet, zrobić sobie zdjęcia – wymienia krośnianka.
Ogrom zainteresowania polem zaskoczył krośnian. Ich plantacja stała się miejscem spotkań ludzi, którzy chcą rozmawiać nie tylko o niej. - Lawenda ma w sobie magię i przyciąga osoby z bardzo pozytywną energią. Atmosfera u nas jest wspaniała. Wszyscy są radośni i zadowoleni – cieszy się Bożena, dla której uprawianie tej rośliny jest hobby. – To pasja sprawia, że człowiek jest w stanie wykonać naprawdę ciężką pracę z przyjemnością – mówi patrząc z uśmiechem na swoje lawendowe pole.
Warto na plantację zajrzeć do końca lipca, gdy rośliny jeszcze kwitną. Właścicieli „Trzy Rzędy Lawendy” można odwiedzać codziennie od godziny 16:00 do 20:00, w weekendy nieco wcześniej, ale tylko wtedy, gdy nie pada. Ich działalność możemy śledzić na ich fanpage’u.
I tak trzymać , przestańmy zajmować się polityką, zajmijmy się lawendą, to jes dużo bardziej przyjazne i zdowsze dla nas wszystkich.
Zgadzam się, właściciele plantacji to przemili ludzie z ogromną pasją, otwarci i chętni do dzielenia się swoją wiedzą i zainteresowaniami.
Można wykonać zdjęcia w lawendzie i wstęp jest tam darmowy. Cudowne dekoracje między rzędami tworzą piękną całość. Wybierając się tam zabierzcie trochę gotówki na zakup świecy lub mydełek. Mam nadzieje, że plantacja rozrośnie się kilkakrotnie i tego życzę.
P.S Dziękuję za wykonanie świecy na zamówienie z drewnianym knotem- jest PIĘKNA, umili mi nie jeden zimowi wieczór.
Wspaniali ludzie z pasją, znajdują szczęście w tym co robią (jakie to nie polskie) i dzielą się tym szczęściem za DARMO Serdecznie pozdrawiam że szczęśliwiej sandynawii.
Dobra inspiracja lawendy od wymienionej Joanny Posoch, więc polecam tę rozmowę dzikiezycie.pl/archiwum/2015/kwiecien-2015/lawendo(...)
Brawo!Piękny pomysł. Ciekawi ludzie.