Dwójka krośnian zdobyła pięciotysięcznik

13 sierpnia br. krośnianie Beata i Piotr Łopatkiewiczowie zdobyli Kazbek - jeden z najwyższych szczytów Kaukazu (5047 m n.p.m.). Poniżej prezentujemy ich relację z wyprawy.
- Widok ze szczytu zapierał dech w piersiach - opisują Beata i Piotr Łopatkiewiczowie, zdobywcy pięciotysięcznika

Wejście rozpoczynamy z położonej około 1700 m n.p.m. Kazbegi - wysokogórskiej wioski na terenie Gruzji, 100 km na północ od Tbilisi. Jest dziewiąta rano.

Już pierwszego dnia osiągamy wysokość 3670 m n.p.m. Jesteśmy w Bazie Meteo - poradzieckiej stacji meteorologicznej z lat 30-tych ubiegłego wieku. Obecnie mieści się w niej prymitywne schronisko wysokogórskie, z którego większość ekip rozpoczyna wspinaczkę na Kazbek. Warunki są spartańskie: śpimy na drewnianej podłodze, a o łazience, czy choćby o bieżącej wodzie, możemy tylko pomarzyć.

Zielone połoniny Kaukazu (jak w Bieszczadach), tylko że na wysokości 2800-3000 m n.p.m.

Pogoda nie jest najlepsza: temperatura ledwo przekracza zero stopni, pada przelotny deszcz ze śniegiem, a chmury pędzą i wirują zmieniając kształty. Jesteśmy przemoczeni, dlatego wychodzimy na zewnątrz. Wiatr jest jedyną szansą na wyschnięcie. Wieczorem ochładza się jeszcze bardziej, ale wreszcie wychodzi słońce. Odsłania na moment przykrytą śnieżną czapą kopułę szczytu.

Przed rozpoczęciem ataku na szczyt musimy przejść przynajmniej jednodniową aklimatyzację, czyli wejść na wysokość ponad 4 tys. metrów i wrócić do stacji Meteo. W czasie, gdy my przygotowujemy się do wejścia na szczyt, z Kazbeku wraca grupa piętnastu osób z Polskiego Klubu Alpejskiego. Są mocno zmarznięci i zmęczeni, bo wspinali się przez siedemnaście godzin. Mieli szczęście, pogoda im sprzyjała. Prognozy dla nas są znacznie gorsze.

Tymczasowa baza polskich ratowników GOPRu na wysokości 4500 m n.p.m.

Wieczorem nadciąga burza: wieje huraganowy wiatr, biją gromy, pada deszcz ze śniegiem. Pakujemy sprzęt. Szanse, że tej nocy rozpoczniemy atak szczytowy na Kazbek nie są zbyt duże.

Po 23.00 burza ustaje, a niebo rozchmurza się. Może jednak się uda...

Emocje rosną. Nie możemy zasnąć.

O 1.00 wychodzimy ze śpiworów. Gotujemy herbatę i jemy coś z rozsądku. Z bazy wyruszamy tuż przed 3.00. W świetle czołówek pokonujemy nieprzyjemny odcinek drogi. Idziemy po ruchomych, zwietrzałych kamieniach. Tuż za nami wspina się grupa Rosjan i Niemców. Mamy lepsze tempo, dlatego po godzinie zostawiamy ich w tyle. Około 5.00 osiągamy wysokość 4200 metrów. Zakładamy raki, wiążemy się liną. Podejście nie jest zbyt trudne, idziemy jednak w świeżym śniegu, który przykrył szczeliny, na które musimy uważać. Na szczęście jest już dość jasno, choć Słońce jeszcze nie wstało.

Szczeliny na lodowcu Gergeti

O 7.00 osiągamy Wielkie Plato (ok. 4450 m n.p.m.), czyli rozległą przełęcz od północno-zachodniej strony Kazbeku. W oddali widzimy bazę polskich ratowników GOPRu, którzy od kilku tygodni poszukują w szczelinach lodowca ciała Polaka, zaginionego we wrześniu ubiegłego roku. Na drodze napotykamy olbrzymie, kilkudziesięciometrowe nawisy śnieżne. Aby kontynuować wspinaczkę, przekraczamy nielegalnie granicę i wchodzimy na teren Federacji Rosyjskiej.

Warunki techniczne nie są trudne, ale odczuwamy już wysokość. Na trzy kroki przypada dwadzieścia oddechów.

Podejście na przełęcz ok. 4850 m n.p.m.

Około 9.00 dochodzimy do śnieżnej ścianki, poniżej bezimiennej przełęczy. Wspinaczka zajmuje nam kilkanaście minut. Jesteśmy już na wysokości 4900 metrów. To wyżej niż Mont Blanc. Do szczytu pozostało niespełna 150 metrów. Jego kopułę mamy już niemal na wyciągniecie ręki, ale dzieli nas od niej jeszcze jedna trudna lodowo-śnieżna ściana. Odpoczywamy chwilę. Pijemy łyk ciepłej herbaty, potem bierzemy czekan w dłoń i na przednich zębach raków rozpoczynamy ostatni etap wspinaczki. Oddychamy z coraz większym trudem.

Po 30 minutach zdobywamy szczyt.

Widok zapiera dech w piersiach: cały Kaukaz leży u naszych stóp, widać nawet trochę wyższy Elbrus. Jest niemal bezwietrznie, Słońce mocno świeci, a temperatura wynosi około 10 stopni poniżej zera. Robimy pamiątkowe zdjęcia z polską flagą i chwilę odpoczynku. Po nim rozpoczynamy zejście.

Trawers wierzchołka zachodniego, na wysokości ok. 4700 m n.p.m.

Nagle zahaczam rakiem o rak i zsuwam się kilka metrów niżej. Zatrzymuje mnie szarpnięcie liny. Wbijam czekan w lód.

Po kilkunastu minutach stajemy na przełęczy. Schodzimy tą samą drogą co wcześniej, po świeżych śladach w śniegu. Na wysokości około 4500 metrów podejmujemy decyzję, że nie zostajemy na noc w stacji Meteo. Spróbujemy zejść do Kazbegi, czyli blisko 3 tys. metrów niżej.

Do stacji Meteo docieramy po 14.00. Wejście i zejście ze szczytu zajęło nam nieco ponad 11 godzin. Czas jest dobry. Wciąż mamy też siły, więc po chwili odpoczynku, mimo pogarszającej się pogody, znów zakładamy plecaki i rozpoczynamy żmudne zejście w dół.

Stacja Meteo, w głębi lodowiec Gergeti

Pogoda załamuje się: zaczyna padać deszcz ze śniegiem, a widoczność jest coraz gorsza. W takich warunkach schodzimy na wysokość 2900 metrów. Do naszego celu wciąż pozostało kilka godzin marszu.

Przed północą docieramy do Kazbegi. Po ponad 22 godzinach akcji wysokogórskiej jesteśmy wykończeni.

Śpimy mocno do samego rana.

Kazbek (5047 m n.p.m.) to jeden z najwyższych i najpiękniejszych szczytów Kaukazu. Wysokością znacznie przewyższa szczyty alpejskie, a stopniem trudności najwyższy szczyt Kaukazu Elbrus. 13 sierpnia 2014 roku zdobyła go dwójka krośnian - Beata i Piotr Łopatkiewiczowie.

Wyżej się już nie da... GPS pokazuje 5050 m n.p.m.
KOMENTARZE
Brak wyróżnionych komentarzy.
WSZYSTKIE KOMENTARZE (0)