Wyobraźnię i zamiłowanie do piękna Zbigniew Tkaczyk ma we krwi. Jego 98-letnia mama jest poetką, a siostra absolwentką Akademii Sztuk Pięknych na kierunku malarstwo. Sam również pisze wiersze, jak mówi, głównie „do szuflady”, choć sporo z nich było pojedynczo publikowanych.
Artystyczną duszę pana Zbigniewa widać wyraźnie, gdy wchodzi się do jego pracowni w Krośnie przy ul. Żółkiewskiego 104a. „Antyki, Starocie” – informuje zerwany niedawno przez wichurę szyld prowadzący do budynku z głównej drogi. Choć tak naprawdę u pasjonata niezwykłych przedmiotów można znaleźć wszystko.
Za kilkoma rzędami wiekowych zegarków i budzików czekających na swoją kolej naprawy, stoi kolekcja mniej lub bardziej współczesnych aniołków. Cały wcześniejszy stół zajmują najróżniejsze przypinki i odznaczenia. Po przeciwnej stronie dominują moździerze, świeczniki, sztućce, przedwojenna porcelana. Są też srebrne lusterka z gromadzącym się przez lata osadem, który według pasjonata antyków nadaje im uroku.
- Prawie wszystkie nowe przedmioty wyglądają podobnie, główne materiały to plastik i szkło. A stare rzeczy mają duszę – Urszula Tkaczyk, żona pana Zbigniewa, zdradza jeden z powodów fascynacji starociami.
- Zaczęło się 20 lat temu, kiedy po raz pierwszy pojechaliśmy z żoną na giełdę staroci do Kazimierza nad Wisłą. Tak nam się spodobało, że postanowiliśmy regularnie odwiedzać giełdę i rozkręcić mały interes, żeby zarabiać tym, co kochamy – opowiada pełen pasji krośnianin.
Przez lata skup i sprzedaż antyków przynosiła małżeństwu wystarczający dochód i wiele radości. Obecnie, już jako emeryt, Zbigniew Tkaczyk swoją pracownię z antykami prowadzi wyłącznie w ramach pasji. Naprawia, odnawia bardziej zniszczone przedmioty, czasem coś kupi lub sprzeda, nie przekraczając kwoty, na jaką pozwala handlować emerytowi polskie prawo.
Oprócz klientów zainteresowanych wymianą czy naprawą znalezionych rzeczy, pana Zbigniewa regularnie odwiedza bezinteresownie 15 osób. – Urządzamy tutaj czasem narady, rozmawiamy o ostatnich nabytkach – mówi fascynat antyków. – Jest wiele zakręconych ludzi, którzy robią nieprawdopodobne rzeczy – dodaje krośnianin i opowiada o znajomym miłośniku staroci.
- Grześ ma około 200 lamp naftowych, 300 starych żelazek, kilkanaście wiader kluczy... Ale on niczego nie sprzedaje, bo jest mu po prostu szkoda.
Jak mówi pani Urszula, jej mąż ma podobne podejście - niczego nie da wyrzucić. Jako przykład pokazuje popękany już garnuszek z podobizną cesarza Franciszka, na co właściciel pracowni reaguje oburzeniem. – A skąd wiem, że sam Franz Jozeph z niego nie pił! – mówi, po czym szybko odkłada znalezisko na miejsce.
Dla pana Zbigniewa każdy przedmiot ma niezwykłą historię. Zarówno statek będący wierną kopią (oczywiście, bardzo pomniejszoną) okrętu Santa Maria, na którym Kolumb dokonywał swoich odkryć, jak i zupełnie zwyczajny moździerz.
- Kiedyś to dno było płaskie – mówi znawca antyków, podnosząc stare naczynie. – Teraz jest zupełnie okrągłe. A to znaczy, że miliony razy musiało być używane – tłumaczy właściciel. I zastanawia się, kto, co i dlaczego rozrabiał w tym właśnie moździerzu, zarażając swoją ciekawością i wyobraźnią.
Niektóre przedmioty, wcale nie mniej cenne, trafiły do rąk pana Zbigniewa przypadkowo, bardziej z chęci pomocy wcześniejszym właścicielom. – Czasem przychodzą ludzie, którzy chcą sprzedać niepotrzebną im rzecz, bo nie mają pieniędzy na chleb. Żal mi i tych ludzi, i przedmiotów – zwierza się właściciel warsztatu.
Dzięki temu, że Pan Zbigniew nie gardzi żadną rzeczą, w jego posiadaniu znalazły się zdobione organki czy pióro ze złotą stalówką. Pasjonat nie tylko umie ocenić wartość pozornie bezużytecznego przedmiotu, ale i nie brakuje mu pomysłów, co z nim zrobić, by uwidocznić jego piękno. Brakuje jedynie czasu, aby wszystkie je zrealizować.
- Kiedy przychodzę rano do pracy, witam się ze wszystkimi przedmiotami, słyszymy nawzajem swój głos. Niektóre rzeczy się domagają, żebym dzisiaj się nimi zajął, bo za długo już stoją zepsute – artysta mówi z rozmarzeniem o swoim codziennym zajęciu.
Nie pracuje tylko w weekendy, dlatego zawsze z niecierpliwością czeka na poniedziałek. W niedzielne popołudnia myśli już o tym, jak pójdzie do warsztatu i znów spędzi dzień w otoczeniu swoich cichych „przyjaciół”.
Prawdziwy pasjonat !!!! Pozdrawiam Pana Zbyszka.
Pan Zbyszek to stary marszand,chociaz i kolekcjoner skupuje antyki czesc do kolekcji czesc do odsprzedazy aby odrobine zarobic i dokupic cos ciekawego i wartosciowego, polecam Pana Zbyszka jeszcze on pozostał na tym rynku staroci iz płaci za zakup bardzo rozsadnie.