Świąteczny wieczór, dyspozytor pogotowia ratunkowego w Krośnie odbiera telefon z wiadomością o osobie, która nagle straciła przytomność. Chodzi o starszego, 73-letniego pana z okolic Krosna. Poczuł się źle podczas świątecznej wizyty u rodziny.
Po wysłaniu zespołu ratunkowego dyspozytorka dzwoni do osoby zgłaszającej i udzielając instrukcji, "prowadzi" na odległość reanimację - masaż serca rękami spanikowanej rodziny. Córki zmobilizowane przez dyspozytorkę masują ojca, są świadome, że walczą z czasem, a od ich działań podjętych przed przyjazdem karetki zależy życie ojca. Masaż serca okazuje się być na tyle skuteczny, że tuż po przejęciu chorego przez załogę karetki powraca krążenie, w szpitalu mężczyzna otwiera oczy.
- Jest to przykład na to jak można i należy współpracować z dyspozytorem, który stara się pomóc - podkreśla nasz czytelnik. - Społeczeństwo powinno mieć świadomość tego, że chory nieprzytomny wymaga natychmiastowych działań, które przynoszą skutek. Świadomość tego, że uratowało się komuś życie jest bezcenna, a jeżeli dotyczy to osoby bliskiej satysfakcja jest podwójna.
Chory leży na Oddziale Intensywnej Terapii szpitala w Krośnie. Choć rodzina jest przygotowana na najgorsze, wdzięczność za pomoc w uratowaniu i przedłużenia życia ojcu jest ogromna. - Córki, które reanimowały ojca, były już osobiście podziękować za pomoc pani dyspozytorce - dodaje żona chorego. - Miała łzy w oczach, bo rzadko ktoś przyjdzie i podziękuje, każdy machnie ręką - relacjonuje. - A córki były w szoku, nie miały zielonego pojęcia co robić, ale zostały fachowo poinstruowane i dzięki temu ojciec jest przy życiu, choć nie wiadomo jak długo, bo to bardzo schorowany już człowiek - dodaje małżonka.
- Dyspozytor jest wykwalifikowany i przeszkolony do udzielania pomocy - podkreśla Andrzej Jurczak, dyrektor Pogotowia Ratunkowego w Krośnie. - To jest najważniejsza osoba, która rządzi całym systemem. Przyjmuje zgłoszenia, analizuje je, uczestniczy w akcji. Musi przytrzymać rozmówcę przy telefonie, ewentualnie oddzwonić, uspokoić go, uzyskać jak najwięcej informacji o stanie pacjenta, instruować jak wykonać proste czynności. Ważne tylko, żeby wzywający pomoc chciał słuchać, bo w ten sposób naprawdę można uratować komuś życie.
- Prowadzenie akcji ratunkowej przez telefon zdarza się często - mówi Małgorzata Nycz, jedna z dyspozytorek krośnieńskiego pogotowia (koleżanka pani, która prowadziła opisaną wyżej akcję). - To my odpowiadamy za pacjenta od momentu przyjęcia zgłoszenia do momentu przyjazdu zespołu ratownictwa medycznego.
Czy spanikowani bliscy chętnie współpracują? - Zdarza się, że słuchają i wszystko idzie sprawnie, ale często spotykamy się tylko z agresją. Po tylu latach pracy jesteśmy uodpornione - przyznaje Małgorzata Nycz. - Tym bardziej miłe są słowa podziękowania. To przyjemne i budujące.
- Obok takich chwil są także i te smutniejsze, kiedy nie wszystko idzie tak jak każdy by sobie życzył - dodaje Andrzej Jurczak. - W naszej pracy są sukcesy i porażki, ale to jest pierwsza linia frontu.