70-letnia dziś Cypi Reem, obywatelka Izraela, po raz pierwszy od czasów wojny przyjechała do Krosna i Odrzykonia. To tam rozpoczyna się historia małej Cesi, którą z wielkim wzruszeniem wspominano w tamtejszym Domu Ludowym (12.05).
Rzecz działa się w czasie okupacji hitlerowskiej, późną jesienią 1940 roku. Dwaj mieszkańcy Odrzykonia: Stanisław Dudek i Franciszek Filip podczas zbierania drzewa na opał znaleźli w lesie dziewczynkę w wieku około 3 lat. Małżeństwo Dudków było bezdzietne, więc zabrali ją do domu i uznali za swoją córkę. Dziewczynkę ochrzczono w kościele parafialnym. Nazwano ją Cecylia, mówiono - Cesia.
Po zakończeniu wojny do państwa Dudków zgłosił się Żyd, który zabrał dziewczynkę i tak ślad po niej zaginął. Aż do dziś.
Rodzina nieżyjących już Marii i Stanisława Dudków próbowała odnaleźć Cesię. W poszukiwaniach bardzo aktywnie uczestniczył również inny mieszkaniec Odrzykonia - śp. Kazimierz Krasowski. Od 2001 roku starał się o wpisanie państwa Dudków do rejestru Sprawiedliwych wśród Narodów Świata (osób, które ratowały Żydów podczas okupacji niemieckiej). Dołączył kopie pism urzędowych, a także zeznania świadków. Sprawa nie została jednak pozytywnie rozpatrzona, bo brakowało oświadczenia uratowanej. Nikt nie wiedział co się z nią dzieje. - Szukanie tej dziewczynki, to jak szukanie igły w stogu siana. Stało się jednak cudowne wydarzenie. Dzisiaj ją tutaj gościmy - cieszyli się mieszkańcy Odrzykonia.
O dalszych losach Cesi na spotkaniu w Odrzykoniu opowiadała sama zainteresowana - dziś pod nazwiskiem Cypi Reem. - Z domu państwa Dudków zabrano mnie do Krosna. Nie chciałam opuszczać Odrzykonia, bo myślałam, że pani Maria to moja mama. Próbowałam nawet uciec. Wiele lat miałam na szyi łańcuszek z krzyżykiem, który dostałam od pani Marii - mówiła.
Z Krosna została wywieziona do Krakowa, potem do Bratysławy do domu dziecka. Stamtąd do Niemiec, Francji i Izraela, gdzie również mieszkała w domach dziecka. - Nie wiedziałam kim jestem. Tylko to, że nazywam się Cecylia Dudek. Dopiero po kilku latach w Izraelu spotkałam swojego brata. Przeżył tylko dlatego, że był w Rosji, potem uczył się na Akademii Medycznej we Wrocławiu. Tylko on ocalał z całej rodziny - opowiadała.
W 1960 roku Cypi wyszła za dyrektora szkoły, w której była pielęgniarką. Ma czworo dzieci. To one namówiły ją na wycieczkę do Polski. - W tym roku mama kończy 70 lat, chociaż dokładnie nie znamy jej daty urodzenia. Zdecydowaliśmy, że to dobry moment na powrót do Polski i rodziny, która ją ocaliła. Podróż planowaliśmy kilka miesięcy - mówił syn, który towarzyszył jej w wycieczce po Polsce.
Goście z Izraela odwiedzili Krosno, kościół w Odrzykoniu, muzeum i cmentarz. Byli też w lesie, gdzie znaleziono dziewczynkę. - Kiedy zaczynaliśmy tą wycieczkę nie zdawaliśmy sobie sprawy, że to będzie takie emocjonujące przeżycie, że spotkamy wspaniałych ludzi, którzy włożyli tyle wysiłku w organizację tego spotkania - kontynuował. - Nie wiemy jak państwu dziękować. Zrobimy wszytko, aby przyznano rodzinie Dudków medal "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata" - zapewniała rodzina Cypi.
Na medalach tych widnieje napis: "Kto ratuje jedno życie - ratuje cały świat". - Dziś rozumiem tę sentencję - mówił syn. - Uratowaliście moją mamę, jej 4 dzieci, 12 wnuków i wiele innych dzieci. Cały świat.
Mieszkańcy, którzy przybyli na spotkanie opowiadali Cypi o jej dzieciństwie w Odrzykoniu. Bronisław Wójcik: - Moja mama była siostrą Marii Dudek. Chodziłem do nich często. Wytłumaczyłem Cesi gdzie miała łóżko, gdzie spała.
- Przypomniałam sobie to - mówiła Cypi. - Pamiętam też jak spacerowałam nad rzeką, chodziłam z kaczkami. Do dziś bardzo lubię ziemniaki z koperkiem i kwaśnym mlekiem. W Izraelu nie znają kwaśnego mleka, więc jem ze śmietaną.
Inny mieszkaniec przypomniał historię jak Cesia topiła się w Wisłoku. - Uratowała panią moja mama - zwracał się do gościa. - Było już ciemno kiedy wracała z pola, zobaczyła w wodzie coś białego, z topieli usłyszała głos dziecka. Z wysokiego brzegu zsunęła się do wody i uratowała prawie nieprzytomną dziewczynkę. Zabrała do domu, ubrała w suchą bieliznę, zagotowała mleka, przykryła pierzyną. Była pani u nas około tygodnia.
Cypi Reem najprawdopodobniej jest krośnianką, chociaż nie udało się odnaleźć jej aktu urodzenia. - Z Urzędu Stanu Cywilnego dostaliśmy trzy metryki urodzenia rodzeństwa i akt małżeństwa rodziców - poinformowała. - Zastanawialiśmy się nad tym dlaczego inne akty są, a nie ma aktu urodzenia pani Cypi. Okazuje się, że w 1939 roku wpisy urodzeń dzieci żydowskich zaczynają się dopiero od września, kiedy faszyści wkroczyli do Krosna. Najprawdopodobniej rabin, który spisywał księgi, schował te z wcześniejszych lat, żeby uchronić dzieci - tłumaczył Grzegorz Kubit z USC w Krośnie. W parafialnych księgach metrykalnych również nie udało się odszukać daty chrztu dziewczynki. - Nie wiem czym kierował się ówczesny proboszcz. Albo chciał w ten sposób ochronić dziecko, albo nie wpisał dlatego, że podczas chrztu miało już kilka lat - mówił jeden z mieszkańców Odrzykonia, interesujący się historią Żydówki.
Nie wiadomo co stało się z rodziną Cypi. Cała wiedza opiera się tylko na kilku zdjęciach mamy i sióstr. - Trudno jest żyć, nie wiedząc nic o swojej rodzinie. Jesteśmy dopiero na początku szukania - mówi.
Spotkanie z Cypi Reem i jej rodziną zorganizowało Stowarzyszenie Odrzykoniaków, którego celem jest kultywowanie historii, tradycji i kultury swojej miejscowości. Służą temu m. in. regularnie, od 1996 roku wydawane Zeszyty Odrzykońskie. W numerze 15. opisano historię Cesi Dudek. Cypi została mianowana honorowym członkiem Stowarzyszenia Odrzykoniaków, które w 2010 roku będzie świętować 100-lecie istnienia. Już zapowiedziała swój przyjazd.