"Uwaga! W Krośnie pojawił się barszcz Sosnowskiego. Chyba tylko na jednym osiedlu. Wszczęto alarm, zagrodzono okolice bloków, planują niszczyć tego chwasta. Rozglądajcie się wokół siebie na trawnikach. Podobno nawet nie trzeba bezpośredniej styczności skóry z tą rośliną, żeby mogło dojść do poparzenia" - alarmowała na forum portalu jedna z czytelniczek.
Informację potwierdzają w Krośnieńskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Barszcz Sosnowskiego istotnie pojawił się pod jednym z bloków przy ul. Mickiewicza. Na miejsce wezwano straż pożarną, ale strażacy polecili tylko zabezpieczyć teren, by nikt nie został poszkodowany. - My nie działamy jeśli chodzi o usuwanie barszczu Sosnowskiego. To nie należy do zakresu naszych obowiązków. Taka jest polityka Komendy Głównej Państwowej Straży Pożarnej - informuje mł. bryg. Krzysztof Marszałek, zastępca dowódcy Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej KM PSP w Krośnie, który był na miejscu. - Za bezpieczeństwo odpowiada właściciel, administrator terenu - tłumaczy Marszałek.
Relacjonuje jedynie, że kilkadziesiąt krzaczków rosło na powierzchni około stu metrów kwadratowych. Na szczęście rośliny nie były w fazie rozwoju, która jest najgroźniejsza. Rosły w trawniku, były razem z nim koszone.
Teren, na którym wyrosły krzaki barszczu, został ogrodzony taśmą, oznakowany. Samą roślinę wykopano, złożono w kontenerze. Pojemnik jest zamknięty na kłódkę, został opatrzony właściwą adnotacją. - Czekamy jeszcze z wywozem. Zobaczymy czy po deszczu nie wyrośnie coś nowego - słyszymy w spółdzielni.
- Zadziałano właściwie. Problem został usunięty - ocenia Krzysztof Smerecki, naczelnik Wydziału Gospodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska Urzędu Miasta w Krośnie, który o fakcie dowiedział się od redakcji. Jeśli faktycznie był to barszcz Sosnowskiego - zaznacza: - Mógł to być dzięgiel, który jest bardzo podobny do barszczu. Dobrze byłoby dać to do analizy, aby stwierdzić na sto procent czy to był barszcz. W przypadku potwierdzenia, trzeba ostrożniej postępować przy jego usuwaniu, bo bardzo łatwo ta roślina się sieje i szybko odrasta.
Ci, którzy widzieli roślinę, twierdzą, że to barszcz Sosnowskiego. - To na pewno było to. Sprawdzaliśmy łodygi, porównywaliśmy ze zdjęciami. Miały charakterystyczne rzęski.
Skąd mógł się wziąć tam barszcz Sosnowskiego. - Niedawno tutaj równali teren, nawozili nową ziemię. Może w niej były nasiona barszczu - przypuszcza jedna z mieszkanek bloku. Wcześniej tej rośliny tam nie zauważono.
Niebezpieczne krzaki pojawiły się też przy jednym z bloków na ul. Bohaterów Westerplatte. Stamtąd też zostały usunięte.
- Codziennie kontrolujemy teren czy gdzieś nie pojawiły się nowe rośliny. Nasi pracownicy są wyczuleni na tym punkcie i zwracają uwagę - zapewniają w spółdzielni.
Barszcz Sosnowskiego został sprowadzony z Kaukazu i był początkowo hodowany jako pasza dla zwierząt. Później jednak, ze względu na toksyczność, uprawy zostały porzucone. Roślina jednak bardzo szybko rozprzestrzeniła się.
W soku barszczu Sosnowskiego znajdują się niebezpieczne dla skóry związki, które pod wpływem światła mogą powodować oparzenia I, II a nawet III stopnia. Początkowo odczuwane jest pieczenie. Następnie pojawiają się pokrzywka lub od razu pęcherze, piekące, a potem wręcz bolesne, wypełnione surowiczą cieczą. W miejscu pęcherzy i pokrzywki mogą rozwinąć się nadżerki, sączące rany, owrzodzenia, po których pozostają przebarwienia i długo utrzymujące się blizny.
Na poparzenia szczególnie narażone są dzieci - w skrajnych przypadkach, przy rozległym podrażnieniu, może nawet dojść do zgonu. W razie dotknięcia rośliny należy jak najszybciej spłukać skórę, obmyć mydłem, a potem przemyć roztworem octu w celu neutralizacji toksyn. Warto miejscowo zastosować doraźnie preparat antyhistaminowy i przeciwświądowy, należy skonsultować się z lekarzem.
Do poparzenia może dojść nawet pomimo braku bezpośredniego kontaktu z rośliną. U osób nadwrażliwych same opary uwalniane przez roślinę mogą wywołać atak dychawicy oskrzelowej, obrzęk dróg oddechowych, a nawet wstrząs anafilaktyczny.