Roberta Jurczyka najczęściej spotkamy na ulicach Krosna w niedziele. Swoją wędrówkę rozpoczyna od godz. 9:00. Z aparatem analogowym i statywem w dłoniach spaceruje tylko w obrębie centrum: od skweru koło placu Monte Cassino do Muzeum Podkarpackiego przy ul. Piłsudskiego. Czasami zdarzy się, że natkniemy się na niego w Parku Jordanowskim przy ulicy Grodzkiej.
Gdy go zobaczymy, możemy usłyszeć pytanie: "czy mogę zrobić ci zdjęcie?". Jeśli odpowiemy tak, znajdziemy się w galerii ok. 450 innych osób, które także wyraziły na to zgodę. Rozpoczęty przez Roberta dwa lata temu projekt stał się jego pasją.
Robert nie jest rodowitym mieszkańcem Krosna. Kiedyś mieszkał u podnóża góry Cergowa. I to od niej wzięło się jego zamiłowanie do fotografowania. – Jestem dzieckiem social mediów. Gdy poszedłem raz na Cergową i zrobiłem zdjęcia zimowego krajobrazu, wrzuciłem je na jedną z grup na Facebooku. Dostałem z 500 lajków. Stało się to dla mnie mocnym impulsem do tego, żeby zająć się fotografią.
Swój pierwszy aparat kupił w 2016 roku. Była to cyfrowa lustrzanka Canon 1100D. Wytrzymał z nią rok. Później za namową znajomego zainteresował się aparatem analogowym (to aparat sprzed ery cyfrówek, obrazy uwiecznia się w nim na kliszy). – Kilka lat temu był on stosunkowo tani, podobnie jak klisze do niego. Pierwszy film, który wywołałem, miał tylko jedno dobre zdjęcie. Inne były nieudane i nieostre.
To jednak nie zniechęciło Roberta, który z aparatem analogowym związał się na stałe. Wskazówki, jak robić nimi zdjęcia znajdziecie tutaj. Obecnie portrecista posiada dwa takie urządzenia japońskiej produkcji z lat 70. XX wieku. Są to malutka i precyzyjna Yashica 124G oraz ciężka, ale jego ulubiona Mamiya C330.
– Posługiwanie się takim sprzętem uczy uważności, precyzji i niemarnowania klatek. Narzuca mi pewne ograniczenia, dzięki temu zdjęcia robię w pełni świadomie. I to mnie kosztuje, ale jeśli się uda, jest nagradzane satysfakcją.
Na początku Robert interesował się fotografią uliczną. – To taki rodzaj fotografii, który robi się bez pytania, w dziwnych i ciekawych sytuacjach. Sprawdza się on fajnie w metropoliach, ale nie w tak małym mieście jak Krosno, gdzie nie można być całkowicie anonimowym. Poza tym w godzinach, w których spacerowałem, nie natrafiałem na nic ciekawego. A zdarzało mi się przejść od dworca do McDonalda. Wtedy stwierdziłem, że to nie dla mnie.
Pomysł na portretowanie ludzi narodził się dzięki udziałowi Roberta w projekcie Krośnieńskie Archiwum Społeczne. – Moim zadaniem było fotografowanie ludzi w ich otoczeniu, np. w sklepie, antykwariacie czy cukierni. To mnie zmotywowało do robienia zdjęć przechodniom na ulicach.
W trakcie jednego spaceru fotografuje przez 4-5 godzin, bo tyle czasu udaje mu się utrzymać koncentrację. Stara się wtedy zrobić przynajmniej 4 z 12 zdjęć, jakie może wykonać na jednej rolce.
Na swojej drodze spotyka ludzi różniących się między sobą nie tylko wyglądem czy wiekiem, ale też poglądami i podejściem do świata. To przekrój społeczeństwa. Ludzi wybiera raczej przypadkowo.
Liczy się pierwsze wrażenie. Te magiczne 15 sekund, aby przekonać kogoś do zdjęcia. Większość osób zgadza się od razu. Gdy ktoś się zastanawia, Robert pokazuje swój mega folder portretów na telefonie. – I wtedy mówię: "zginie pan w tłumie" – śmieje się. – To zazwyczaj działa.
Przyciąga też sam sprzęt. Niektórzy wstydzą się o niego zapytać, inni są na tyle odważni, że sami podchodzą. Robert chętnie opowiada o swoich aparatach, pozwala ich również dotknąć i np. popatrzeć w wizjer. Dla niego to nie są antyki.
Także w trakcie naszej rozmowy, pokazuje mi, jak obsługiwać ten 50-letni aparat. – Po prostu bierzesz go od spodu i przykładasz do piersi. Patrzysz od góry w górny obiektyw i zauważasz, że obraz ucieka w złą stronę. Jest to lustrzane odbicie. Gałeczką ustawiasz ostrość. Naciskasz i dolny obiektyw robi zdjęcie.
Zdarzają się też osoby, które odmawiają wykonania portretu. – Argumentacja bywa niekiedy miażdżąca. Na przykład młodzi nie chcą, żeby zdjęcie bez filtrów zobaczyli ich znajomi. Nie chcą zepsuć swojego "wypracowanego" w social mediach wizerunku.
Co wychodzi na fotografiach? Na pewno coś innego od naszego wyobrażenia o sobie. Są to bardzo prawdziwe zdjęcia. – Tak wyglądamy w rzeczywistości. Jeden z nas ma odstające ucho, drugi pieprzyk pod okiem, a jeszcze inny skrzywiony nos. Klisza nie zna litości, a my musimy kochać się tacy, jacy jesteśmy – dodaje z uśmiechem Robert, pokazując mi poszczególne zdjęcia.
Na potrzeby projektu wykonał pokazową ksiażkę pod tytułem "Najlepsi ludzie na świecie", która zawiera około stu jego portretów. – Taki tytuł dlatego, że zgodzili się w ciemno na te moje zdjęcia – wyjaśnia portrecista. Jedyny egzemplarz tej książki posiada Robert.
Jest ona dla niego bardzo ważna, bo krośnianin nie wywołuje zdjęć w formie papierowej. Skanuje wywołany negatyw i w ten sposób powstaje wersja cyfrowa. Przez co łatwiej jest mu je wysyłać do swoich przypadkowych modeli. Prawie 90% jego fotografii to czarno-białe portrety. Są niezwykłą pamiątką, bo: - Za kilkadziesiąt lat ktoś na tych zdjęciach zobaczy swojego dziadka, mamę czy brata – wyjaśnia Robert.
Na zdjęciach znajdziemy wielu ludzi związanych z życiem społecznym i kulturalnym Krosna. Wśród sportretowanych osób znajdują się: botanik Łukasz Łuczaj, Izabela Fularz, która pomaga bezdomnym kotom, Dorota Cząstka, dyrektorka Regionalnego Centrum Kultur Pogranicza czy młoda artystka Julia Habrat. Ostatnio udało mu się wykonać zdjęcie Piotrowi Przytockiemu, prezydentowi Krosna.
Jeden z ulubionych portretów Roberta przedstawia starszą kobietę przy fortepianie na krośnieńskim Rynku. – Pani bardzo ładnie grała na tym instrumencie. Stałem za rogiem chyba z 10 minut i patrzyłem, nie chciałem jej przeszkadzać. Podszedłem, gdy skończyła i poprosiłem o wykonanie portretu. Jak widać, zgodziła się.
Robert planuje "dobić" do magicznej granicy 500 zdjęć. Później chciałby doświadczenia z portretowaniem krośnian przekuć na mieszkańców Beskidu Niskiego. Razem ze swoją dziewczyną Kasią prowadzą wspólnie blog Magurskie Wyprawy. Pisaliśmy o nim tutaj.
Część portretów publikuje na Instagramie, wszystkie zobaczymy na jego stronie: robert-jurczyk.blogspot.com.
"Róbmy swoje"! Robert, podążaj celuloidowym szlakiem srebra i soli