Aktorka Katarzyna Krzanowska: "Zawsze odpowiem, że jestem z Krosna"

Jako aktorka ma tak plastyczną osobowość, że nie pozwala zepchnąć się do jakiejkolwiek niszy. Nic więc dziwnego, że znalazło się dla niej miejsce w rankingu znanego krytyka teatralnego. Pochodząca z Krosna Katarzyna Krzanowska jest utalentowaną artystką, głównie teatralną, bo w filmach wciąż pojawia się rzadko. Rozmawiamy z nią o aktorstwie, minionym roku i naszym mieście.
Katarzyna Krzanowska swoje dzieciństwo spędziła w Krośnie. Najbardziej kocha je za to, że jest niewielkie i wszyscy się znają
youtube.com / NarodowyStaryTeatr

"Ta piękna kobieta w jednej chwili potrafi zbrzydnąć, spaskudzić siebie i świat, i jest w tym znowu piękna - tym razem aktorsko" – tak o Katarzynie Krzanowskiej pisze w swoim subiektywnym XI Rankingu Aktorów Krakowskich Łukasz Maciejewski. Aktorka znalazła się w nim obok takich artystów jak Anna Dymna czy Tomasz Schimscheiner (znany szerszej publiczności jako Andrzej Brzozowski z serialu "Na Wspólnej").

Katarzyna Krzanowska pochodzi z Krosna, ale obecnie mieszka w Krakowie, gdzie pracuje w Starym Teatrze im. Heleny Modrzejewskiej. Prywatnie jest żoną Błażeja Peszka oraz synową Jana Peszka, którzy również są aktorami.

Razem z nimi zagrała w spektaklu Wojtka Klemma "Ojciec matka tunel strachu", który opowiada o traumatycznych relacjach między rodzicami a dzieckiem. Swoje umiejętności zaprezentowała również w spektaklu-monodramie "Forma przetrwalnikowa", gdzie przez 45 minut prowadziła monolog sfrustrowanej lekarki, wykonując jednocześnie skomplikowany układ gimnastyczny.  

Do jej innych ról teatralnych należy m.in.: dotknięta obłędem Celina Mickiewicz ("Towiańczycy, królowie chmur" duetu Janiczak-Rubin) czy Wisława Szymborska w spektaklu „Kochana Wisełko, Najdroższy Zbyszku” na motywach korespondencji poetki i Zbigniewa Herberta.

I chociaż głównie jest aktorką teatralną, to możemy ją zobaczyć również w filmach: "Miłość", "Kler", "Piłsudski" czy serialach "Szóstka" i "Król".

Bywa Pani w Krośnie?

- Rzadko przyjeżdżam. Ostatnio byłam chyba w sierpniu. Bałam się o rodziców. Ten koronakoszmar mnie powstrzymywał.

W Krośnie spędziła Pani swoje dzieciństwo, tutaj wciąż mieszkają Pani bliscy. Jak zapamiętała Pani to miasto?

- Jak mnie zapytasz skąd jestem, zawsze odpowiem, że z Krosna. Nie mieszkam tam od trzydziestu lat, jednak wciąż czuję silny związek z tym miastem. Czuję się w nim jak w domu. Bezpiecznie. Każde miejsce przywołuje wspomnienia: dziadków, przyjaciół, Szkoły Muzycznej, szałasów, siedzisk na papierówce - no mnóstwo najpiękniejszych i najdzikszych szaleństw. Trzy najważniejsze kościoły, do których w tamtych latach żarliwie uczęszczałam. Wały nad Lubatówką, łyżwiarstwo figurowe pod domem, pierwsze niewinne wino z przyjaciółką Anią, które pomyliłyśmy z sokiem malinowym. Nie da się tego opisać w kilku zdaniach.

To mnóstwo wspomnień. A czy jest coś, co szczególnie kocha Pani w tym mieście?

- Co kocham w Krośnie? Chyba to, że jest niewielkie, że wszyscy się w nim znają - tak przynajmniej było kiedyś. Anonimowość dużych miast jest przereklamowana. Lubię wiedzieć co "u ludzi" słychać. Zatrzymać się, pogadać.

Aktorstwo jest zawodem wymagającym, ale również przygodą. Jak zaczęła się ona u Pani?

- Chociaż czułam się w dzieciństwie takim typem samotnika, to jednak lubiłam się popisywać przed ludźmi. Chodziłam do Szkoły Muzycznej, więc u jednych czy drugich dziadków na niedzielnym obiedzie proszono mnie, żebym coś zagrała. Nie mieli instrumentu, więc rozkładałam papierową klawiaturę, potem następowała chwila ciszy, skupienie i zaczynałam grać. Na głucho. Słuchali, podziwiali, a ja robiłam miny natchnione i bardzo przeżywałam to wszystko. Potem bili brawa. To było, rzecz jasna, najwspanialsze. Ukłony trenowałam długo. Chciałam studiować dyrygenturę, potem muzykoterapię, a następnie psychologię. Zaczęłam romanistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, skończyłam Państwową Wyższą Szkołę Teatralną - dzisiaj Akademię Sztuk Teatralnych w Krakowie.

Ostatni rok był dla niej czasem próby. Jako aktorka marzy o tym, aby powrócić na deski teatru
archiwum prywatne

Ile już lat pracuje Pani jako aktorka?

- 25. Przez kilka lat byłam "wolnym strzelcem" i to mi się podobno nie liczy. Wspominam czasem kolegów i przyjaciół z przeszłości, z którymi pracowałam oraz miejsca, w których byliśmy ze spektaklami. Najpiękniejszym, najbardziej dotkliwym, najważniejszym, nigdy niezapomnianym było „Wesele” Wyspiańskiego w reżyserii Jana Klaty. Mogliśmy tym „Weselem” zawojować Świat... Minęło... Na ten spektakl warto było czekać 20 lat.

Pojawia się Pani głównie w teatrze, ale zdarza się, że w filmie też. Co Pani woli: teatr czy film?

- Jestem aktorką teatralną. W filmie grałam i gram mało. Film to wielki mozół. Ja się tam nie potrafię skupić. W teatrze jest świat w pewnym sensie zamknięty. Jest cisza. Nie ma chaosu. Może jeszcze nie nauczyłam się grać w filmie. Chciałabym zagrać jakąś super rolę. Przemówienie na Oskary przygotowałam już wiele lat temu.

W Pani dorobku jest wiele zapadających w pamięć ról. Którą z nich wspomina Pani jako najbardziej wymagającą aktorsko?

- Chyba Wisełkę Szymborską. W niczym jej nie przypominam. Ani wyglądem, ani temperamentem, w dodatku, wstyd się przyznać, nie przepadam za poezją. Absolutnie nie mruczę jej sobie do ucha przed snem. Zagrałam starszą już panią, trochę zza światów, ale mam nadzieję, że niekarykaturalnie. To było trudne. Na szczęście miałam dwóch cudnych przewodników: reżysera Mikołaja Grabowskiego i Jacka Romanowskiego, który wcielił się w Herberta. Za rączkę, krok po kroczku zbudowaliśmy panią Wisławę.

Za poezją Pani nie przepada, ale podobno lubi Pani prozę…

- Czytanie książek to taka troszkę ucieczka od rzeczywistości. Potrafi nawet wyprzeć "inne" nałogi. Przynajmniej chwilowo. Na stoliku mam akurat: "Ciało kobiety, Mądrość kobiety" dr med. Christiane Northrup, "Pamięć" Petera Nadasa, "Sapiens. Od zwierząt do bogów"  Yuvala Noaha Harariego oraz "Dietojarska kuchnia żydowska" Fani Lewando.

Zagrała w wielu spektaklach. Jednym z nich jest "Ojciec matka tunel strachu" w reż. Wojtka Klemma, w którym wystąpiła u boku swojego męża i teścia
youtube.com / NarodowyStaryTeatr

Znalazła się Pani w XI Rankingu Aktorów Krakowskich. Jak to Pani przyjęła?

- Ten ranking to była taaaakaaaa niespodzianka. Aktor jest zawsze łasy na pochwały, nagrody, uznanie. Jakby tylko to uzasadniało sens jego pracy. Jesteśmy wciąż niepewni, pełni wątpliwości, dość wrażliwi albo nawet przewrażliwieni na swoim punkcie, z mnóstwem kompleksów - mimo to chyba normalni... Jestem dumna i szczęśliwa, szczególnie w towarzystwie moich cudnych koleżanek i kolegów.

Jak odbiera Pani słowa Macieja Stroińskiego o Pani: „ Jest wielką aktorką, ale czasem mam wrażenie, że sama tego nie wie, nie chce tego wiedzieć”?

- Przyjaźnimy się ze Stroixem, czyli Maciejem Stroińskim, ale mam nadzieję, nie z powodu sympatii napisał te miłe słowa. Cóż, ma Maciek rację, chyba za mało we mnie wiary we mnie.

Należy Pani do artystycznej rodziny. Jak to jest być częścią klanu Peszków?

- Pytanie o klan to klasyka. Z zewnątrz to może wyglądać na klan, ale to po prostu rodzina. Tak ważna, jak ta z Krosna. Rozmawiamy o sprawach zawodowych, jasna sprawa, czasem rywalizujemy, ale głównie gotujemy, jemy, spacerujemy. Możemy na siebie liczyć. Doceniłam to, szczególnie w tym ostatnim, trudnym czasie.

2020 to był rok, który zabrał aktorom to, co najważniejsze: kontakt z widzem, występowanie przed publicznością i możliwość zarobku. Jak odnalazła się Pani w tej nowej rzeczywistości?

- Nigdy nie nauczę się oglądać teatru przez internet. To był i nadal jest koszmarny czas. Robiliśmy kilka projektów online, z młodymi zdolnymi absolwentami reżyserii AST. To było ciekawe, niezłe podobno, ale w gruncie rzeczy takie ponure i smutne, w tych cholernych zoomowskich okienkach. My, aktorzy, tak normalnie jesteśmy blisko siebie. Mamy bliski kontakt w pracy i cielesny, i emocjonalny, tego nie da się osiągnąć przez internet. To jest potworny czas próby, który jeszcze się nie skończył. Wierzę jednak, że nasi widzowie nie odejdą na zawsze, że wrócą. To dopiero będzie wesele.

Aktorskie plany na 2021 rok to…

- Plany zawodowe? Na ten rok? Nie wiem. A jeśli byś spytała, o czym teraz marzę, to: przytulić mamę i tatę.

Dziękuję za rozmowę.

KOMENTARZE
Brak wyróżnionych komentarzy.
WSZYSTKIE KOMENTARZE (0)