O! I to są prawdziwi Janusze. Janusze kominiarstwa. Bez podtekstów i stereotypów, kulturowych klisz i etykietek ułatwiających zrozumienie rzeczywistości.
Tutaj wszystko jest jasne i zrozumiałe. Artykuł bardzo na czasie, a wręcz przed czasem, wyprzedzający ciągle jeszcze pojawiające się nieuniknione dramatyczne zdarzenia. Należy pisać i czytać o tym, co pomaga zachować bezpieczeństwo. Bo kiedy jest już po fakcie, to mało kto wyciąga z tego naukę, a wszyscy z wypiekami na twarzy tylko śledzą rozwój zdarzeń, kto i jak bardzo poszkodowany, do jak wielkich zniszczeń doszło i ile strat. Kłębowisko czarnych myśli wokół zaistniałych tragedii ludzkich, w oparach strachu, żeby mnie nic złego się nie stało, a za mało działań zapobiegawczych.
Ludzie myślą przesądnie, życzeniowo, że ich nie dotyczą wypadki (które wcale nie są losowe, nic nie jest zrządzeniem losu, zawsze jest przyczyna ludzkiego zaniechania lub błędu i przykre tego skutki) - dla własnego dobra powinni sobie przypomnieć jak zadbać o bezpieczeństwo domu, czyli siebie, rodziny, sąsiadów, znajomych, ludzi, na których mają wpływ.
W latach osiemdziesiatych mozna bylo spotkac niejednego kominiarza na ulicy a to przynosilo szczescie..
Zapach sadzi od nich bylo czuc.
Teraz to w bialej koszuli i pod krawatem moga pracowac.
Natomiast spotkanie kominiarza wcale nie przynosi i nigdy nie było źródłem szczęścia. Tak myślą ludzie, którzy nie wiedzą skąd się szczęście bierze, a nie z zewnątrz. Żadna rzecz ani siła tzw. wyższa nadprzyrodzona, z zewnątrz nie daje szczęścia. Nie trzeba się łapać za żadne części ubrania. Szczęście jest stanem emocjonalnym, połączeniem neuronów dobrych myśli i uczuć, które czysto przejrzyście rozświetlają wnętrze jak pełnej mocy żarówka. Jasne jest, że negatywne myśli i odczucia nie zapalą światła, co najwyżej mroczne złowróżbne, słabe jak z przepalającej się żarówki.
Zdejmijmy z zawodowych kominiarzy tę rolę posłańca szczęścia - przywróćmy im właściwy bezpieczeństwu wymiar.