Zrobiliśmy wszystko, co było możliwe

Powracamy do powodzi, która nawiedziła Krosno w dniach 28-31 lipca br. Publikujemy rozmowę z Bronisławem Baranem, Zastępcą Prezydenta Krosna, który przewodniczył Zespołowi Reagowania Kryzysowego.
Wisłok

Wisłok

Czy zeszłotygodniowa powódź w Krośnie była bardzo poważna?
- Moim zdaniem tak, zagrożenie powodziowe było bardzo duże. Opieram się na informacjach przekazywanych przez Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej oraz Okręgową Dyrekcję Gospodarki Wodnej w Krakowie [ta instytucja zarządza zbiornikiem w Sieniawie - przyp. red.]. Przy ciągłych deszczach, które trwały kilka dni, pojawiło się kilka maksymalnych opadów. Instrukcja przeciwpowodziowa, którą oni posiadają jest opracowana na długotrwały deszcz z jednokrotnym maksymalnym opadem, a w ciągu tych kilku dni zanotowano trzy razy maksymalny opad na metr kwadratowy. To spowodowało bardzo szybkie napełnienie wszystkich zlewni Wisłoka i Lubatówki, bardzo szybkie nasycenie gruntu wodą i w konsekwencji szybkie napełnienie zbiornika retencyjnego w Sieniawie. Największym zagrożeniem było to, że nasze rzeki przy swojej przepustowości nie mogły odprowadzić tak dużej ilości wody.

Czy tylko rzeka Wisłok stanowiła duże zagrożenie?
- Nie. Rzeka Lubatówka, która jest rzeką typowo opadową, reaguje bardzo szybko na wzmożone opady. Szybko wzrastała i szybko opadała. Przy intensywnych opadach mogło dojść do przelania się wody przez wały, co stanowiłoby zagrożenie dla wielu mieszkańców. W pobliżu Lubatówki, koło ogródka jordanowskiego, znajduje się stacja trafo, która zasila ogromną część miasta w energię elektryczną. Było zagrożenie jej zalania. Zresztą jeden z mieszkańców przekopał się przez wał przy Lubatówce, bo chciał odprowadzić wodę ze swojej działki. Jak poziom wody wzrósł, to się do niego cofała. Baliśmy się rozsadzenia wałów, nie wiedząc, że jest to szczelina zrobiona celowo. Był nawet bardzo nerwowy moment, gdy doniesiono nam, że woda przedostaje się przez wał na Lubatówce. Gdyby tam woda rozsadziła wał, to miałoby to bardzo poważne następstwa dla miasta. Na szczęście dzięki Straży Pożarnej i Straży Miejskiej udało się to zabezpieczyć.

Proszę powiedzieć jak wyglądała akcja przeciwpowodziowa.
- Na samym początku poprosiłem wszystkich członków Zespołu Reagowania Kryzysowego o bezwzględną współpracę. Bardzo zaangażowali się strażacy z Państwowej Straży Pożarnej w Krośnie oraz z jednostek, które przyjechały na pomoc dla Krosna spoza miasta. Do Krosna przyjechały też dwa kontenery z najnowocześniejszym sprzętem przeciwpowodziowym. Były to rękawy przeciwpowodziowe, które były w Krośnie testowane. Bardzo ofiarnie pracowali ochotnicy z wszystkich drużyn OSP z miasta i z powiatu. Przez trzy-cztery dni ochotnicy pracowali na okrągły zegar przy zabezpieczaniu dobytków, przy wypompowywaniu wody, przy układaniu worków itd. Wspaniale pracowali harcerze, którzy pomagali na Białobrzegach przy budowaniu zabezpieczeń przeciwpowodziowych. Ich postawa była fantastyczna! W sumie wydaliśmy w Krośnie ponad 14 tysięcy worków z piaskiem na umocnienia wałów i zabezpieczenie indywidualnych dobytków ludzi. Napełnienie 14 tysięcy worków piaskiem, rozwiezienie ich i ułożenie to ogromna praca wykonywana przez dzień i noc. Pomagaliśmy zalanym mieszkańcom - dostarczaliśmy im łódkami wodę, żywność, a nawet świece z PCK. W rezerwie przygotowane mieliśmy też koce. W trakcie całej akcji, na wypadek konieczności ewakuacji mieszkańców, było przygotowanych 70 miejsc noclegowych w Szkole Podstawowej nr 3 na ul. Konopnickiej. Prowadzono tam stałe dyżury całodobowe. Takie dyżury prowadzono też w MOPS-ie, w Urzędzie Miasta, w Straży Miejskiej i w Straży Pożarnej. Współpraca wszystkich podmiotów była wzorowa! W całej akcji tylko jedna instytucja nie pomogła - KDK, który nie udostępnił samochodu, aby przewieźć worki [nieoficjalnie wiemy, że dyrektorka KDK otrzymała już wypowiedzenie pracy, co spowodowane było nie tylko przez to zdarzenie - przyp. red.].

Jakie były skutki powodzi?
- Wiemy o 32 budynkach odciętych od świata, około 155 budynków było podtopionych. Wśród obiektów użyteczności publicznej najbardziej ucierpiały m.in.: stadion sportowy przy ul. Legionów, Dom Ludowy "Puchatek", Dom Ludowy na Białobrzegach [woda dostawała się tam kanałami - przyp. red.]. Zalane zostały piwnice przychodni zdrowia przy ul. Paderewskiego. Podtopione zostały stacje gazownicze na ul. Ślączka i ul. Kościuszki.

Czy hala widowiskowo-sportowa przy ul. Bursaki była zagrożona?
- Baliśmy się o nią, ale generalnie była bezpieczna. Woda z rzeki nie dostawała się do niej przez kanalizację, bo zainstalowano tam odpowiednie zasuwy. Pojawiły się tam tylko drobne cieki w podziemiach, ale to tylko dlatego, że nasycenie gleby wodą było bardzo duże. Sytuację monitorowaliśmy non-stop. Trzymaliśmy w zapasie jeden rękaw przeciwpowodziowy, żeby go tam położyć w awaryjnej sytuacji.

Czy działania były optymalne, pana zdaniem?
- Przygotowujemy dokładny raport wszystkich działań. Chciałbym, żeby go oceniły fachowe i niezależne osoby - czy te działania były profesjonalne, perfekcyjne czy też była to amatorszczyzna. Bardzo mnie to interesuje. Na pewno zrobiono wszystko co było możliwe, aby skutki powodzi były jak najmniejsze. Szkody mogłyby być większe, gdyby nie negocjacje z zarządem Okręgowej Dyrekcji Gospodarki Wodnej i z kierownictwem zbiornika w Sieniawie. Dzięki naszej interwencji odstąpiono od instrukcji i nie spuszczano więcej wody ze zbiornika w Sieniawie. Sieniawa nabierała tyle wody, ile mogła. Następowało później przelewanie wody przez klapy, co nie powodowało dużej fali w Krośnie. Ponad 20 lat temu popełniono właśnie ten błąd - zwiększono maksymalnie upust wody ze zbiornika retencyjnego i Krosno było znacznie bardziej zalane.

Czy regulacja brzegów Wisłoka wpłynęła jakoś na wylewy?
- Niedokończenie regulacji Wisłoka spowodowało zmniejszony przepływ wody przy ul. Jeleniówka i na Białobrzegach. Tam, gdzie brzegi były uregulowane, nie tylko przepustowość wody była szybsza, ale także mniej gałęzi i innych zanieczyszczeń zatrzymywało się przy mostach. To dzięki regulacji rzeka płynęła szybciej, a zanieczyszczenia nie powodowały utrudnień. Wielu mieszkańców miało wielkie pretensje do Urzędu Miasta, że nie uregulowaliśmy Wisłoka od połączenia z Lubatówką w dół, bo oni teraz cierpią i ich zalewa. Jak wiadomo, to nie od nas zależało, że nie zostało to dokończone [prace wstrzymali ekolodzy - przyp. red.].

Jakie pierwsze po powodzi decyzje zostały podjęte przez Zespół Reagowania Kryzysowego?
- Zostało wytyczonych wiele działań, aby zneutralizować skutki powodzi. Drogowcy zajęli się ulicami, bo w wielu miejscach powstały wyrwy i dziury wypłukane przez wodę. Odpowiednie służby drogowe sprawdzają też stan mostów. Dyrekcja MOSiR zajęła się oszacowaniem strat. Straż pożarna wypompowuje wodę. Sanepid rozdziela środki dezynfekujące do studni. MPGK czyści i przetyka wszystkie kanalizacje, które tego wymagają. Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej diagnozuje sytuację z obszaru pomocy społecznej, szacuje komu i w jakim stopniu jest potrzebna pomoc, głównie w postaci zapomóg.

Jakie główne wnioski zostaną wysunięte po tej powodzi?
- Na pewno jednym z niepodważalnych wniosków jest to, że nie będziemy wyrażać zgody na budowę domów jednorodzinnych na terenach teoretycznie zalewowych, bez zainstalowania zaworów zwrotnych na kanalizacji, by wody nie wybijało z powrotem. Inny wniosek - jeżeli są prognozy o długotrwałych deszczach i może zostać przekroczony stan ostrzegawczy, a później alarmowy, to należy jak najszybciej działać i przygotowywać się do zagrożenia powodziowego, a nie czekać na rozwój wypadków. Musimy też mieć pełne rozeznanie co do zasobów, którymi możemy dysponować. Na przykład teraz już wiemy, że można kupić maszynę, która wsypuje piasek do worka i go zawiązuje. Przy wykorzystaniu takiej maszyny wał może zbudować kilka osób. Chcemy też zorganizować jednolite Centrum Zarządzania Kryzysowego w budynku straży pożarnej.

ZOBACZ W ARCHIWUM PORTALU:
KOMENTARZE
Brak wyróżnionych komentarzy.
WSZYSTKIE KOMENTARZE (0)