Z Krosna do Ułan Bator. Wakacje dla wytrwałych

Samochodowa ekspedycja do Mongolii - w taki sposób swój urlop chcą spędzić dwaj mieszkańcy Krosna. Podróż przez Rosję w obydwie strony zajmie im półtora miesiąca. Odwiedzą polską wieś na Syberii, przekażą prezenty.
Łukasz Janas (od lewej) i Marcin Marczak przejadą 20 tys. km. Tyle liczy trasa z Krosna do stolicy Mongolii i z powrotem

- To ma być przygoda życia - mówią. Marcin i Łukasz mają po trzydzieści kilka lat. Na co dzień zajmują się działalnością gospodarczą. Początkiem sierpnia wyjeżdżają do Mongolii. Skąd pomysł na tak nietypowy urlop? - Kryzys wieku średniego - żartują z siebie.

Trasę zaplanowali przez Ukrainę i Rosję. Przejadą m.in. przez Kijów, Czelabińsk, Omsk, Nowosybirsk, Irkuck do Ułan Bator. Chcą popływać w Bajkale, zobaczyć Karakorum - starą stolicę Mongolii za czasów Czyngis-chana, Gobi - drugą po Saharze największą pustynię świata, mongolskie jeziora i góry Ałtaj. W sumie przejadą około 20 tysięcy kilometrów. Wrócą gdzieś w połowie września. - Półtora miesiąca to takie minimum, po drodze mogą nas spotkać przecież jakieś niespodzianki - mówią.

Jadą sami, jednym samochodem. Na potrzeby wyprawy w styczniu zakupili terenowego Nissana Patrola. Przez ten czas przerabiali auto. - Wymienialiśmy zawieszenie, montowaliśmy wyciągarkę, orurowanie, dodatkowe bagażniki, założone są dużo większe opony - 35-calowe - wylicza Łukasz. - Jeśli takie wyprawy do Mongolii udawały się np. Żukiem czy maluchem, to może nam też się uda - śmieją się. Są w kontakcie z osobami, które takie wyprawy mają już za sobą. Cenne wskazówki uzyskali też od Mateusza Damięckiego, aktora, który w 2009 roku przebył trasę z Warszawy do rosyjskiego Magadanu.

Kilka miesięcy trwała przeróbka samochodu, by przygotować go na nierówne rosyjskie drogi lub nawet ich brak

Krośnianie mają również wizy, przeszli obowiązkowe szczepienia. - Na czarną godzinę będziemy mieć telefon satelitarny. Tak dla bezpieczeństwa - dodają. Muszą być przygotowani na wszystko, bo będą zdani wyłącznie na siebie.

Zabierają dobrze wyposażoną apteczkę, żywność, wodę, części do samochodu na wypadek awarii. Przyda się też odzież termiczna. - Są tam góry, lodowce, tajga, tundra, pustynia. W ciągu dnia będzie 30 stopni, a w nocy może być minus 5 - podkreśla Marcin.

Po drodze, na Syberii postanowili jeszcze odwiedzić Wierszynę - polską wieś oddaloną o 100 km od Irkucka. Liczy około 500 mieszkańców, niemal wszyscy mówią po polsku. - To nie są zesłańcy. Osiedlili się tam dobrowolnie. Car dawał ziemię na Syberii, kto chciał, ten jechał - wyjaśniają.

Pozwolenie na wolne osadnictwo na Syberii było sposobem rządu carskiego na falę emigracji ludności na Zachód, która miała miejsce szczególnie pod koniec XIX wieku. W Wierszynie głównie osiedlili się emigranci z Małopolski i Zagłębia Dąbrowskiego. Miało to miejsce około 100 lat temu.

Do Wierszyny zajeżdżają niemal wszystkie polskie ekspedycje, bo po tygodniach trudów miło w końcu usłyszeć polski język. W aucie znajdzie się więc miejsce na drobne upominki dla miejscowych. - Nie będzie tego wiele, bo pojemność samochodu jest ograniczona, ale przekażemy im książki, przybory szkolne, może jakieś kolędy. Takie prezenty związane z polskością, bardziej symboliczne, żeby mieszkańcy wioski nie czuli się niezręcznie, bo tylko z perspektywy Polski panująca tam bieda jest straszna, dla nich to normalne, bo wszyscy tak żyją - przekonuje Marcin.

- Mamy nadzieję, że nie porywamy się z motyką na słońce i nie zawrócimy z Ukrainy z niesmakiem. Wszystko może się jednak zdarzyć - komentują krośnianie. - Jak wrócimy, to pojedziemy dookoła świata.

KOMENTARZE
Brak wyróżnionych komentarzy.
WSZYSTKIE KOMENTARZE (0)