To oni cicho latają nad Krosnem

Aeroklub Podkarpacki w Krośnie prowadzi letnie kursy szybowcowe. Lipcowy kurs ukończyło już kilkanaście osób nie tylko z Krosna, ale i z wielu różnych miast Polski i zagranicy. Postanowiliśmy sprawdzić, jak wygląda takie szkolenie szybowcowe.

- Zawsze mnie ciekawiło lotnictwo. Jestem z Belgii, tam kursy trwają dłużej i są droższe. Tutaj mam rodzinę, więc i tu robię kurs - mówi Maciek Gullentops. - Mam pociąg do latania po moim tacie - mówi z kolei Ania Matuła z Warszawy.

Podstawowy kurs szybowcowy organizowany przez Aeroklub Podkarpacki odbywa się zwykle w lipcu i trwa 3-4 tygodnie, w zależności od warunków atmosferycznych. Zapisywać można się już od kwietnia każdego roku. Po zapisaniu na szkolenie każdy chętny otrzymuje skierowanie na badania lotniczo-lekarskie. Aby wziąć udział w szkoleniu należy w danym roku kalendarzowym ukończyć 16 lat, a przed ukończeniem 18-go roku życia należy złożyć zgodę rodziców.

Rozpiętość wiekowa uczestników tegorocznego lipcowego kursu była dość duża. - Jest dużo ludzi młodych w wieku 16-18 lat, ale są też osoby w wieku czterdziestu paru lat. Mamy dwie osoby mieszkające na stałe poza granicami Polski, ale mówią całkiem dobrze po polsku - mówi Robert Urbanek, instruktor szybowcowy Aeroklubu Podkarpackiego. - Grupa jest bardzo fajna, a zaangażowanie uczniów ogromne - dodaje.

Szkolenie składa się z części teoretycznej i praktycznej. W skład części teoretycznej wchodzi kilkadziesiąt godzin wykładów z takich zagadnień jak: prawo i przepisy wykonywania lotów, historia lotnictwa, budowa i eksploatacja szybowców oraz startowych urządzeń naziemnych, zasady lotu wraz z aerodynamiką i mechaniką lotu, nawigacja, budowa urządzeń radiowych i zasady korespondencji radiowej, meteorologia, higiena lotnicza, spadochrony i technika skoku ratowniczego. - Chodzi o to, żebyśmy wiedzieli dlaczego to właściwie lata - mówią uczestnicy kursu.

Młodzi lotnicy przychodzą na lotnisko już o 5.00 rano. - Najpierw otwieramy hangar i wypychamy szybowce na start. Przygotowujemy też spadochrony. Potem idziemy na start, ustawiamy znaki, radiostacje i wyciągarkę. Loty zaczynają się ok. godz. 6.00.

Loty wykonywane są za wyciągarką na wysokości około 300 m. Czas jednego lotu to średnio 4 do 5 minut.

- Pierwszy lot jest lotem zapoznawczym. Nic się nie robi, tylko siedzi w szybowcu i patrzy. To niezapomniany lot - opowiada Hania Merlak z Warszawy. Wspominając pierwszy lot, uczestnicy kursu opowiadają często o efekcie "hopki". - Gdy wyciągarka ciągnie szybowiec do góry, to w pewnym momencie następuje wyczepienie liny. Wtedy żołądek "podchodzi" do gardła i zatykają się uszy. Przypomina to efekt jazdy samochodem pod górkę i w dół. Po kilku lotach już tego nie czuć, człowiek się przyzwyczaja.

Kandydat wykonuje od 40 do 60 lotów z instruktorem (w zależności od postępów ucznia) oraz 10 lotów samodzielnych. - Podczas pierwszych lotów nie mieliśmy czasu na podziwianie widoków. Musieliśmy skupić się na tym, aby dobrze wystartować i dokładnie prowadzić szybowiec. Rozglądaliśmy się dopiero po piątym, czy dziesiątym locie - opowiada Hania.

Każdy uczestnik kursu ma swój dziennik lotów. Zapisuje w nich m.in. wszystkie loty: - Data i miejsce lotu oraz rodzaj ćwiczenia. Natomiast instruktorzy zapisują w nich swoje uwagi i zastrzeżenia. To taki nasz indeks - wyjaśnia Maciek Gullentops.

Robert Urbanek

Latanie szybowcem jest takim rodzajem sportu, w którym wymagana jest nie tylko praktyka, ale i szeroka wiedza teoretyczna. W ramach kursu jego uczestnicy muszą zaliczyć 60 godzin wykładów teoretycznych. Instruktor podkreśla, że uczniowie mają duża wiedzę. - Nie muszę im mówić o rzeczach podstawowych np. z aerodynamiki, mechaniki lotu. Oni to mają w jednym paluszku - przyznaje Robert Urbanek (na zdjęciu obok).

Początkujący lotnicy przebywają na lotnisku od godz. 5.00 do 11.00 i od 16.00 aż do zachodu słońca. W sumie nawet do 10-12 godzin dziennie. - To jest naprawdę bardzo męczące dla uczniów - przyznają instruktorzy. - Ale dają z siebie wszystko i bardzo się angażują. Wszystko to w spiekocie słońca...

Kurs odbywa się na szybowcach "Puchatek". Jest to szybowiec skonstruowany i wyprodukowany w zakładach WSK w Krośnie. - To bardzo dobry szybowiec do szkolenia podstawowego, bo jest bezpieczny - mówi Robert Urbanek. - Szybowiec ten "wybacza" wiele błędów, stosunkowo powoli reaguje na stery, dobrze radzi sobie przy spadku prędkości - tłumaczy.

Każdy egzemplarz szybowca (nie model) ma swoje specyficzne parametry i trzeba je znać, by zdać jeden z testów teoretycznych. - Trzeba wiedzieć co można, a czego nie można robić w trakcie lotu, umieć wyliczyć maksymalne prędkości itp. Jest dużo teorii lotu, czyli zasad pilotażu i aerodynamiki. Test praktyczny wygląda inaczej. Trenujemy, potem są 3 loty z innym instruktorem, który kwalifikuje nas do lotów osobistych, po czym wykonujemy 10 samodzielnych lotów i po egzaminie zdobywa się III klasę pilota szybowcowego - mówi Ania Matuła.

Jeden z ostatnich etapów kursu - sytuacje awaryjne

Gdy odwiedzaliśmy kursantów końcem lipca, właśnie trwał jeden z ostatnich etapów szkolenia - loty na tzw. sytuacje awaryjne. - Wiadomo, że przy starcie mogą nastąpić jakieś nieprzewidziane sytuacje: przerwana lina, zduszony silnik wyciągarki itp. Pilot musi w każdej takiej sytuacji, w każdej fazie startu poradzić z tym problemem. Symulujemy np. przerwany start na wysokości 50, 100, 150 m. Piloci muszą sobie poradzić z takimi sytuacjami i zastosować pewne procedury - wyjaśnia instruktor.

- To specyficzny kurs, inny niż wszystkie - tak mówią jego uczestnicy. - Jest tu przyjazna, bardzo fajna atmosfera. Bardzo się ze sobą zżyliśmy, bo przebywamy ze sobą 24 godziny na dobę - mieszkamy w jednym ośrodku, jemy razem posiłki, razem wyruszamy na lotnisko i z niego wracamy. Zdarza się, że czasem instruktorzy na nas nawrzeszczą i robi się mniej przyjemnie, ale czasami dopiero to nas zmobilizuje i jest nam potrzebne - mówi Ania Matuła.

KOMENTARZE
Brak wyróżnionych komentarzy.
WSZYSTKIE KOMENTARZE (0)