O zaginięciu 11-latka członek rodziny powiadomił napotkany patrol policji we wtorek (9.02), około godz. 22:30. Mieszkający na terenie Polanki chłopiec wyszedł rano do szkoły i do tego czasu nie wrócił do domu. Natychmiast wszczęto poszukiwania. Na dworze panował kilkustopniowy mróz, dodatkowo zagrażający życiu dziecka.
Do rana chłopca szukało ponad dwadzieścia osób, w tym 10 policjantów, 6 strażaków z Państwowej Straży Pożarnej oraz rodzina 11-latka. - Rozpytano jego najbliższych kolegów, sprawdzono teren całej dzielnicy, a ponadto dworce, stacje benzynowe i inne czynne placówki gastronomiczne w Krośnie - mówi Marek Cecuła, rzecznik prasowy policji w Krośnie. - Ponieważ nie natrafiono na ślad zaginionego chłopca, rano dyżurny w trybie alarmowym zmobilizował dodatkowe siły policyjne - informuje.
Zanim funkcjonariusze przystąpili do akcji, 11-latek sam wrócił do domu. Miał zamiar zabrać potrzebne książki i pójść do szkoły. - Okazało się, że noc spędził u kolegi w pobliżu swojego miejsca zamieszkania. Jego matce powiedział, że boi się wrócić do domu. Inną wersję chłopiec przedstawił policjantom. Oświadczył, że w mieszkaniu nie świeciło się światło i był przekonany, że nikogo nie ma - wyjaśnia Marek Cecuła.
Dokładnym wyjaśnieniem sprawy zajmą się funkcjonariusze z komórki ds. nieletnich. Nie jest wykluczone, że ostateczny finał będzie ona mieć w sądzie rodzinnym.