Superniania: Jak być supernauczycielem

O ADHD, wyuczonej bezradności i nieskażonymi wiedzą dziećmi z "gilami" - m.in. o tym mogli posłuchać krośnieńscy nauczyciele na spotkaniu z popularną supernianią. Dorota Zawadzka dawała wskazówki jak być dobrym nauczycielem, mieć dobre kontakty z dziećmi i ich rodzicami.
Wykład trwał półtorej godziny, ale nikt nie nudził się ani przez chwilę

"101 pomysłów na klasę... czyli jak być supernauczycielem" - taki tytuł nosił wykład Doroty Zawadzkiej, psychologa, pedagoga znanego z programu TVN "Superniania". Spotkanie, które odbyło się w Hotelu Krosno-Nafta zgromadziło ponad 200 nauczycieli klas 1-3 szkół podstawowych. Superniania w przystępny, żartobliwy sposób dawała nauczycielom cenne porady.

- Aby być supernauczycielem, trzeba być superczłowiekiem - rozpoczęła swój wykład Dorota Zawadzka. - To znaczy mieć otwarte horyzonty, ciekawość świata, taką dziecięcość w sobie. Cieszyć się drobiazgami i tym co się ma - tłumaczyła. Przeprowadziła krótki test: kto ostatnio był w kinie, teatrze, przeczytał książkę, rozmawiał dłużej niż dwie godziny na tematy niezwiązane z pracą? - Kiepściutko - skomentowała wynik testu. - Jak macie zarażać waszych uczniów pasją, skoro nie macie czasu na własne - pytała.

Uczulała, że stosunki między nauczycielem a klasą zależą przede wszystkim od nauczyciela i jego nastawienia do uczniów. - To nieprawda, że fajna klasa zdarza się raz na trzy lata. Nasze nastawienie nieprawdopodobnie działa na dzieci, bo one są empatyczne, bardzo uważne. To my - dorośli oduczamy ich tego, żeby były uważne, prawdomówne, mówiąc np. "Nie mów ojcu, że to kosztowało 800 zł, tylko 80.". Dorota Zawadzka mówiła, że w zawodzie nauczyciela nie można być rutyniarzem, bo to co działało na klasę trzy lata temu, teraz może nie zdawać egzaminu. Konieczne jest generowanie nowych pomysłów.

Będę kiedyś ministrem Edukacji Narodowej - żartowała Dorota Zawadzka

Wrzuciła też kamyczek do ogródka rodziców, bo często dzieciom przychodzącym do szkoły brakuje podstawowych umiejętności: nie potrafią zapiąć guzika, mają problemy z założeniem butów. - To wina rodziców, którzy we wszystkim je wyręczają. To tzw. wyuczona bezradność - mówi. Są też dzieci, które nigdy nie miały w rękach np. gliny czy masy solnej. - Bo jaki ma być trzylatek? Czysty - odpowiedziała mi jedna mama - przytoczyła superniania.

Przypomina, że klasa składa się z różnych dzieci: - Mamy dzieci z ADHD - chociaż 60 procent tych dzieci nie ma ADHD, tylko są źle wychowane, mamy dzieci agresywne (agresja nie jest składową ADHD, tylko jego wtórnym powikłaniem), są dzieci wycofane, którym rodzice mówią: "Jak pójdziesz do szkoły to zobaczysz, nikt cię nie będzie lubił", itp. Mamy też dzieci "nieskażone myślą", ale też zwykłe, chętne, miłe, które pracują w odpowiednim tempie - wyliczała Dorota Zawadzka. Każde z tych dzieci interesuje się czym innym, zadaje różne pytania. Dlatego nauczyciel nauczania początkowego powinien być człowiekiem renesansu, znać odpowiedzi na te pytania, albo chociaż wiedzieć gdzie ich szukać. Nie może jak nauczyciel w V kasie powiedzieć "Nie przeszkadzaj mi w lekcji". - Dlatego musimy być ciekawymi ludźmi, czytać, wiedzieć co dzieci oglądają, w co grają - tłumaczyła.

Nie mniej ważna jest współpraca z rodzicami. Dobry nauczyciel musi spowodować, żeby dorośli przychodzili na zebrania, interesowali się swoimi dziećmi. Superniania zachęcała, by wchodzić w dobre relacje z rodzicami, włączać ich do życia klasy np. przez wyjazd na wycieczkę. - Wtedy rodzic zobaczy, że jego dziecko robi rzeczy, o których on nie ma zielonego pojęcia - mówiła. - Czasem ktoś idzie w zaparte, że jego dziecko nie kradnie, jest zawsze grzeczne, przygotowane. Ale jest coś takiego, jak psychologia tłumu - w domu dziecko jest aniołkiem, a w szkole nie do końca - wyjaśniła.

Zdaniem Doroty Zawadzkiej bycie supernauczycielem to również inwestowanie w rozwój dziecka poza szkołą. A do wyjazdów, wycieczek czy też nauczania nowymi metodami trzeba starać się przekonać rodziców. Co - jak z doświadczenia wie superniania - wcale nie jest proste. - Pracowałam w szkole w centrum Warszawy. Przyjeżdżali tatusiowie, którzy do kasy już doszli, a do kultury jeszcze nie. Mówię, że chciałabym zorganizować wyjście do teatru. Tato mówi: "A po co oni mają chodzić do teatru". Odpowiedziałam "Bo bym chciała, żeby w każdej rodzinie chociaż jedna osoba raz w życiu była w teatrze" - relacjonowała. - Dzieci muszą być aktywne, chodzić na łyżwy, rolki, basen, do kina, muzeum, na spacery. Muszą zobaczyć świat. My musimy ich przekonać, że nauka jest po coś potrzebna.

Dorota Zawadzka po wykładzie jeszcze przez ponad godzinę rozdawała autografy

Superniania mówiła też o jednej z przypadłości nauczycieli - trudnością do przyznania się do niewiedzy. Jej zdaniem to lepsze niż udawanie, że się coś wie. Przytoczyła historyjkę z czasów, gdy była początkującym nauczycielem akademickim. - Podczas wykładu jeden ze studentów podnosi rękę i mówi "Przeczytałem w książce o pewnych badaniach, które udowodniały, że to co pani mówi, to jest nieprawda." Podał nazwiska naukowców. Co mam robić? O facetach nie słyszałam. Mogę powiedzieć, że coś czytałam albo że nie mam pojęcia. Na szczęście powiedziałam, że nie słyszałam o takich badaniach. Okazało się, że chciał mnie tylko sprawdzić - opowiadała. - Nie jesteśmy w stanie wszystkiego wiedzieć. Lepiej się przyznać - radziła.

Przekonywała nauczycieli, że wybrany przez nich zawód jest ciekawy i najbardziej satysfakcjonujący ze wszystkich. - W jakim zawodzie dostajemy klienta, który przychodzi do szkoły z rozpiętym rozporkiem, "gilem" i nie bardzo wie po co przyszedł? Po trzech latach wypuszczamy tego samego klienta, ale już bez "gila", który umie jeść nożem i widelcem, powiedzieć "dziękuję", "proszę", "przepraszam", interesuje się tysiącem różnych rzeczy. Jest ciekawym człowiekiem. Czyja to zasługa? Nasza. Gdyby to była zasługa rodziców, to jako sześciolatek przyszedłby do szkoły bez "gila" - zakończyła we właściwym sobie tonie.

Organizatorem spotkania było Wydawnictwo Edukacja Polska.

KOMENTARZE
Brak wyróżnionych komentarzy.
WSZYSTKIE KOMENTARZE (0)