Młoda sarna, a dokładnie kozioł, biegał po mieście przez co najmniej kilka godzin. Rano podobno był w okolicach domu pomocy społecznej, potem przedostał się na teren szkoły muzycznej, gdzie utknął między prętami ogrodzenia. Przy próbie uwolnienia się, otarł sobie boki do krwi.
Z ulicy na ulicę i z posesji na posesję, zawędrował na skarpę przylegającą od wschodu do budynku poczty. O jego obecności w pobliżu urzędu poinformowana została straż miejska, która zgodnie z przyjętym przez Gminę Krosno "Programem opieki nad zwierzętami bezdomnymi oraz zapobiegania bezdomności zwierząt na terenie miasta Krosna" zajmuje się odławianiem zwierząt.
Sarnę trzeba było złapać, bowiem zdezorientowana, wędrująca po Krośnie mogła stworzyć zagrożenie dla ruchu oraz dla samej siebie.
Użycie siatki na stromym, częściowo zadrzewionym terenie nie wchodziło w grę. Zdecydowano więc o użyciu aplikatora pneumatycznego - sprzętu, który wyglądem przypomina karabin i pozwala na miotanie strzykawki ze środkiem usypiającym na znaczne odległości.
- Tym środkiem można uśpić zwierzę na okres około pół godziny, potem dochodzi ono do siebie - wyjaśniał działanie zastrzyku obecny na miejscu lekarz weterynarii.
Kozioł nie zamierzał ułatwiać strażnikom zadania. Gdy siedział na szczycie skarpy, z odległości kilkudziesięciu metrów z trudem można go było odróżnić od otoczenia.
Do tego dystans. - W otwartym terenie, poza miastem, można spróbować strzelić z takiej odległości, ale tu mamy centrum, a dodatkowo wieje wiatr, który może znieść lotkę - tłumaczył Tomasz Wajdowicz, komendant Straży Miejskiej w Krośnie.
Gdy strażnicy zaczęli podchodzić bliżej zwierzęcia, aby znaleźć odpowiednie miejsce do oddania strzału, kozioł poderwał się i uciekł w kierunku ul. Piłsudskiego, w najbardziej oddalony kąt posesji. Dopiero podchodzenie do niego z różnych stron zmusiło zwierzę do zbiegnięcia na dół, na ogrodzony parking. To tam, z odległości kilku metrów, padł strzał. Celny.
Zwierzę jeszcze przez kilka minut przemieszczało się z jednego końca parkingu na drugi i co jakiś czas próbowało przecisnąć się między prętami. W trakcie jednej z takich prób strażnicy przytrzymali je, w oczekiwaniu na moment aż osłabnie i pozwoli się zamknąć w klatce.
Prosto spod poczty sarna trafiła do weterynarza. - Pani doktor uznała, że ma szanse przeżycia i nie trzeba jej usypiać, dlatego została wypuszczona na terenach zielonych, z dala od centrum - informuje komendant.
To była druga akcja straży miejskiej, w której konieczne było użycie aplikatora pneumatycznego. Przypadki odławiania saren z terenu miasta są jednak znacznie częstsze. - Chyba nie ma takiej części Krosna, do której by nie wchodziły - przyznaje Tomasz Wajdowicz. - Były chociażby na Fortecznej, na ul. Blich i na terenie MOSiRu. Prawdopodobnie większość zwierząt wchodzi do centrum wieczorem lub nocą, gdy na ulicach jest już spokojnie.
Oprócz saren, w mieście pojawiają się także inne dzikie zwierzęta, m.in. lisy.