Na terenie szpitala obowiązuje całkowity zakaz palenia i nie ma wydzielonych żadnych stref dla palaczy. Schody przed wejściem oczywiście także objęte są zakazem
Z bezsilności pani Monice opadły wreszcie ręce. Od czasu do czasu odwiedza szpital przy ul. Korczyńskiej i za każdym razem musi przejść przez tytoniową chmurę, która niezawodnie kłębi się tuż obok wejścia głównego.
Niestety, charakter ma taki, że walczyć z nią może tylko wzrokowo: przystaje na chwilę i rzuca palaczom wymowne spojrzenie, ale ci nic sobie z tego nie robią i w najlepsze buchają dymem, który, gdy odpowiednio zawieje, okadza wielki znak zakazu palenia, wiszący na filarze.
- Nie umiem im zwrócić uwagi, ale nie mogę znieść tego widoku. Toż to nie tylko miejsce publiczne, ale szpital! Naprawdę nikt nie może tego upilnować i wszyscy musimy wdychać dym? - dziwi się brakowi reakcji władz szpitala.
Na pierwszego palacza nie muszę długo czekać.
- Zdaje się, że tutaj nie wolno palić - zwracam uwagę starszemu panu.
- Że jak? - dziwi się i wskazuje dwie wciśnięte między murkiem a filarem puszki po mleku skondensowanym, w których tlą się jeszcze niedopałki. - Przecież popielniczki są.
- I znak zakazu palenia jest - wskazuję tablicę, której ciężko nie zauważyć, a która ostrzega, że palenie na terenie zakładu opieki zdrowotnej może słono kosztować.
- Ale to nie jest teren szpitala, tylko schody - wzrusza ramionami.
- Czy przed wejściem można palić? - pytam w punkcie informacji w hallu głównym. Tłumaczę, że z palącym tuż pod drzwiami panem najwyraźniej inaczej rozumiemy granice terenu szpitala.
- Nie można. Schody to także teren szpitala - rozwiewa wątpliwości portier. - Zwracam palącym uwagę, ale nie zawsze ich widzę.
- A jednak nie można tutaj palić - wracam i oznajmiam rozmówcy.
- A niby czemu? - wtrąca się "nowy" palacz, bo w międzyczasie ich liczba potroiła się.
- Bo to teren szpitala. Poza tym stoi pan tuż pod wejściem, nie pomyślał pan, że może inne osoby nie chcą wdychać dymu? Ja nie chcę i proszę to uszanować - odpowiadam.
- Zdrowia! - dżentelmen zaciąga się i bucha siwą chmurą.
O oficjalne stanowisko w sprawie palenia pod drzwiami prosimy dyrekcję placówki. - Na terenie szpitala obowiązuje całkowity zakaz palenia i nie ma wydzielonych żadnych stref dla palaczy. Schody przed wejściem oczywiście także objęte są zakazem - potwierdza Bożena Skrzypczyk, kierownik Sekcji Organizacji i Marketingu lecznicy.
- Zakaz zakazem, ale z jego egzekwowaniem jest gorzej - zauważamy.
- Cóż, powiesiliśmy znak zakazu, więc pacjenci czy ich rodziny palą w tym miejscu na własne ryzyko, finansowe i zdrowotne - mówi.
Następnego ranka nic się nie zmienia. Tuż obok drzwi dwóch panów spala spokojnie po papierosie, a tytoniowa chmura wita wszystkich wchodzących do szpitala, bo palacze nie widzą potrzeby odsunięcia się nawet o tych kilka metrów. Upomnienia wzrokowe nie działają, a żadnych innych nie ma.
Gdy kończą, wciskają niedopałki do szpetnych puszek, które stoją w najlepsze. Przynajmniej pety nie lądują pod nogami.