Scenariusz i uczestnicy sporu w każdym przypadku ci sami: telefonia komórkowa, która stawiając kolejny nadajnik, chce rozwijać swoją sieć, właściciel budynku, który za odpłatnością jest w stanie udostępnić dach i grupa przeciwników, którzy powtarzają argumenty o zagrożeniu zdrowia i życia ludzi znajdujących się w polu oddziaływania anteny. Jest jeszcze większość, której jest to zupełnie obojętne lub świadomie godzą się z ceną, jaką przychodzi zapłacić za postęp cywilizacji i rozwój technologii.
To samo dotyczy sytuacji, która ma miejsce na Osiedlu Traugutta. Na dachu szkoły podstawowej może stanąć nadajnik jednej z sieci komórkowych. Może, bo nic nie jest jeszcze przesądzone – podkreśla Witold Deptuch, dyrektor szkoły: - Czy nadajnik stanie to jeszcze nie wiadomo, muszę uzyskać zgodę władz miejskich, zwróciłem się o nią. Inwestycja jest na etapie konsultacji.
Stanowisko władz miasta nie jest jeszcze znane. A protesty? - Coś słyszałem – mówi dyrektor. Docierają do niego pojedyncze głosy. - Zawsze znajdzie się ktoś, komu się to nie spodoba. Anten w Krośnie pełno, są nawet na szpitalu - przypomina.
Ale protestujących to nie przekonuje: - Nadajnik będzie zagrożeniem dla życia i zdrowia dzieci uczących się w szkole i bawiących się na obiektach w obrębie szkoły. Zagrożeni są także wszyscy mieszkańcy osiedla Traugutta, a w szczególności mieszkańcy bloków najbliżej nadajnika – alarmują sprzeciwiający się budowie anteny. - Rozbudowują pasy startowe lotniska, a tu taka antena - jak to się ma jedno do drugiego – taki argument podniosła jedna z mieszkanek osiedla, mama małego dziecka. W imieniu innych prosi o interwencję: - Rodzice i mieszkańcy nie zgadzają się na tę lokalizację.
Nie wszyscy jednak, bo na udostępnienie dachu dyrektor dysponuje już zgodą od Rady Rodziców, czyli reprezentacji rodziców dzieci chodzących do szkoły. Ma też pozytywną opinię od zarządu Osiedla Traugutta.
- Rada osiedla w wyniku głosowania wyraziła zgodę w formie uchwały – informuje Marek Mrozowski, przewodniczący zarządu Osiedla Traugutta. Z dziesięciu obecnych na spotkaniu, dziewięć było „za”.
- Nikt z nas nie jest specjalistą w tej branży, dlatego na spotkanie zaprosiliśmy przedstawiciela tej sieci. Zapoznaliśmy się z tematem szczegółowo. Podjęliśmy decyzję dopiero po wysłuchaniu wyjaśnień, gdy nasze wątpliwości zostały rozwiane – tłumaczy. - W sprawie tych nadajników od lat pokutuje jakaś psychoza, przecież instalację anteny odbiera sanepid. Ta instytucja bada pole magnetyczne, nie ma prawa dopuścić czegoś, co przekracza jakieś normy – argumentuje Marek Mrozowski.
- Decyzje na pewno nie zostaną podjęte pochopnie – uspokaja Witold Deptuch.