Karpackim Szlakiem Wina kupcy przez setki lat przewozili tysiące beczek z węgrzynem. Trakt wiódł z Tokaju przez Sárospatak, Sátoraljaújhely, Trebisov, Michalovce, Humenne oraz Bukowsko, Zarszyn, Besko, Rymanów i Krosno. Na handlu węgierskim winem wzbogaciło się wiele miast południowej Polski, a szczególnie Krosno. Teraz miejscowości te za sprawą tokajskiego trunku znów mają szansę zaistnieć - tym razem turystycznie.
Jak głosiło stare powiedzenie "Hungariae natum, Poloniae educatum" (zrodzone na Węgrzech, wykształcone w Polsce), wina ze słynnego winiarskiego regionu Tokaj, co roku wyruszały w drogę, aby dojechać do piwnic miast południowej Polski, a stamtąd po krótszym lub dłuższym leżakowaniu, ruszały dalej na stoły koneserów.
Krosno stało się zagłębiem handlu węgierskim winem dopiero pod koniec XVI w. Wcześniej na tym procederze wzbogacały się inne miasta o prawie składu wina, np. Jaśliska, Rymanów czy Dukla. - Jeżeli wziąć dane z roku 1550 to przez Duklę i Rymanów sprowadzono około 400 wielkich beczek wina, a przez Krosno 67 - mówi prof. Feliks Kiryk - historyk, członek Akademii Umiejętności. - To Krosnu nie uwłacza, bo i tak było najsilniejszym miastem po tej stronie. Było emporium handlowym dla wielu innych towarów, nie tylko wina. Mówi się tu m.in. o tekstyliach i rybach.
Na handlu węgierskim winem Krosno najbardziej wzbogaciło się w połowie XVII wieku za sprawą Roberta Wojciecha Portiusa, który w owym czasie był najbardziej liczącym się importerem win węgierskich na północ od Karpat. Ten krośnieński mieszczanin ufundował dla Krosna wiele zabytków. To dlatego w naszym mieście pamięć o nim i węgierskim winie jest ciągle żywa.
Na lata ścisłych kontaktów handlowych, kulturalnych i społecznych z południowymi sąsiadami przypadał największy rozkwit Krosna. - Na przykładzie handlu winem można rozpatrywać stosunki gospodarcze miedzy prowincjami Węgier północnych, Słowacji i południowych ziem polskich. Panowały wtedy stosunki dobrosąsiedzkie, ludzie zapraszali się na imprezy rodzinne. Za tym szły stosunki kulturalne, wymiana, handel książki. Kontakty były wielorakie - wyjaśnia prof. Feliks Kiryk.
Lokalna Grupa Działania - Fundacja "Pomóżmy sobie sami" z Rymanowa, której członkowie zorganizowali konferencję "Karpacki Szlak Wina", wierzą, że tokajskie wino także dzisiaj może być pożytecznym drogowskazem w poznawaniu wspólnej przeszłości, umacnianiu przyjacielskich związków i w kształtowaniu wspólnej przyszłości. Dzisiaj wszystkie te miasta, które znajdują się na historycznym tokajskim szlaku wina, czekają na zwiedzających.
Czy możliwa jest reaktywacja Karpackiego Szlaku Wina jako produktu turystycznego? - Jeżeli my tego nie zrobimy, to zrobi to ktoś inny - mówi Zbigniew Ungeheuer, prezes Stowarzyszenia "Portius". Przypomina ile wysiłku kosztowało Stowarzyszenie przypomnienie i wypromowanie postaci swojego patrona, organizacja wielu imprez, np. Festiwalu Win Węgierskich czy chociażby ubiegłorocznego wyjazdu 500 mieszkańców Krosna pociągiem do Sárospatak.
Jak w praktyce, zdaniem Stanisława Orłowskiego, przewodnika beskidzkiego miałaby wyglądać reaktywacja szlaku? Najpierw należy wypromować go w internecie. - Internet jest dzisiaj najpoważniejszym medium. Należałoby tam umieścić dokładny opis szlaku wraz ze zdjęciami. Rozpisać całą trasę z podaniem informacji co w którym miejscu trzeba zobaczyć. Nawet, żeby kierowca mógł sobie zrobić wydruk i jechać dokładnie po trasie, by zobaczyć te wszystkie atrakcje - tłumaczy.
Konieczne są oczywiście węgierska i słowacka wersja językowa. Nie można się jednak ograniczyć tylko do internetu. Foldery promocyjne powinny znaleźć się w punktach informacji turystycznej, ale także trafić do szkół. - Szkoły średnie mogłyby pojechać tym szlakiem. Jest to trasa na jeden dzień - rano można pojechać i wrócić wieczorem - podkreśla przewodnik.
Kiedy na szlaku pojawią się turyści, rozpoczną się inwestycje. - Przedsiębiorcy to zrobią, bo to się zacznie opłacać - mówi Stanisław Orłowski. Zaznacza, że dopiero wtedy należy zacząć o oznakowaniu terenu tabliczkami i kierunkowskazami.
Na jakie atrakcje mogliby liczyć np. przejeżdżający szlakiem Słowacy i Węgrzy? - Możemy im sprzedać piękne krajobrazowo obszary. Oni mają zupełnie inne tereny. Nie mają takich prerii, gdzie np. mogliby jeździć konno czy spacerować zimą na nartach czy rakietach śnieżnych. Goście byliby przez cały rok - wyjaśnia Stanisław Orłowski.
Zdaniem Zbigniewa Ungeheuera, uruchomienie szlaku turystycznego na dawnym Karpackim Szlaku Wina - to jest tylko kwestia czasu. - Każdemu się to podoba, ale każdy czeka. Trzeba się zdobyć na odwagę. Bo jak zrobi to ktoś z Warszawy, Ameryki czy Węgier to wtedy będziemy sobie pluli w brodę, że mając te swoje małe ojczyzny nie potrafiliśmy wykorzystać tak niezwykłego daru, jakim jest to miejsce, ta historia i te krajobrazy.
Dlatego Stowarzyszenie "Portius" już niebawem uruchomi przejazdy na trasie Karpackiego Szlaku Wina. Wycieczki będą odbywały się busami. - W miastach leżących na szlaku, na terenie Polski, Słowacji i Węgier będziemy robić przystanki. Będzie można się przyjechać, zwiedzić piękne zabytki, popływać po leniwym Bodrogu [rzece przepływającej przez Sárospatak], posłuchać muzyki, a wszytko połączone z kieliszkiem dobrego wina - napoju, który łączył ludzi, kojarzył i budował, a nigdy nie dzielił...