Zanim nasza czytelniczka otrzymała lokal w blokach TBS przy ul. Sportowej, przez długi czas wynajmowała mieszkanie. Cieszyła się na własny kąt w Turaszówce, tym bardziej że ma małą, 2-letnią córeczkę. Wraz z mężem nie mogli się doczekać momentu, w którym się wprowadzą.
Za pieniądze z kredytu zapłacili 30 tys. zł "wkładu własnego" na mieszkanie w jednym z dwóch wyremontowanych przez TBS budynków dawnej bursy przy "Elektryku". Obiekty przez wiele lat stały puste, niszczały. TBS uznał, że zaadaptuje je na bloki z wykończonymi "pod klucz" mieszkaniami na wynajem. Powstało ich tu 84. Zostały oddane do użytku w lipcu br.
Mieszkanie naszej czytelniczki znajduje się w niższym budynku. Klucze odebrała w sierpniu. Już pierwszego dnia zauważyła, że jest w nim wilgotno. - Gdy weszliśmy, czuć było intensywny zapach farby, jakby ściany zostały dopiero co pomalowane. Uznaliśmy jednak, że gdy otworzymy okna i wywietrzymy, wszystko szybko wyschnie – opowiada.
Niestety, to nie był jedyny problem. Okazało się, że od wilgoci napęczniały drzwi do łazienki i pokoju dziecka. TBS obiecał je wymienić, ale, jak mówi czytelniczka, w zniszczonych przez wilgoć drzwiach nie widział powodu do niepokoju. Mieszkania są nowe, trzeba je suszyć i wietrzyć, usłyszała lokatorka.
Rodzina wprowadziła się we wrześniu. Do tego momentu lokal był regularnie wietrzony. Po interwencji czytelniczki TBS dostarczył jej także osuszacz ściągający wilgoć. W mieszkaniu nadal ją było czuć, ale dopiero na początku października okazało się, jak poważne są jej skutki. - Gdy odsunęłam meble w pokoju córeczki, zobaczyłam na ścianie duży grzyb. Pleśń zajęła już komodę. Sprawdziliśmy inne miejsca i okazało się, że grzybów jest o wiele więcej – w przedpokoju, łazience i kuchni. Całe mieszkanie jest zagrzybione – denerwuje się.
Kilka tysięcy złotych, które kosztowały zniszczone przez pleśń meble, to jedno. O wiele poważniejsze są kwestie zdrowotne: - Mam zaświadczenie od lekarza, w którym stwierdza, że malutkie dziecko nie może przebywać w takich warunkach, my z pewnością także nie powinniśmy.
- Reakcja TBS-u polega na tym, że gdy wychodzi kolejny grzyb, pojawia się ktoś do spryskania ściany środkiem zabezpieczającym przed wykwitami. Ale grzyb pojawia się za chwilę w miejscu obok - rozkłada bezradnie ręce lokatorka.
TBS potwierdza, że w kilku mieszkaniach w niższym budynku faktycznie jest wilgoć. Cześć z nich, to lokale, do których odebrano klucze, ale przez długi czas stały zamknięte. - Na każdy przypadek reagujemy i liczymy, że szybko sobie z tym problemem poradzimy. Włączyliśmy już ogrzewanie, co powinno pomóc – ma nadzieję Stanisław Kubit, prezes TBS.
Jego zdaniem problemowi z zawilgoceniem winni są w dużej mierze sami mieszkańcy. - Wilgoć to także kwestia użytkowania. Jeśli ktoś wejdzie do mieszkania i użytkuje je normalnie, czyli nie zamknie okien, nie zakręci kaloryferów, nie powiesi prania i nie zacznie gotować kapusty, to wszystko będzie w porządku – tłumaczy, powtarzając najlepszą receptę na pozbycie się grzyba: wietrzyć i suszyć.
- Non stop słyszę o tym suszeniu i wietrzeniu. Ja naprawdę wietrzę i suszę mieszkanie, ale ile można? Ile to jeszcze potrwa? I gdzie mamy w tym czasie pójść, bo tu naprawdę strach mieszkać? - złości się czytelniczka.