Film Mgła u Kapucynów. PiS o Sowietach

Klub Gazety Polskiej w Krośnie zorganizował w sali przy klasztorze Kapucynów pokaz filmu "Mgła". Wspomnienia byłych pracowników kancelarii prezydenta RP o katastrofie samolotu pod Smoleńskiem przerywano komentarzami i okrzykami. Parlamentarzyści PiS z Krosna analizowali po filmie sytuację: mówili o służbach specjalnych, wpływach "Sowietów" i niewiarygodnych mediach. Było też o szympansach z Hiszpanii.
Kadr z filmu "Mgła" - grób zmarłej pary prezydenckiej

10 marca 2011. Miesiąc przed pierwszą rocznicą katastrofy samolotu pod Smoleńskiem. Sala ojca Pio przy klasztorze oo. Kapucynów. To właśnie tu klub Gazety Polskiej zaprosił na pokaz filmu "Mgła".

Sala wypełnia się po brzegi. Większość osób przychodzi prosto po mszy, która odprawiona została w intencji ofiar katastrofy. Średnia wieku 50-60 lat. Na sali jest m.in. Janusz Hejnar - radny PiS, Marek Tenerowicz - były radny, działacz Ligi Polskich Rodzin, a także niektórzy kandydaci PiS do Rady Miasta. Przybywają parlamentarzyści PiS: Piotr Babinetz i Stanisław Piotrowicz oraz władze powiatu krośnieńskiego.

Artur Stodolak z klubu Gazety Polskiej w Krośnie

Spotkanie otwiera Artur Stodolak - wiceprzewodniczący klubu Gazety Polskiej w Krośnie: - Gazeta ta to jedno z nielicznych, niezależnych mediów, które funkcjonują jeszcze w naszym kraju. Redakcję stanowią dziennikarze zwolnieni z mediów publicznych za swoje przekonania, za mówienie prawdy. Celem spotkań klubu Gazety Polskiej jest przede wszystkim szerzenie idei patriotycznych, mówienie prawdy oraz wartości, wedle których żył i wcielał w życie ś.p. prezydent Lech Kaczyński - mówił.

"Mgła" - subiektywne relacje, a nie dokument

Film "Mgła" został zrealizowany przez dziennikarkę Joannę Lichocką i Marię Dłużewską. Joanna Lichocka pisuje teksty m.in. w prawicowym serwisie Niezależna, w 2010 roku była jedną z osób prowadzących debatę prezydencką Jarosława Kaczyńskiego i Bronisława Komorowskiego. Swoimi wypowiedziami wywołała wówczas kontrowersje.

O czym jest film? To właściwie wspomnienia, relacje i subiektywne wrażenia byłych pracowników kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego. - Obecnie prowadzona jest dość mocna nagonka na te osoby. Pewnie także za to, że wystąpili w tym filmie - podejrzewa prowadzący.

Marcin Wierzchowski, pracownik gabinetu szefa kancelarii prezydenta opowiada w filmie o tym, co zobaczył tuż po katastrofie: - Wszyscy nie żyją, stoję przed tym. To jest masakra.

Chwilę później Andrzej Duda, podsekretarz stanu w kancelarii, opowiada wzburzony o telefonie z kancelarii sejmu. Dowiaduje się, że marszałek Bronisław Komorowski za chwilę wygłosi oświadczenie o tym, że przejmuje obowiązki RP. - Pytałem na jakiej podstawie. Dowiedziałem się, że na podstawie przepisu konstytucji, który mówi co się dzieje w momencie śmierci prezydenta. Zapytałem, czy ktoś ze współpracowników pana marszałka wiarygodny widział zwłoki pana prezydenta. Czy oni są pewni, ze prezydent rzeczywiście nie żyje. Na co dostałem odpowiedź: "No niech pan nie żartuje".

Marcin Wierzchowski: - Jak byliśmy pewni, że znaleziono ciało prezydenta, to już funkcjonariusze byli zawsze przy jego ciele. Nasi.

Pracownicy kancelarii opowiadali też o tym, jak samochód, w którym jechał Jarosław Kaczyński - brat zmarłego prezydenta - był "spowalniany". - Na autostradzie, na której można było jechać 90 km/h był spowalniany do 50. Chodziło o to, żeby kolumna z panem premierem Donaldem Tuskiem była na miejscu pierwsza.

W ani jednym momencie filmu teorie spiskowe wygłaszane przez pracowników kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego nie są konfrontowane z faktami, ani z wypowiedziami osób, których dane zdarzenie dotyczyło.

W filmie zaprezentowana jest scena objęcia premiera Polski Donalda Tuska przez premiera Rosji Władimira Putina. Wówczas na sali pojawiają się okrzyki: "Judasz! Judasz!" Nikt z osób duchownych obecnych na sali nie reaguje. Podkład muzyczny filmu stanowi utwór "Święty Boże" w wykonaniu zespołu De Press. Po filmie występują krośnieńscy parlamentarzyści PiS: senator Stanisław Piotrowicz i poseł Piotr Babinetz.

Senator Piotrowicz: służbom specjalnym nie podoba się myślenie narodowe

Senator Piotrowicz: - Niektórzy mają nam za złe. Dajcie już temu spokój. Katastrofa jak wiele innych - mówią. Nas interesuje teraźniejszość i przyszłość, a nie ciągłe zagłębianie się w katastrofę smoleńską. Podejmuje się nawet takie pewne działania psychologiczne, żeby to obrzydzić, że wszyscy są tym zmęczeni. Może i by mieli rację, gdyby to była zwykła katastrofa, ale to katastrofa niespotykana na przestrzeni wieków. Ginie prezydent Polski, najważniejsi politycy, generałowie.

Senator Stanisław Piotrowicz

Senator próbuje wyjaśnić to co się stało. - Trzeba się cofnąć w czasie. W 2005 r. dochodzi do władzy rząd Prawa i Sprawiedliwości, który ma na celu budowę Polski silnej i suwerennej. Czy to się Europie podoba, że jest w Polsce rząd, który chce budować silne i suwerenne państwo? Poza wszelkim sporem - nie. To się nie podoba. Rozpętuje się więc kampanię ośmieszania jednego polityka, drugiego, ośmieszania całej grupy. Chodzi o ośmieszenie ich, żeby dopuścić do władzy w Polsce inne siły i im powiedzieć: wy możecie być na czołówkach gazet, wy możecie z nami pić szampana, my was będziemy po ramieniu poklepywać, będziecie mieć fantastyczną prasę... ale wy wiecie jakie jest wasze miejsce?

Senator mówi też o instrukcji przewozu czterech najważniejszych osób w państwie. - W instrukcji obowiązują ścisłe reguły. To służby rządowe są odpowiedzialne za zorganizowanie lotu i bezpieczny przelot. Często się mówi, że prezydent coś chce... On tylko wyraził wolę, że chce lecieć do Katynia i zwraca się do rządu o udostępnienie samolotu. Prezydent nie mógł nic więcej, mógł tylko zdecydować jakie menu będzie na pokładzie podawane. Takiego lotu nie da się zorganizować z dnia na dzień, bo coś się prezydentowi przyśniło. Nie ma takiej możliwości. Poza wszelkim sporem polskie służby nie dopełniły obowiązków.

Senator nie wspomina jednak o incydencie z sierpnia 2008 r. Samolot z Lechem Kaczyńskim oraz przywódcami Litwy, Łotwy, Estonii i Ukrainy na pokładzie leciał do Azerbejdżanu. Prezydent wszedł wówczas do kabiny załogi i zapytał: "- Panowie, kto jest zwierzchnikiem sił zbrojnych? - Pan, panie prezydencie. - To proszę wykonać polecenie i lecieć do Tibilisi (w Gruzji)" - to fragment relacji kapitana Grzegorza Pietruczuka, który dowodził rządowym samolotem. Pilot odmówił wykonania polecenia, bo uznał, że lądowanie w Tibilisi naraża samolot na niebezpieczeństwa związane z działaniami wojennymi w Gruzji.

Lech Kaczyński jeszcze w czasie lotu mówił dziennikarzom, że "jeśli ktoś decyduje się być oficerem, to nie powinien być lękliwy". Po wylądowaniu w Azerbejdżanie zapowiedział, że "po powrocie do kraju wprowadzimy porządek w tej sprawie".

Minister Obrony Narodowej Bogdan Klich za odmowę lądowania odznaczył później dowódcę lotu srebrnym krzyżem za zasługi na rzecz obronności. Poseł PiS Przemysław Gosiewski (też zginął pod Smoleńskiem) pisał później do MON: "Czy Minister, podejmując decyzję o odznaczeniu, chciał pokazać, iż będzie premiował w przyszłości przypadki niesubordynacji, tchórzostwa i odmawiania wykonywania rozkazów? Jak MON zamierza reagować, jeśli w przyszłości będą powtarzać się tego typu przypadki odmawiania zmiany kierunku lotu?".

Stanisław Piotrowicz mówi, że nie chodzi mu o to, aby znaleźć odpowiedzialnych za katastrofę: - Nie to mi przyświeca. Chciałbym, aby prawda została ujawniona. Ciężko do tej prawdy dojść... bo w dalszym ciągu u władzy są ci, którzy są odpowiedzialni za to co się wydarzyło. Odpowiedzialni jeśli nawet nie z punktu widzenia karnego, to na pewno z punktu widzenia moralnego i politycznego. Pamiętacie państwo te wypowiedzi: "Prezydent gdzieś poleci i nie wróci", bagatelizowanie wizyty w Gruzji: "Jaka wizyta taki zamach". Służby specjalne wyciągają z tego wnioski: jeśli coś się stanie, to zdecydowana część społeczeństwa będzie z tego powodu zadowolona. I w związku z tym jest "dobry klimat", by nie dopuścić do władzy tych, którzy myślą w kategoriach państwowych i narodowych - analizuje były koordynator służb specjalnych w rządzie PiS.

Senator Stanisław Piotrowicz zahaczył też o media. - Media dziś nie są tym, kto obserwuje rzeczywistość, kto ją komentuje. Media biorą udział w grze. Odkąd wziąłem czynny udział w życiu politycznym wiedziałem, że to jest największe zagrożenie dla państwa polskiego, bo przy użyciu mediów pierze się ludziom mózgi, opowiada się, że rzeczywistość wygląda inaczej. Wielu temu ulega. Dlaczego inne media, takie jak Radio Maryja, TV Trwam, Gazeta Polska, Nasz Dziennik są tak zwalczane? Szczególnie przez tzw. media liberalne. Zniszczyć, bo myślą inaczej.

Poseł Babinetz: wpływy sowieckie funkcjonują

Kolejny parlamentarzysta, poseł Piotr Babinetz analizował sytuację międzynarodową i wewnętrzną Polski, w szczególności w relacjach z Rosją. - Proces odzyskiwania niepodległości to jest przede wszystkim rok 1989 i następnych kilka lat, ale rozrywanie z więzów okupanta rosyjskiego następowało niestety dość wolno i pewne wpływy moskiewskie zostały tutaj w Polsce utrzymane.

Poseł Piotr Babinetz

Piotr Babinetz wyliczał dokonania Lecha Kaczyńskiego i rządów PiS w walce z wpływami rosyjskimi: likwidacja Wojskowych Służb Informacyjnych, powstanie Centralnego Biura Antykorupcyjnego ("Działało przeciw skorumpowanym i nieuczciwym ludziom z najwyższych szczytów władzy. Wtedy ludzi nieskorumpowanych nie można szantażować, także nie mogą tego zrobić skutecznie obce służby"), polityka wschodnia Lecha Kaczyńskiego ("Zabiegał o dobre kontakty i współpracę z naszymi wschodnimi sąsiadami: Litwą, Łotwą, Estonią, Ukrainą, Gruzją i Azerbejdżanem. To była także walka o uniezależnienie Polski od dostaw gazu czy ropy z Rosji").

- Taki przełom - przekonywał Babinetz - wywołał reakcję rosyjską. Zaczął analizować także otoczenie międzynarodowe. Dostało się wszystkim: USA ("Barack Obama - człowiek o niejasnej przeszłości, wychowywany m.in. przez chicagowskiego profesora o lewackich, trockistowskich poglądach"), krajom Europy zachodniej, m.in. Niemcom, Francji, Włochom ("Specyficzny premier"), Hiszpanii ("Rządzona przez lewaków, prowadzi prace nad przyznaniem małpom praw obywatelskich" - w rzeczywistości chodziło o ochronę małp, zakazane ma być m.in. filmowanie małp w celach komercyjnych, kręcenie reklam z ich udziałem i wykorzystywanie ich w cyrkach; ideę tą ogłosili już w 1993 roku filozofowie: Paola Cavalieri i Peter Singer, ich celem było zapewnienie tzw. wielkim małpom - m.in. gorylom, szympansom i orangutanom, najbliższym ludziom zwierzętom - prawa do życia, wolności i wolności od tortur).

Poseł Piotr Babinetz objaśniał też kwestie związane z wewnętrzną sytuacją. Wytykał wszystkim, m.in. Bronisławowi Komorowskiemu ("W Londynie wyśmiewał pomysł pozyskiwania gazu ze złóż łupkowych"), Andrzejowi Wajdzie ("Domaga się, aby Polacy pokłonili się przed zwycięską armią sowiecką, która wprowadziła dla RP i Polaków nową okupację"), Tomaszowi Nałęczowi ("Kiedyś uzasadniał w PZPR, że przyjaźń polsko-sowiecka dla Polski jest trwała i najlepsza"), Hannie Gronkiewicz Waltz ("W związku z pracami związanymi z budową nowej linii metra, pani prezydent wystąpiła do strony rosyjskiej z prośbą o zgodę na przesunięcie pomnika najeźdźcy sowieckiego" - ten fakt wzbudził najwięcej komentarzy wśród zebranych).

Tylko Gazeta Polska. Inni manipulują

Na zakończenie spotkania w sali o. Pio prowadzący zaprosił zebranych na comiesięczne spotkania klubu Gazety Polskiej - odbywają się one w każdy pierwszy czwartek miesiąca o 18.00 w biurze poselskim Piotra Babinetza. - Chcemy propagować czytanie gazet normalnych. Jak ktoś czyta takie gazety to niektórzy mówią, że to "obciach". Chcemy na wiosnę zorganizować akcję na Rynku, by umówić się i czytać Gazetę Polską publicznie, żeby ludzie widzieli, że to nic złego. Inne media manipulują.

KOMENTARZE
Brak wyróżnionych komentarzy.
WSZYSTKIE KOMENTARZE (0)