Rodzina 60-letniego pana Ireneusza zadzwoniła pod 999 w sobotę (8.02) około południa. Krośnianin nie mógł się poruszać, od czterech dni wymiotował, a jego ręce ciągle drżały. Wówczas mógł jeszcze rozmawiać.
- Dyspozytorka wymieniła kilka zdań z nim i mamą. Stwierdziła, że nie wyśle karetki, bo nie ma stanu zagrożenia życia - powiedziała pani Sylwia, córka zmarłego (nazwisko do wiadomości redakcji). Krewni mieli też usłyszeć, aby sami zabrali mężczyznę do szpitala lub za dwa dni zgłosili się z nim do lekarza rodzinnego.
Koordynator medyczny krośnieńskiego pogotowia Marcin Steliga potwierdził, że dyspozytorka stwierdziła brak zagrożenia życia. – Podała numer na świąteczną opiekę zdrowotną i poleciła tam zadzwonić – stwierdził.
Steliga zapewnił, że słowa o „zgłoszeniu się do lekarza rodzinnego” nie padły w żadnym połączeniu, które w tej sprawie obsłużyli dyspozytorzy w Krośnie. Nie mógł jednak przedstawić pełnej treści rozmów, ponieważ obowiązuje go zakaz ujawniania dokumentacji.
Bliscy, zgodnie z radą dyspozytorki, skontaktowali się ze świąteczną opieką, funkcjonującą w szpitalu na ul. Korczyńskiej. – Tam lekarz stwierdził, że nie przyjedzie, bo jeżdżą tylko do obłożnie chorych - powiedziała pani Sylwia.
Tymczasem stan pana Ireneusza pogarszał się. - Jego oczy były jak za mgłą. Mój mąż mówił, że tato chyba umiera, bo w jego oczach było widać śmierć – wspominała córka.
Później zięć chorego pojechał do szpitala, gdzie prosił o wysłanie karetki. – Alarmował o ciężkim stanie ojca i że jest z nim ograniczony kontakt. Tatę ciężko było podnieść z fotela, a co dopiero wsadzić do samochodu. Odpowiedź lekarza była jednak odmowna – opisała pani Sylwia.
W nocy z soboty na niedzielę pan Ireneusz dostał drgawek. Jego żona zadzwoniła na pogotowie, które wtedy przyjechało „dość szybko”. – Ratownicy reanimowali tatę, ponieważ już nie oddychał. Po godzinie przywrócili bicie serca i zabrali go na SOR – mówiła pani Sylwia.
Rodzina również dotarła do szpitala. Tam dowiedziała się, że serce pana Ireneusza dwa razy stanęło podczas transportu karetką, a na oddziale znów jest reanimowany. - Po jakimś czasie lekarka powiedziała, że taty nie udało się uratować – powiedziała córka.
Piotr Czerwiński, dyrektor krośnieńskiego szpitala, wyjaśnił, że „w przypadku objawów sugerujących bezpośrednie zagrożenie życia, pacjenci powinni kontaktować się z pogotowiem ratunkowym, bądź udać się do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego”.
- Z pomocy nocnej i świątecznej powinni korzystać pacjenci, u których nie ma objawów bezpośredniego zagrożenia życia, bądź istotnego uszczerbku na zdrowiu, a zastosowane środki domowe lub leki dostępne bez recepty nie przyniosły spodziewanej poprawy i zachodzi obawa, że oczekiwanie na otwarcie przychodni może znacząco niekorzystnie wpłynąć na stan zdrowia – dodał Czerwiński.
Dyrektor podkreślił, że szpital nie może jednoznacznie ustosunkować się do tych wydarzeń, ponieważ rodzina pana Ireneusza nie zgłosiła placówce tej sprawy.
Krewni zamierzają to zrobić, a także powiadomić prokuraturę i Narodowy Fundusz Zdrowia. Przyczynę śmierci poznają w marcu, gdy otrzymają wyniki sekcji zwłok.