INTERWENCJA

Rodzinie odmówiono karetki dla chorego. Krośnianin zmarł

Bliscy cały dzień szukali pomocy dla pana Ireneusza, który dostał drgawek, wymiotował i nie mógł się poruszać. Na pogotowiu uznano, że „nie ma zagrożenia życia”, a szpital miał odmówić jego przyjęcia. Po wielu godzinach krośnianin trafił na SOR, gdzie zmarł. Krewni chcą zawiadomić prokuraturę.
Wiktor Kazanecki
Rodzina twierdziła, że nie może sama zawieźć chorego do szpitala. Karetkę wysłano w nocy, tuż przed śmiercią mężczyzny
Damian Krzanowski

Rodzina 60-letniego pana Ireneusza zadzwoniła pod 999 w sobotę (8.02) około południa. Krośnianin nie mógł się poruszać, od czterech dni wymiotował, a jego ręce ciągle drżały. Wówczas mógł jeszcze rozmawiać.

- Dyspozytorka wymieniła kilka zdań z nim i mamą. Stwierdziła, że nie wyśle karetki, bo nie ma stanu zagrożenia życia - powiedziała pani Sylwia, córka zmarłego (nazwisko do wiadomości redakcji). Krewni mieli też usłyszeć, aby sami zabrali mężczyznę do szpitala lub za dwa dni zgłosili się z nim do lekarza rodzinnego.

Koordynator medyczny krośnieńskiego pogotowia Marcin Steliga potwierdził, że dyspozytorka stwierdziła brak zagrożenia życia. – Podała numer na świąteczną opiekę zdrowotną i poleciła tam zadzwonić – stwierdził.

Steliga zapewnił, że słowa o „zgłoszeniu się do lekarza rodzinnego” nie padły w żadnym połączeniu, które w tej sprawie obsłużyli dyspozytorzy w Krośnie. Nie mógł jednak przedstawić pełnej treści rozmów, ponieważ obowiązuje go zakaz ujawniania dokumentacji.

Od decyzji dyspozytora zależy, czy do kogoś przyjedzie karetka. Gdy dzwonimy na 999, system kieruje nas bezpośrednio do Krosna. Gdy wybieramy 112, telefon odbierają najpierw dyspozytorzy w Rzeszowie
damian krzanowski

Bliscy, zgodnie z radą dyspozytorki, skontaktowali się ze świąteczną opieką, funkcjonującą w szpitalu na ul. Korczyńskiej. – Tam lekarz stwierdził, że nie przyjedzie, bo jeżdżą tylko do obłożnie chorych - powiedziała pani Sylwia.

Tymczasem stan pana Ireneusza pogarszał się. - Jego oczy były jak za mgłą. Mój mąż mówił, że tato chyba umiera, bo w jego oczach było widać śmierć – wspominała córka.

Później zięć chorego pojechał do szpitala, gdzie prosił o wysłanie karetki. – Alarmował o ciężkim stanie ojca i że jest z nim ograniczony kontakt. Tatę ciężko było podnieść z fotela, a co dopiero wsadzić do samochodu. Odpowiedź lekarza była jednak odmowna – opisała pani Sylwia.

W nocy z soboty na niedzielę pan Ireneusz dostał drgawek. Jego żona zadzwoniła na pogotowie, które wtedy przyjechało „dość szybko”. – Ratownicy reanimowali tatę, ponieważ już nie oddychał. Po godzinie przywrócili bicie serca i zabrali go na SOR – mówiła pani Sylwia.

Zięć pana Ireneusza zjawił się w szpitalu, aby skłonić medyków do wysłania karetki. Nie udało mu się ich przekonać
damian krzanowski

Rodzina również dotarła do szpitala. Tam dowiedziała się, że serce pana Ireneusza dwa razy stanęło podczas transportu karetką, a na oddziale znów jest reanimowany. - Po jakimś czasie lekarka powiedziała, że taty nie udało się uratować – powiedziała córka.

Piotr Czerwiński, dyrektor krośnieńskiego szpitala, wyjaśnił, że „w przypadku objawów sugerujących bezpośrednie zagrożenie życia, pacjenci powinni kontaktować się z pogotowiem ratunkowym, bądź udać się do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego”.

- Z pomocy nocnej i świątecznej powinni korzystać pacjenci, u których nie ma objawów bezpośredniego zagrożenia życia, bądź istotnego uszczerbku na zdrowiu, a zastosowane środki domowe lub leki dostępne bez recepty nie przyniosły spodziewanej poprawy i zachodzi obawa, że oczekiwanie na otwarcie przychodni może znacząco niekorzystnie wpłynąć na stan zdrowia – dodał Czerwiński.

Dyrektor podkreślił, że szpital nie może jednoznacznie ustosunkować się do tych wydarzeń, ponieważ rodzina pana Ireneusza nie zgłosiła placówce tej sprawy.

Krewni zamierzają to zrobić, a także powiadomić prokuraturę i Narodowy Fundusz Zdrowia. Przyczynę śmierci poznają w marcu, gdy otrzymają wyniki sekcji zwłok.

ZOBACZ W ARCHIWUM PORTALU