Mirosława Karwata, właściciela Alcatraz, do Krosna sprowadziła pochodząca stąd żona. Był rok 1994. Wpadł wtedy na pomysł, aby wykorzystać kamienicę należącą do rodziny i otworzyć w niej bar. Znajdował się on w tylnej części budynku, który znajduje się na rogu ulic Czajkowskiego i Podwale. Obecnie od frontu mieści się tam Siesta Cafe.
Budynek był zniszczony po powodzi i wymagał generalnego remontu. W latach 90. urządzenie lokalu stanowiło nie lada wyzwanie. - Ciężko było cokolwiek dostać, wybór płytek ceramicznych ograniczał się do trzech rodzajów, a meble trzeba było zamówić u stolarza - wspomina właściciel.
Na drodze do otwarcia baru stał także problem z pozyskaniem głównego produktu - piwa w beczkach keg. Rozwiązanie przyniosły targi, podczas których Mirosław Karwat poznał przedstawicieli handlowych browaru i to spotkanie stało się bodźcem do rozpoczęcia działalności.
Niskie siedzenia i mało miejsca spowodowały, że podawane jedzenie musiało być dostosowane do warunków. Serwowano głównie przekąski, między innymi hot dogi, hamburgery i zapiekanki.
Lokal na Podwalu był mały, więc starano się zagospodarować jak największy teren na ogródek. Wtedy narodził się pierwszy pomysł na nazwę „Garden Party”. Idea jednak nie przyjęła się, a na jej miejsce obmyślano dziesiątki innych. - Jest coś takiego, że człowieka dotknie jakiś bodziec i pomyśli, że to jest to – mówi Mirosław Karwat. Tak było z Alcatraz.
Nazwa „Alcatraz” oznacza wyspę należącą do Stanów Zjednoczonych, słynącą przede wszystkich z więzienia o zaostrzonym rygorze, które funkcjonowało tam do lat 60. XX wieku.
Prowadzenie baru wymaga pracy 7 dni w tygodniu, więc jak mówi właściciel: – W pewnym momencie poczułem, że mam ten mały Alcatraz. Razem z pracownikami związaliśmy się z tym miejscem i chcieliśmy też uwięzić, czyli związać z nim, gości – wyjaśnia.
Po sezonie letnim, kiedy lokal ograniczył się do 24 m2, często panował w nim ścisk, co przyczyniło się do powstania przyjacielskiej atmosfery. Przez pierwsze 8 lat Alcatraz dał początek wielu nowym znajomościom, przyjaźniom, a nawet miłościom. - Mamy kilka par, które poznały się u nas i często tutaj świętują rocznice – opowiada Mirosław Karwat.
Marzenie się spełniło i ostatecznie Alcatraz zyskał miano lokalu integrującego krośnian. Było to miejsce wspólnego oglądania wydarzeń sportowych i programów telewizyjnych. - Ludzie przychodzili codziennie, żeby oglądać np. Milionerów, siedzieli wszyscy razem i odpowiadali na pytania. Łaknęli, żeby przeżywać mecze razem z innymi, poza domem w sympatycznej atmosferze, dzieląc się swoimi spostrzeżeniami . Stworzyliśmy miejsce z niesamowitą atmosferą, która powodowała, że ludzie chcieli przebywać u nas jak najdłużej i jak najczęściej – wspomina z uśmiechem.
Alcatraz na Podwalu nie miał możliwości rozbudowy. Właściciel, chcąc iść z duchem czasu, stwierdził, że albo zamknie lokal, albo wybuduje nowy. Obok był pusty teren. - Zielony trawnik w środku miasta, z drewnianą budką po środku, a w niej gniazdo os – tak opisuje miejsce przy ul. Czajkowskiego.
Powstał budynek, znany krośnianom jako dzisiejszy Alcatraz. Zmieniło się nie tylko miejsce, ale także koncepcja. Początkowy zamysł był taki, aby nazwać lokal „Klub Muzyczny Alcatraz” i stworzyć miejsce, w którym występy muzyczne i artystyczne grałyby pierwsze skrzypce.
Chociaż pomysłu do końca nie zrealizowano, to odbyło się tam kilka koncertów oraz imprez muzycznych. Ostatecznie Alcatraz stał się pizzerią, jednak muzyka nadal odgrywa ważną rolę i jest elementem panującego w nim klimatu. - Kiedyś nie było Internetu, nie było YouTube, muzyki nie dało się po prostu ściągnąć. Jedynym rozwiązaniem było kupowanie płyt. Pomiędzy muzyką popularną przemycałem gościom jazz, soul i blues. Chodziło o to, żeby słuchać dobrej muzyki, w dobrej atmosferze – tłumaczy właściciel.
Alcatraz przy ul. Czajkowskiego 4 otwarto w marcu 2002 roku. Nowe menu, na czele z pizzą, sprowadziło nowych gości. Pojawiły się rodziny z dziećmi i coraz większe grupy znajomych, przychodzących specjalnie na pizzę.
Alcatraz jest jednym z dwóch najstarszych lokali Krośnie. W tym samych roku powstał Jubilat, czyli dzisiejszy klub K15. Niewątpliwe własny budynek, czyli brak czynszu, daje większą swobodę działania. Mirosław Karwat podkreśla jednak, że to nie warunkuje sukcesu. - Każdemu wydaje się, że to łatwa rzecz prowadzić gastronomię, a niestety tak nie jest. Sprostanie wszystkim wymaganiom klientów jest niemożliwe. Trzeba być jednocześnie nowoczesnym, ale też tradycyjnym.
Ćwierć wieku w branży sprawiło, że Alcatraz nie musi walczyć o klientów tak mocno, jak początkujące lokale. Ojcowie, którzy spędzali w nim swoją młodość, przychodzą na piwo z dorosłymi synami. Spora część marketingu obywa się tak zwaną „pocztą pantoflową”.
Mirosław Karwat wspomina i kreśli wizję na przyszłość: – Być prekursorem, odczarowywać rzeczywistość początku lat 90., wprowadzać nowe jedzenie, integrować krośnian i zachęcać do wspólnego spędzania czasu przy kawie lub piwku, to była fajna sprawa.
Teraz mam takie małe marzenie, żeby choć odrobinę przywrócić dawny klimat i napisać w barze "U nas nie ma wifi", żeby ludzie znowu ze sobą rozmawiali, a nie patrzyli nieustannie w ekraniki swoich smartfonów.