- Od wielu lat nie mieliśmy podwyżek. Ludzie mało zarabiają, a pracy jest coraz więcej – mówią pracownicy administracji sądów. Są zdesperowani, bo nie mogą strajkować – takie są uregulowania prawne w sądownictwie. Zarabiają 2-2,5 tysiąca złotych „na rękę”, w zależności od stanowiska i stażu pracy.
Oficjalnie nie mogą strajkować, ale stosują inne metody protestu. Część z nich poszła na zwolnienia lekarskie lub – tak jak pracownicy krośnieńskiego Oddziału Informatycznego Sądu Apelacyjnego w Rzeszowie – wyszli przed budynek przy ul. Kletówki z hasłami. – To symboliczna pikieta – mówią pracownicy sądu trzymając w rękach kartony „Dość pracy za marne grosze!”.
Protesty spowodowały problemy organizacyjne w sądach. Najmniejsze w Sądzie Okręgowym. Tu na zwolnieniach chorobowych jest ponad 30 pracowników, terminy ich L4 kończą się w piątek (14.12), więc teoretycznie w poniedziałek powinni wrócić do pracy.
Rozprawy odbywają są na bieżąco. - Pracę sekretarzy przy protokołowaniu spraw przejęli asystenci – informuje prezes Sądu Okręgowego Janusz Kmiecik. Gorzej ze standardowymi sprawami dla petentów, np. wglądami w akta, odpisami itp. – W nagłych sprawach moglibyśmy zareagować, ale w większości przypadków trzeba uzbroić się w cierpliwość – mówi prezes sądu i wyjaśnia, że w wielu sprawach nie ma możliwości wyznaczenia zastępstw, ze względu m.in. na ograniczenia w dostępie do systemów informatycznych.
Największe zamieszanie powstało w Sądzie Rejonowym. Praktycznie działa tu tylko biuro podawcze – można składać wszelkiego rodzaju pisma. W czwartek (13.12) na 76 pracowników aż 67 było nieobecnych, z czego 65 przedstawiło zwolnienia lekarskie.
Odwoływane są rozprawy – w czwartek zaplanowano ich 57, odbyły się tylko 34.
Protesty trwają od poniedziałku (10.12) i mogą się przedłużyć lub powtarzać – informują pracownicy administracyjni sądów.