Fredrę trzeba czytać nadal. Nie jako autora błahych komedyjek, bo takimi nie są, lecz jako wnikliwego racjonalistę, który doskonale umiał oddać ludzkie charaktery i postawy. Zwłaszcza – arcypolskie, charaktery i postawy.
Nie inaczej jest ze sztuką „Gwałtu, co się dzieje!”, napisaną przez Aleksandra Fredrę w roku 1826. W tej komedii, pełnej przewrotnego humoru, autor pokazuje nam postawiony „na głowie” świat: oto kobiety przejmują władzę (na razie w małej sandomierskiej mieścinie – Osieku), a mężczyźni zakładają sukienki i zajmują się czynnościami jak dotąd uważanymi za kobiece: szycie, haftowanie, przędzenie, chodzenie na targ po zakupy, niańczenie dzieci etc. W wiekach XVIII. czy XIX. taka historia była nie do pomyślenia. A jednak – czy Fredro dotykając tego tematu nie wyrastał ponad swoją epokę i nie przewidział czegoś, co już dzisiaj, dwa wieki później, takim szokiem nie jest?
Czy dziś kobiety nie przejmują władzy w różnych dziedzinach?
W polityce? I bardzo dobrze. Fredrze chodziło zapewne o to, żeby to nie były głupie kobiety. Dopowiedzmy – głupi mężczyźni też nie. Nam też o to chodzi. Ale czy w tamtych czasach mógł inaczej rozłożyć akcenty? Starał się. Przecież mężczyznom oddającym szable słabszej, a piękniejszej płci, równie mocno się tu obrywa. W inscenizacji Krakowskiego Teatru Komedia, w reżyserii Macieja Luśni, akcenty i myśl Fredry wydają się być klarownie wyważone. Napisana i zaaranżowana specjalnie do tego spektaklu muzyka, oryginalnie zaprojektowana scenografia i kostiumy, w końcu obsada oraz gra aktorska – to wszystko sprawia, że przesłanie wydaje się być mocne i bardzo aktualne. Jak brzmi? Trzeba przyjść na spektakl i samemu się przekonać.